Kolejarze informowali, że podawali na stacjach kolejowych wiadomości o strajku. Część pasażerów nie wiedziała o akcji, a niektórzy - tak. Związkowcy twierdzili, że godziny protestu wyznaczono tak, aby były możliwie mało uciążliwe dla pasażerów. Zapewne jednak główną przyczyną braku chaosu jest fakt, że strajk trwał krótko.
To może się okazać jednak tylko pierwszym sygnałem to większej akcji związkowców. Jeśli postulaty nie zostaną spełnione do 8 lipca, to od 12 lipca w zakładach Przewozów Regionalnych rozpocznie się 10-dniowe referendum w sprawie strajku generalnego.
W ten sposób związkowcy domagają się podwyżki pensji o 280 złotych brutto od 1 czerwca. Przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszek Miętek mówił w poniedziałek w Warszawie, że żądania pracowników od wielu lat są lekceważone i ich cierpliwość się skończyła. Związkowiec podkreślił, że spór zbiorowy, na podstawie którego przeprowadzono wtorkowy strajk ostrzegawczy, trwa od 3 lat. Leszek Miętek zarzuca marszałkom województw marnowanie pieniędzy na kupowanie różnych rodzajów pociągów, zamiast dbania o pracowników Przewozów Regionalnych.
tk