Polskie Radio

Rozmowa z Markiem Balickim

Ostatnia aktualizacja: 04.01.2012 12:15

Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest Marek Balicki, były minister zdrowia, polityk lewicy. Witam pana.

Marek Balicki: Dzień dobry, witam.

Z.D.:  Zamieszanie, jak powiedział Grzegorz, wokół listy leków refundowanych, no ale nie tylko, oczywiście też ustawa refundacyjna, oczywiście też postawa lekarzy i związków zawodowych lekarskich i organizacji samorządowych, a także Izby Aptekarskiej. To wszystko razem powoduje, że nie można mówić o szczęśliwym początku roku dla ministra zdrowia i chyba w związku z tym dla rządu.

M.B.: No tak, powstało zamieszanie, bałagan, wydaje się, że sytuacja wymknęła się spod kontroli rządu, bo z jednej strony rząd niby umówił się z Naczelną Radą Lekarską i Naczelną Radą Aptekarską, że wszystko przejdzie gładko, ale jak się okazuje, umówił się nie z tymi, z którymi trzeba było się umówić, czyli szersze środowisko lekarskie czy aptekarskie nie akceptowało tych rozwiązań. I to jest dzisiaj pilne wyzwanie, żeby jak najszybciej uporządkować sprawy, tak, żeby pacjenci na co dzień nie odnosili tych negatywnych skutków związanych z tym, że recepty są niewystawione tak jak trzeba, a apteka się boi realizować receptę i sprzedawać lek, no bo nie wie, czy dostanie refundację mimo zapewnień prezesa, bo prezes się zmieni, zapewnienia ulecą, wszyscy zapomną, o co chodziło. Ja myślę, że dzisiaj pole kompromisu ze środowiskiem lekarskim jest dość ściśle określone, wystarczy niewielka nowelizacja w ustawie, nawet zapowiedź nowelizacji, żeby pacjenci mogli spokojnie chodzić do przychodni i iść do apteki. I to należałoby zrobić dziś i jutro.

Z.D.:  W tej chwili trwa spotkanie premiera z protestującymi lekarzami, ale nie wiadomo, czy ta nowelizacja, o której pan wspomniał, zostanie zaproponowana. Na czym ona powinna polegać?

M.B.: Ona powinna polegać na tym, że nakładanie nadmiernych sankcji nie rozwiązuje żadnej sprawy i wbrew pozorom nie uszczelnia systemu, a czasem jest niepotrzebne. Na przykład kwestia stwierdzania, czy ktoś jest ubezpieczony, czy nie jest ubezpieczony. Jeśli jest 99,3%, czyli prawie wszyscy Polacy są ubezpieczeni, to nie warto wydawać wielkich pieniędzy na to, żeby...

Z.D.:  Żeby uszczelniać system.

M.B.: ...żeby zidentyfikować tych kilkadziesiąt tysięcy czy sto kilkadziesiąt tysięcy osób, które nie są ubezpieczone. I paradoks sytuacji polega na tym, że ci, którzy są nieubezpieczeni, to najczęściej osoby wykluczone społecznie, które i tak nie chodzą do przychodni...

Z.D.:  I które trzeba by namawiać do tego, żeby się czasem pojawiły u lekarza.

M.B.: I dobrze, jak by te osoby brały leki, zanim stan zdrowia się na tyle pogorszy, że trafiają do szpitala. Ja jestem dyrektorem szpitala i do nas trafiają pacjenci nieubezpieczeni, ale trafiają w takim stanie dramatycznym, że czasem trzeba amputować kończynę z powodu złego leczenia cukrzycy czy podejmować dramatyczne działania lekarskie, żeby ktoś w ogóle mógł przeżyć. Więc w interesie państwa byłoby, gdyby nawet ten niewielki odsetek nieubezpieczonych chodził do lekarza i brał leki wtedy, kiedy zaczyna chorować, a nie kiedy są już odległe skutki choroby.

Z.D.:  A dlaczego Ministerstwo Zdrowia nie potrafiło wcześniej dokonać takiej analizy wyprzedzającej, czyli przewidzieć tego, czym się może skończyć wprowadzenie poszczególnych przepisów, właśnie bałaganem, konfliktem ze środowiskami medycznymi?

M.B.: No, to jest zagadka, bo prace nad ustawą trwały 3 lata, parę miesięcy w sejmie i w maju ustawa podpisana przez prezydenta, czyli wydaje się, że wystarczająco dużo czasu, żeby przygotować wszystko. Ale rozporządzenia nie były przygotowane na czas jeszcze przez poprzedniczkę pana ministra Arłukowicza, negocjacje z firmami zaczęły się w listopadzie, czyli już dużo za późno, no i później spiętrzenie tych wszystkich niekorzystnych zjawisk. Rozporządzenie w sprawie recept, gdzie są nałożone obowiązki na lekarzy, ukazało się w przeddzień wigilii, czyli też czas nie wystarczył...

Z.D.:  No tak, ale teraz poprzedniczka ministra Arłukowiczam pani minister Ewa Kopacz jest marszałkiem sejmu i właściwie nie ma odpowiedzialnych, tak można by powiedzieć śmiało.

M.B.: Można powiedzieć tak, że pani minister Kopacz udało się tak trochę umknąć z tego głównego pola, na którym się teraz trzeba spowiadać, że ta ustawa została nie do końca dobrze przygotowana, a błędy we wdrażaniu są tak wielkie, że pacjenci na tym cierpią. Ale też trzeba powiedzieć, że minister Arłukowicz znał błędy ustawy, bo pracował w komisji zdrowia, wypowiadał się medialnie, pisał interpelacje, czyli obejmując urząd ministra, powinien z premierem uzgodnić zakres koniecznych zmian...

Z.D.:  A czy pan premier zostawił go samego na placu boju?

M.B.: Ja się obawiam, że pan premier zakazał mu przygotowywania jakichkolwiek zmian, nie mając dobrej informacji najprawdopodobniej o tym, jakie mogą być skutki tej ustawy, i minister Arłukowicz chyba przestraszył się autorytetu premiera, a później stało się już za późno.

Z.D.:  No tak, ale skutki polityczne i koszty polityczne są ogromne.

M.B.: No tak. I teraz najgorsze to nie tyle, że rząd płaci skutki polityczne, ale że pacjenci ciągle nie mają rozwiązanej sprawy.

Z.D.:  Dziękuję bardzo za rozmowę. Moim gościem był Marek Balicki, były minister zdrowia, dyrektor szpitala publicznego, polityk lewicy.

(J.M.)