Album "Memento Mori" będzie następcą wydanego w 2017 roku krążka "Spirit" i pierwszą płytą Depeche Mode po śmierci klawiszowca i współzałożyciela zespołu Andy'ego Fletchera, który zmarł w maju tego roku. Rąbka tajemnicy na jej temat uchylili pozostali członkowie grupy Dave Gahan i Martin Gore podczas konferencji prasowej w Berlinie.
Ujawnili oni, że w studiu w Santa Barbara w Kalifornii nagrali już wszystkie utwory na nowy album, a teraz czeka ich jeszcze praca nad ich obróbką, którą zajmą się w Nowym Jorku wraz z producentem Jamesem Fordem. Muzycy zdradzili też, że piosenki zaczęli pisać już kilka lat temu, ale dopiero latem tego roku weszli z nimi do studia nagrań.
Nie wpadać w depresję
Tytuł "Memento Mori" nabiera szczególnego znaczenia w kontekście śmierci Fletchera, o której również była mowa podczas berlińskiej konferencji. – Po odejściu Fletcha zdecydowaliśmy się kontynuować działalność, bo jesteśmy pewni, że on by tego chciał – powiedział Martin Gore. Jego zdaniem tytułu płyty nie należy traktować w ponury sposób. – Można na niego spojrzeć w bardzo pozytywny sposób. Chodzi o to, by każdego dnia żyć na maksa. Tak właśnie chcielibyśmy to interpretować.
Album "Memento Mori" ma się ukazać wiosną przyszłego roku. Fanów Depeche Mode dodatkowo ucieszyła wiadomość o trasie koncertowej, którą zespół rozpocznie w marcu w Stanach Zjednoczonych. Dwa miesiące później tournée przeniesie się do Europy. Wśród ponad 30 zaplanowanych tu koncertów jest też i ten, który ma się odbyć 2 sierpnia na stadionie PGE Narodowy w Warszawie.
kc/kor