Zuzanna Dąbrowska: W studiu Jan Bury, szef klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dzień dobry.
Jan Bury: Dzień dobry państwu, dzień dobry pani.
Będziemy rozmawiać o konsekwencjach tych wojen handlowych i embarga dla polskich rolników, ale zaczniemy od informacji sprzed paru chwil. Kilka minut temu media poinformowały, że były szef biura poselskiego posła Jana Burego, jednocześnie działacz PSL z Podkarpacia Bogusław P. został zatrzymany przez CBA pod zarzutem korupcji. Ten zarzut to podejrzenie o wzięcie 350 tysięcy złotych łapówki w zamian za załatwienie dotacji z Polskiej Agencji Przedsiębiorczości. Razem z Bogusławem P. zatrzymano dwóch przedsiębiorców z Krakowa, którzy mieli wyłudzić dotację o wartości 63 milionów złotych. Spodziewane było to zatrzymanie?
Ja znam sprawę od wczoraj, bo rozmawiałem wczoraj z panem Bogdanem, byłym moim dyrektorem biura zarządu wojewódzkiego rzeczywiście, natomiast to jest decyzja, która zapadła kilka dni temu, ale przypomnę, że rok temu miało miejsce także przeszukanie w biurze i w domu tegoż pana i nie tylko tego pana. Ta sprawa już ma dość długą brodę, bo prawie rok albo więcej się toczy. Prokuratura robi swoje, CBA robi swoje. Pan Bogusław od kilku lat już nie jest dyrektorem, jest przedsiębiorcą, to są jego prywatne sprawy, którymi się zajmuje. Ja jestem przekonany, że pan Bogusław Płodzień jest niewinny. To są zarzuty z tego, co wiem, w prokuraturze, przez kilka dni wyjaśniał te zarzuty, które zostały przeciwko niemu sformułowane i skierowane. Czy prokuratura przyjmie te wyjaśnienia, czy nie, to jest pytanie do prokuratury. Otrzymał zarzuty, wpłacił kaucję, jest na wolności, no i myślę, że każdy musi robić swoje, prokuratura swoje, CBA swoje, a pan Płodzień jako przedsiębiorca swoje.
Ale czy te zarzuty dotyczą także okresu czy końca tego okresu, kiedy pan Bogusław był dyrektorem pana biura?
Nie wiem, nie jestem wtajemniczony w tajemnicę śledztwa, to jest wiedza, którą posiada prokuratura ewentualnie Centralne Biuro. Pan Bogusław już od chyba 3 lat nie jest pracownikiem biura, jest prywatnym przedsiębiorcą i tak go należy traktować. Wczoraj był u mnie w biurze, zawiesił swoje członkostwo w PSL-u. Ma świadomość sytuacji, jaka ma miejsce, jest osobą odpowiedzialną i dorosłą.
Wróćmy w takim razie do spraw związanych z produkcją żywności w Polsce. Spadają dochody polskich rolników, to jest prawda obiektywna i nawet ci wszyscy, którzy mówią, że przecież przez ostatnie lata się bardzo w rolnictwie i na wsi poprawiło, wskazują, że rzeczywiście między innymi na skutek embarga dochodowość spada.
Spadają dochody, ale spadają już od kilku lat, nie od roku, nie tylko przez embargo, ale także i przez decyzję nieodpowiedzialną Sejmu Rzeczpospolitej o tym, iż wprowadzono w Polsce zakaz uboju rytualnego i od 2 lat na rynki światowe nie sprzedajemy polskiej wołowiny, drobiu czy mięsa baraniego, a to są niemałe rynki i były niemałe rynki. Polska tradycyjnie...
Ale o ile procent to mogło zaważyć na spadku?
No, znacznie, Polska jest liderem produkcji np. drobiu w Europie i bardzo dużo mięsa drobiowego szło na rynki azjatyckie czy rynki żydowskie, bo tam był odbiorca głównie, ale także i polska wołowina. Ale to wszystko miało istotny wpływ na spadek w ogóle cen na wyroby wędliniarskie, na wyroby także związane z wieprzowiną. To na pewno daje o sobie znać, choć od paru tygodni już Trybunał odrzucił tę ustawę, uznał, że jest niezgodna z prawem, ale to nie jest tak, że po 2 latach nieobecności na te rynki my błyskawicznie wrócimy. To jest odrabianie rok, dwa lub trzy. Na tych rynkach nie było luki, kto inny sprzedawał zamiast Polaków. Embargo natomiast rok temu wprowadzone uderzyło w pierwszym miesiącu, a może nieodczuwalne to było, bo firmy sprzedawały, magazyny były chłonne, ale po paru miesiącach magazyny się zapełniły i niestety nabiał, wędliny, owoce, warzywa niestety w ilości ok. 30% na rynki wschodnie trafiają, trafiają do Rosji, bo jest embargo, nie trafiają na Ukrainę, bo nie ma za co zapłacić. Więc de facto stanął eksport na wschód. I to dzisiaj daje o sobie głęboko znać, stąd te protesty, protesty często uzasadnione właśnie, bo dochodowość rolników, gospodarstw, firm rolno–spożywczych bardzo, bardzo spadła, stąd też ta fala protestów czy pretensji rolników, bo trudno mówić o protestach. Dzisiaj rolnicy prawdziwi produkują, pracują dzisiaj w gospodarstwach, kilkunastu rolników czy pseudorolników jest w Warszawie.
Ci, co jeżdżą, biorą udział w akcjach, przecież nie wszyscy zostali, to prawda, ale wielu blokuje drogi, odrywa się od tej pracy. To nie są pana zdaniem prawdziwi rolnicy?
Powiedzmy blokowali drogi i to było bardzo wyraźne i trudne w pierwszych 2–3 tygodniach od tych protestów, duża grupa, szczególnie na Podlasiu, w województwie warmińskim na Mazowszu blokowała te drogi i dlatego też minister Sawicki konsekwentnie, odpowiedzialnie podjął rozmowy, powołał 6 zespołów w Ministerstwie Rolnictwa i ci związkowcy, ci rolnicy, którzy chcą rozmawiać, rozmawiają, próbują rozwiązywać wspólnie problemy, a problemy są. Są związane z embargiem, ale także z tym, że za kilka miesięcy wchodzi w życie decyzja, że nie będzie kwotowania mleka, a są jeszcze kary za poprzednie lata, za przekroczenie limitów produkcji mleka. Za dwa lata czy trzy wchodzi w życie znów kolejna decyzja Unii, że nie będzie kwotowania produkcji cukru. Są problemy, które trzeba rozwiązywać, bo może Unia na to jest przygotowana bardziej, ale polskie rolnictwo mniej, bo jesteśmy w Unii dopiero kilka lat, a inni kilkadziesiąt lat.
Ale to PSL powinien je rozwiązywać, bo PSL jest u władzy, tak mówią rolnicy.
I to właśnie robimy. Nawet jak u władzy nie ma nas, to też mówią rolnicy, że PSL odpowiada za wieś i rolnictwo. I to robimy, minister rolnictwa dlatego rozmawia, rozwiązuje. Te zespoły po to są, żeby rozwiązywać problemy. Są takie organizacje, jak chociażby OPZZ z jej szefem, oni nie chcą rozmawiać, natomiast inni związkowcy i grupy producenckie, izba rolnicza rozmawia i szuka rozwiązania i jest pełna dobra wola, żeby rozwiązania znaleźć dobre dla rolników.
Zniknie zielone miasteczko?
To jest pytanie do twórców zielonego miasteczka. To miasteczko nie jest duże, jest miasteczkiem malutkim, jest pewnie tam kilkunastu rolników, a reszta to są pewnie widzowie i obserwatorzy, i pomocnicy tak zwanego zielonego miasteczka. To jest bardziej piarowo–polityczny projekt w tej chwili, bo prawdziwi rolnicy, owszem, byli na drogach z dobrym swoim sprzętem, dobrymi pięknymi ciągnikami, które kupili za dotacje i w części...
Za kredyty.
...za kredyty, przecież to jest połowa w kredycie. Ci rolnicy mają określone problemy, bo jak produkcja spada, ceny spadają, to mają problem ze spłatą kredytów. I to jest są realne problemy i o nich trzeba rozmawiać. Tydzień temu podjął rząd decyzję odnośnie odszkodowań w jednym z województw za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta, przez dziki głównie. Na dzisiaj chyba mam informację, że wpłynęło raptem 8 wniosków o taką pomoc de minimis dla 8 rolników, którzy mają takie właśnie szkody przez dzików, więc też zapraszamy, żeby rolnicy, z Podlasia głównie, składali te wnioski.
Jutro ważny dzień dla PSL-u, dla bytu partyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego, bo Sąd Najwyższy ma rozpatrzyć wasze zażalenie na to, że Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe za 2013 rok. Powodem było niewłaściwe przetrzymywanie środków na koncie, a właściwie na nie tym koncie, na którym trzeba je przetrzymywać. Suma nie była duża, ale dotacji nie ma.
To już nie jest nasze pierwsze doświadczenie, z PKW mieliśmy takie doświadczenie kilkanaście lat temu, przeżyliśmy je i jeszcze do dzisiaj czujemy skutki, bo jeszcze spłacamy dług do ministra finansów związany z tamtą decyzją. I teraz mamy decyzję grudniową PKW rzeczywiście. Jutro jest Sąd Najwyższy i wierzymy w to, że jutro Sąd Najwyższy rozstrzygnie pozytywnie dla PSL-u, no bo jeśli nie, no to rzeczywiście sytuacja jest trudna. Ja nie ukrywam, że jak patrzę teraz na doświadczenie drugie nasze z PKW i drugi błąd, który popełniony został gdzieś tam w strukturze powiatowej PSL-u w jednym z województw, to uważam, że prawo, jakie w Polsce utworzyliśmy, dla partii politycznych w zakresie subwencji jest drakońskie. Drakońskie, bo wystarczy małe przewinienie, mały błąd i subwencję tracimy na 3 lata w stu procentach. A duże...
A w dodatku subwencje są bardzo wysokie, więc konkurencja od razu jest przy (...)
Dokładnie, więc konkurencja się cieszy. Duże przewinienie, też tracimy sto procent. Więc nie ma żadnej gradacji tych kar za przewinienie drobne, średnie czy duże, tylko jest taka sama kara za drobne, średnie czy wielkie przewinienie. A po wtóre nie może być tak, że pozbawia się za jeden błąd niezawiniony, nieświadomy, przecież partia to jest zbiorowość ludzka, w przypadku PSL-u to jest prawie sto parę tysięcy działaczy, błąd, który często się odbywa w jednym zarządzie czy w jednej gminie, czy w jednym powiecie i za to płaci cała partia, i to nie przez miesiąc czy w jakimś procencie 10%, tylko przez 3 lata. To zabija życie publiczne, partyjne, to jest de facto ustawa... znaczy nawet w Rosji carskiej takich ustaw nie wymyślono by, jak wymyślono w Polsce (...)
Ale to parlamentarzyści piszą ustawy.
No niestety tak. Myślę, że pisząc tą ustawę kilkanaście lat temu, żaden z posłów nie przewidywał skutków, że ona może tak właśnie zadziałać. Działa niestety w sposób drakoński. I jeśli w parlamencie po wyborach będziemy, a zapewne PSL będzie miał reprezentację niemałą, zrobimy wszystko, przekonać będziemy chcieli do tego innych posłów, żeby to drakońskie prawo zmienić, bo wiele partii te problemy też miało i przechodziło tę sprawę.
Dziękuję bardzo za rozmowę. Gościem magazynu był Jan Bury, przewodniczący klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Dziękuję bardzo.
(J.M.)