Dylan muzykował już jako kilkunastolatek, razem z kolegami ze szkoły średniej w swoim rodzinnym mieście w Hibbing w stanie Minnesota. Dla chłopaka z głębokiej prowincji nagranie płyty było jednak w tamtych czasach rzeczą niemal niewykonalną. Mając 19 lat, Bob rzucił więc naukę i wyruszył w podróż przez pół Stanów, do Nowego Jorku, gdzie najpierw odwiedził leżącego w szpitalu, poważnie chorego idola swej młodości, Woody'ego Guthrie.
Spotkanie twarzą w twarz ze słynnym bardem dodało Dylanowi zapału do dalszego grania. Przez parę miesięcy wykonywał folkowe ballady w nowojorskich klubach muzycznych, miał też okazję otwierać koncerty uznanego już wówczas bluesmana Johna Lee Hookera. Wkrótce potem został zaproszony przez Harry'ego Belafonte do studia nagrań, by po raz pierwszy w życiu zarejestrować na taśmie grane przez siebie dźwięki.
Harry Belafonte – "Midnight Special" (pierwsze podejście), źródło: YouTube / dylansroots
Okazja spadła z nieba, gdy rozchorował się oryginalny harmonijkarz, Sonny Terry. Dylan został wezwany w ostatniej chwili, by zagrać w jego zastępstwie w tytułowej piosence z albumu "Midnight Special". Jak wspominał w swej autobiografii Belafonte, Bob zjawił się w studiu nagrań z torbą pełną tanich harmonijek, wybrał tę, która pasowała tonacją do granego utworu, zagrał swoją krótką partię, zainkasował 50 dolarów wynagrodzenia i wyszedł, wyrzucając po drodze do kosza użyty chwilę wcześniej instrument. Nie wiadomo, jakie były dalsze losy tej harmonijki, dziś z pewnością byłaby warta majątek…
Nie ma też pewności co do dokładnej daty historycznej sesji. Niektóre źródła podają, że odbyła się ona 24 kwietnia 1961 roku, czyli równo 60 lat temu. Inne twierdzą, że był to czerwiec. Są też ponoć dokumenty świadczące o tym, że nagrania dokonano dopiero w lutym 1962 roku. Tak czy inaczej, były to czasy, kiedy z usług jednej z największych postaci w historii muzyki popularnej można było jeszcze skorzystać w bardzo przystępnej cenie.
kc