Polskie Radio

Zbigniew Namysłowski – geniusz jazzu w niebiańskim big bandzie

Ostatnia aktualizacja: 31.10.2022 07:00
Nie lubił być nazywany legendą polskiego jazzu, choć to określenie należało mu się jak mało komu. Zbigniew Namysłowski to jeden z tych muzyków, którzy – odchodząc ze świata w minionym roku – zostawili po sobie wyjątkowo dużą lukę na scenie.
Zbigniew Namysłowski
Zbigniew Namysłowski Foto: Grzegorz Śledź/PR2

– Czegokolwiek nie dotknął, był genialny. Na czymkolwiek grał, zawsze miał coś do powiedzenia – tak o zmarłym 7 lutego 2022 roku Zbigniewie Namysłowskim mówił Michał Urbaniak. – W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych był siłą napędową całej polskiej muzyki jazzowej.

Te słowa sławnego na świecie jazzmana o swoim koledze po fachu świadczą niezbicie o tym, jakiego kalibru postacią był Namysłowski. Młody Zbyszek wszedł w świat muzyki dzięki babci, która po śmierci jego rodziców w czasie wojny wychowywała go i zadbała o jego edukację. W muzycznej podstawówce uczył się gry na fortepianie, a w szkole średniej – na wiolonczeli. Wtedy jeszcze daleko było mu do jazzu.  

Czas na instrumenty dęte

Momentem przełomowym był Festiwal Jazzowy w Sopocie w 1956 roku, który niespełna 17-letni Namysłowski podsłuchiwał zza bramy, bo nie miał biletu. Wtedy postanowił, że nauczy się grać na puzonie. Tym gatunkiem zainteresował się także za sprawą znanych muzyków, wychowanków krakowskiego liceum, do którego uczęszczał: Karolaka, Dyląga, Krzeczka. Potem przyszły wyjazdy na jazzowe imprezy do Warszawy.

– Interesowałem się jednocześnie jazzem tradycyjnym i nowoczesnym. Pierwszym instrumentem, który dorwałem, był puzon, na nim raczej łatwiej było grać jazz tradycyjny. Poza tym to była na pewno łatwiejsza muzyka – wspominał Namysłowski w audycji Polskiego Radia. – W pewnym momencie Krzysztof Sadowski wpadł na to, żeby grać jazz na wiolonczeli. Ja przez jakiś czas tak grałem, ale potem całkowicie zerwałem z wiolonczelą. Później już chciałem grać jazz nowoczesny i zacząłem grać na saksofonie, bo wiedziałem, że będzie mi o wiele łatwiej.

Zbigniew Namysłowski Quintet – koncert w studiu S3 Polskiego Radia 19 marca 2021 roku, źródło: YouTube / Polskie Radio

Jazz krajowy i eksportowy

Saksofon stał się od tamtej pory firmowym instrumentem Namysłowskiego. To właśnie na nim jazzman zagrał nuty, które zapewniły mu miejsce w encyklopediach muzyki. A było ich co niemiara. Pod własnym nazwiskiem nagrał ponad trzydzieści płyt, do tego dochodzą liczne gościnne udziały w nagraniach albumów innych artystów. Współpracował z największymi tuzami polskiego jazzu, na czele z Krzysztofem Komedą, Leszkiem Możdżerem, Urszulą Dudziak i wspomnianym wcześniej Urbaniakiem. Z ostatnią dwójką w latach 70. przez dwa lata grywał koncerty w Stanach Zjednoczonych.

Muzyczny świat Namysłowskiego nie ograniczał się do jazzu (wziął udział m.in. w nagraniu albumu "Enigmatic" Czesława Niemena), a jego kunszt doceniali nie tylko polscy fani i znawcy gatunku. W 1964 roku wraz ze swym kwartetem wyjechał na kilka koncertów do Anglii, gdzie został zauważony przez wydawcę z wytwórni Decca. Zaprosił on zespół do londyńskiego studia, aby nagrał płytę w tym samym miejscu, gdzie swoje albumy nagrywała m.in. grupa The Rolling Stonesa. W ten sposób powstała "Lola", pierwszy longplay polskiego zespołu wydany na Zachodzie.

Kujawiak, muzyka góralska i Mozart

Charakterystyczną cechą twórczości Namysłowskiego było mieszanie różnych stylów muzycznych, które przychodziło mu z dużą lekkością. W swój jazz wplatał motywy polskiej muzyki ludowej, zaskakująco dobrze poddając je zmianom rytmicznym i wariacjom improwizacyjnym. Słychać to na takich krążkach, jak "Winobranie", "Kuyaviak Goes Funky" czy "Zbigniew Namysłowski Quartet & Zakopane Highlanders Band". Artysta nie wahał się też nawiązywać do muzyki klasycznej, czego efektem były nowatorskie albumy "Mozart in Jazz" oraz "Mozart Goes Jazz".

"Trudno jest nam podsumowywać jego dokonania, bo to co teraz czujemy to przede wszystkim olbrzymia pustka i rozpacz" – napisali bliscy Namysłowskiego w komunikacie o śmierci muzyka. Dziś, z perspektywy czasu, jaki upłynął od jego odejścia, można śmiało stwierdzić, że świat stracił artystę o olbrzymim dorobku, który pozostanie z nami na długie lata.

Zobacz też:

kc/kor