Roman Czejarek: Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej, w naszym studiu. Dzień dobry, panie ministrze.
Tomasz Siemoniak: Dzień dobry panom, dzień dobry państwu.
Krzysztof Grzesiowski: Panie ministrze, dziś przed południem Izba Wojskowa Sądu Najwyższego ma ogłosić wyrok w sprawie apelacji prokuratury, która chce uchylenia wyroków uniewinniających żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel w Afganistanie. Jakiego wyroku pan się spodziewa?
T.S.: Poczekajmy na ten wyrok, sprawa bardzo głośna, sprawa bardzo skomplikowana. Liczę na to, że utrzymane zostaną wyroki niższych instancji i żołnierze nie będą karani. Natomiast poczekajmy, sprawa jest trudna, sprawa skomplikowana, przyciągnęła bardzo uwagę opinii publicznej. Wydaje się, że nie wszyscy w tej sprawie mają czyste sumienie. Mam na myśli tych, którzy w taki sposób postanawiali zatrzymywać tych żołnierzy, ale mówię, poczekajmy na to, co zrobi sąd.
K.G.: O pieniądzach, panie ministrze, porozmawiajmy, jeśli pan pozwoli, i to dużych, setki milionów, a może i miliardy. Wczoraj Gazeta Wyborcza donosiła o tym, że MON zamierza rozpisać nowy wielki przetarg na, w skrócie, terenowe ciężarówki. W nomenklaturze wojskowej to się nazywa zupełnie inaczej. To prawda?
T.S.: Mamy takie plany. Trudno powiedzieć, w którym momencie to nastąpi, musimy zważyć, jakie potrzeby są pilniejsze, jak to rozłożyć w czasie, natomiast pewne rzeczy są oczywiste i widoczne dla każdego, kto mieszka w pobliżu jednostki wojskowej. Nasze ciężarówki są stare, ponad 70% z nich ma więcej niż 25 lat i po prostu wiele z nich się sypie. Więc sądzę, że ten przetarg czy w tym roku, czy w następnych będzie po prostu koniecznością. Stopniowa wymiana sprzętu.
K.G.: A czy to prawda, że są jeszcze pojazdy poradzieckie i poniemieckie w naszej armii?
T.S.: Poradzieckie na pewno są, bo to są samochody z lat 80., natomiast sądzę, że poniemieckich w sensie takim, że wyprodukowanych przed 45 rokiem...
K.G.: Jakieś pozostałości po II wojnie światowej?
T.S.: ...to sądzę, że tylko w jakichś częściach muzealnych być może, natomiast poniemieckie w sensie produkcji w NRD być może są.
K.G.: A jeśliby do tego przetargu doszło, jaka jest wartość teoretycznie takiego przedsięwzięcia? Na ile pan to...
T.S.: Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Zresztą regułą...
K.G.: Ile sztuk ewentualnie trzeba byłoby kupić?
T.S.: Regułą jest to, że przed przetargiem nie mówi się o kwotach, żeby nie pomagać oferentom, oczekujemy zawsze jak najniższej propozycji. Jest zdecydowanie za wcześnie, żeby o tym mówić. Myślę, że to jest kwestia drugiego półrocza i wtedy będziemy na pewno o tym szeroko informowali. Na pewno zresztą będę też chciał, żeby w sposób szczególny podejść do tego przetargu, jeśli chodzi o przejrzystość, osłonę przed jakimiś działaniami, potencjalnymi działaniami korupcyjnymi. To będzie bardzo duże zamówienie, które na kilka lat określi zakupy armii w tym obszarze.
K.G.: Miliard złotych?
T.S.: Nie chcę mówić tutaj o konkretnych kwotach. Badamy, ile potrzeby, zobaczymy, jakie będą oferty, wtedy wszystko się okaże.
K.G.: I przy okazji tego artykułu pojawiło się słowo o polonizacji, nie tyle przetargu, co konsekwencji tego przetargu. Krótko mówiąc, że podzespoły, montaż podzespołów czy też produkcja mogłaby się odbywać w Polsce. Czy to jest brane pod uwagę? Czy to jest możliwe w ogóle?
T.S.: Sądzę, że to jest możliwe i przy tego typu dużych przetargach zwykle oczekujemy tzw. polonizacji. W ciągu najbliższych tygodni ogłosimy przetarg na zakup śmigłowców wielozadaniowych dla wojsk lądowych i marynarki i jednym z warunków będzie to, żeby duża część produkcji, jeśli nie cała, odbywała się w Polsce. Jeśli dojdzie do przetargu na ciężarówki terenowe, skala jego będzie z pewnością duża, będziemy oczekiwali tego, żeby produkcja w dużej części odbywała się w Polsce. To jest... Na świecie staje się to po prostu regułą. Pieniądze naszych podatników powinny tworzyć miejsca pracy właśnie w Polsce.
K.G.: A skoro pan odniósł się już do tej części naszych Sił Zbrojnych, czyli do Marynarki Wojennej, tak się składa, że ilekroć z panem ministrem rozmawiamy, to zawsze temat Marynarki Wojennej pojawia się, nie wiem, czy pan jest po lekturze artykułu w Rzeczpospolitej, w sobotnio–niedzielnej Rzeczpospolitej Michała Majewskiego i Pawła Reszki? Tam piszą, że polska admiralicja to najbardziej konserwatywna, skostniała grupa w armii, i cytują opinię znawcy tematu, który twierdzi, że dowódcy Marynarki mają ambicje – uwaga – pacyficzne wręcz.
T.S.: Dobrze, że nie pacyfistyczne.
K.G.: Znaczy to by było źle akurat, no ale pacyficzne tak.
T.S.: Artykuł jest artykułem bardzo przenikliwie opisującym sprawy Marynarki, jednym z wielu, które pojawiły się w ostatnich tygodniach. W związku z tym, że zapadła decyzja o zatrzymaniu programu korwety „Gawron” pracujemy w tej chwili z dowódcami Marynarki, ze Sztabem Generalnym nad planem rozwoju Marynarki do 2030 roku, chcę go ogłosić jeszcze w marcu. I śledząc przebieg tej dyskusji, uczestnicząc w tej dyskusji chcę powiedzieć, że wiele nowych, dobrych pomysłów tutaj wnoszą dowódcy Marynarki. Imyślę, że ten program, który przedstawimy opinii publicznej, będzie programem na miarę naszych możliwości, ale też i pokazującym, że Marynarka Wojenna jest ważną częścią Sił Zbrojnych, potrzebną, zwłaszcza w kontekście Bałtyku i możliwych zagrożeń na tym morzu, więc sądzę, że wtedy te oceny będą inne, też oceny dziennikarzy.
R.Cz.: Ale czy to znaczy, że skupimy się tylko na Bałtyku?
T.S.: Nie można się skupić tylko i wyłącznie na Bałtyku, natomiast wiadomo, każdy się skupia na tym, co jest dla niego najważniejsze i na pewno Polska mając tak długą granicę morską, już nie mówię o tradycjach, powinna myśleć przede wszystkim o Bałtyku. Z pewnością będąc członkiem NATO, mając ambicje uczestniczenia w rozmaitych misjach morskich, powinniśmy dysponować też i takimi zdolnościami, ale każde państwo myśli w kategoriach najbliższych możliwych zagrożeń, a potem dopiero sięga dalej.
K.G.: A czy prawdą jest, że premier zaakceptował 900 milionów złotych na przeprogramowanie, tak nazwijmy, działalności Marynarki Wojennej?
T.S.: Nie odbywaliśmy tak konkretnej rozmowy, żeby mówić o kwotach. Premier oczekuje ode mnie pokazania tego planu, co w tym planie będzie. To są bardzo duże pieniądze, zwłaszcza jeśli wytyczamy sobie taki horyzont 2030 roku. I wtedy na pewno się odniesie do tego, co w tym programie jest. Nie ma tak, że tutaj ktoś w ciemno zaakceptuje jakąś kwotę. Sądzę, że to 900 milionów czy ten poziom około miliarda złotych jest to rozważna propozycja, która wychodzi z tego projektu przygotowywanego przez Sztab Generalny i Marynarkę, ona daje dobre rozwiązania, dobre projekty przez najbliższe lata dla Marynarki Wojennej. Ale zobaczymy, no mówię, ten program nie jest jeszcze zaakceptowany, trwają nad nim prace, wtedy zobaczymy, co w nim konkretnie jest.
K.G.: Ale mniej więcej pan wie, co proponuje dowództwo Marynarki Wojennej, bo rzecznik Marynarki powiada – to dla opinii publicznej informacja – że analizy są niejawne. Pan coś więcej wie jako szef resortu obrony?
T.S.: Oczywiście, że tak, uczestniczę w tych pracach, natomiast one są w tym sensie niejawne, że to jest jakaś tam kuchnia. Pracujemy nad tym, są pomysły, są dyskusje, są spory, jak to będzie gotowe, przedstawimy to, jak w każdej branży. To nie jest kwestia jakiejś może największej tajemnicy, którą mamy, natomiast kwestia tego, że pewne rzeczy są po prostu niegotowe. Myślę, że dwa miesiące, które Sztab Generalny otrzymał na opracowanie tego planu, to jest termin ekspresowy i tutaj praca była bardzo intensywna. Ale sprawa jest poważna, sprawa dotyczy kilkunastu lat, potencjalnie bardzo dużych publicznych pieniędzy, w związku z tym trzeba to solidnie przeanalizować. Tak jak mówię, do końca marca z pewnością ten plan przedstawimy.
K.G.: A co z kadłubem „Gawrona”? Ktoś to kupi?
T.S.: Trudno mi w tym momencie powiedzieć. Zobaczymy, na pewno będziemy szukali jakiegoś rozwiązania. Z tego, co wiem, sama Stocznia Marynarki Wojennej szuka tutaj różnych rozwiązań, otrzymałem ostatnio korespondencję w tej sprawie. Natomiast też trzeba powiedzieć, że to nie jest tak w tym momencie w Europie i na świecie, że państwa oszczędzające na budżetach obronnych rozwijają jakieś programy w swoich flotach. Raczej te programy są redukowane. Więc sądzę, że tutaj dużego zainteresowania nie będzie. Ale póki się nie sprawdzi, trudno tutaj jakoś wyrokować. Na pewno dołożymy wszelkich starań, żeby zminimalizować tutaj koszty poniesione dotychczas przy programie „Gawrona”.
K.G.: Jeszcze jedna kwestia. Tak się składa, że akurat też w Wyborczej, ale dzisiaj tym razem – we Wrocławiu na 80 osób, które ostatnio zgłosiły się do służby wojskowej, aż 12 to kobiety. W Białymstoku kobiety stanowią około 10% kandydatek, a w stolicy, uwaga, na naszym terenie, czyli na Mokotowie panie to aż 20%. Tymczasem z całości wynika, że w naszej armii prawie 100–tysięcznej służy dziś tylko 2 tysiące kobiet, jesteśmy na szarym końcu, jeśli chodzi o statystyki natowskie. Pan by chciał poprawić ten stan rzeczy?
T.S.: Zdecydowanie tak, jestem po kilku spotkaniach z przedstawicielkami Rady ds. Kobiet, mówiłem o tym też dowódcom rodzajów Sił Zbrojnych, przedstawiając swoje priorytety na rok 2012, i jestem za tym, żeby liczba kobiet w naszej armii zdecydowanie wzrosła. I cieszę się z tego zainteresowanie, cieszę się z tego, że także w dużych miastach kobiety są zainteresowane służbą wojskową. Myślę, że ta perspektywa zawodowa jest dla nich bardzo interesująca. W wojsku wiele się zmieniło pod tym względem, to jest wojsko inne niż kilkanaście lat temu, nie ma żadnego problemu z równoległym funkcjonowaniem kobiet i mężczyzn, jeśli chodzi o sprawy szatni, sprawy sanitarne. Więc myślę, że jeżeli kobiety decydują się na służbę wojskową, dokonują dobrego wyboru. To jest tendencja we wszystkich armiach zachodniego świata i u nas też tak powinno być. Mam okazję spotykać...
K.G.: Wielka Brytania 10%, Włochy 13%.
T.S.: Chciałbym, żebyśmy... Pada w tym artykule liczba 5% jako taki cel. Myślę, że jest w naszym zasięgu to, żeby w ciągu kilku lat do tej liczby dojść. Oczywiście bardzo bym chciał i powtarzam to wielokrotnie na różnych szczeblach, żeby to nie było tak, że ta kobieta–żołnierz jest oficerem prasowym albo kierowniczką izby pamięci danej jednostki. Kobieta jest tak samo żołnierzem i powinna wykonywać te same funkcje co mężczyźni, coraz więcej spotykam też i takich żołnierek w wojsku.
K.G.: O, poprawność polityczna, panie ministrze, żołnierz–kobieta to żołnierka.
T.S.: Tak można powiedzieć też na pewno.
K.G.: Dziękujemy za rozmowę. Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej, gość Sygnałów dnia.
T.S.: Dziękuję.
(J.M.)