Polskie Radio

Rozmowa z prof. Markiem Belką

Ostatnia aktualizacja: 19.06.2012 08:15

Roman Czejarek: Przenosimy się teraz do siedziby Narodowego Banku Polskiego, tam przed mikrofonami prof. Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego, i nasz kolega Robert Lidke.

Krzysztof Grzesiowski:  Dzień dobry, witamy panów ze studia tutaj z ulicy Malczewskiego. Panie profesorze,  jeśli pan pozwoli, może wyjaśnijmy tę kwestię, bo pojawił się taki wątek, czy i jaki jest pana udział w przyznaniu Polsce praw do organizacji Euro 2012?

Prof. Marek Belka: Kiedy idea powstała, to ja akurat byłem akurat premierem.

Robert Lidke: No właśnie, podobno kiedy był pan premierem, to minister finansów przyszedł do pana z propozycją...

M.B.: Ależ skąd, było dokładnie odwrotnie. On z żadną propozycją do mnie nie przyszedł. To ja do niego przyszedłem.

R.L.: I?

M.B.: No właśnie, i jednym z warunków powodzenia całej tej imprezy, znaczy tego naszego... naszej kandydatury było złożenie przez polski rząd gwarancji odpowiednich finansowych i tak dalej, i tak dalej. Każdy minister finansów jest przeciwny jakimkolwiek gwarancjom, więc wtedy musiałem przekonywać pana Czesława Gronickiego i argumentem, który najbardziej do niego trafiał, jest to, że Mirek, i tak nie mamy szans, w związku z tym udziel gwarancji. No i udzielił, ale tak naprawdę nie od niego to wszystko zależało. Zależało od grupy moich współpracowników, od Wiesława Wilczyńskiego, fantastycznego gościa, pasjonata piłki nożnej, organizatora sportu, Jurka Ciszewskiego, syna zresztą słynnego Jana Ciszewskiego i innych ludzi wokół mnie, którzy po prostu w sposób entuzjastyczny się od samego początku do tego odnieśli.

R.L.: No dobrze, ale kiedy prawie dwa lata później ogłoszono, że Polska jednak organizuje Euro 2012, to nie miał pan wątpliwości? Nie był pan przestraszony?

M.B.: Nie, nie, nie. Nie miałem chwili wątpliwości, że podołamy organizacyjnie, natomiast, no cóż, to jest jedyny sposób, żebyśmy się zakwalifikowali do rozgrywek, organizować mistrzostwa.

R.L.: Zbigniew Boniek podkreśla pana zasługi jako tej osoby, która miała wpływ na to, że Euro 2012 zaistniało w Polsce, ale gdyby tego Euro 2012 nie było, to i tak byśmy budowali autostrady, i tak byśmy budowali hotele, lotniska.

M.B.: Tylko wolniej, a każdy rok niepobudowanej autostrady to olbrzymi koszt. Najdroższa autostrada to jest ta niezbudowana, a nie ta, która się buduje, i nawet z problemami.

R.L.: No tak, więc to jest nasz sukces, ale jesteśmy po kolejnych wyborach w Grecji, wygrały partie, które chcą realizować program naprawczy, to znaczy, że Grecja nie wyjdzie w najbliższym czasie ze strefy euro, czy też koniec kłopotów strefy euro albo może początek końca kłopotów tej strefy?

M.B.: Nie, nie, nie, ani koniec kłopotów, ani początek końca, bo przecież tak naprawdę to już kłopoty trwają od wielu miesięcy, jeżeli nie od kilku lat. To, co się stało w Grecji, no, sprawia, że taki scenariusz, bym powiedział, powolnych zmian, niedostatecznych, konwulsji na rynkach finansowych się realizuje, bo oczywiście to nie zmienia nic zasadniczo w sytuacji Grecji. Ja zresztą powtarzam, że Grecja nie wyjdzie ze strefy euro, także nikt oficjalnie ich z tej strefy nie wyrzuci, tylko jeżeli w pewnym momencie zabraknie im pieniędzy z jakichś powodów, no to wtedy zaczną drukować swoje własne pieniądze i wtedy będzie waluta... znaczy dwuwalutowość i w praktyce kraj znajdzie się (...)

R.L.: Czyli będzie waluta wewnętrzna i waluta zewnętrzna, tak?

M.B.: Pamiętamy to z przeszłości Polski.

R.L.: No ale rynki finansowe wczoraj nie reagowały całkiem pozytywnie na to, co się działo. Mieliśmy w Hiszpanii wzrost rentowności obligacji 10-letnich ponad 7%, to jest tak zwany próg bólu. To znaczy, że Hiszpanie muszą pożyczać drożej pieniądze na rynku i chyba Hiszpania długo nie wytrzyma przed takim wysokim... wysokiej rentowności.

M.B.: Dobrze, że pan zwrócił uwagę na Hiszpanię, bo po ogłoszeniu pomocy w wysokości 100 miliardów euro dla systemu bankowego Hiszpanii, no, pierwsze wrażenie było fantastyczne – wreszcie zrobiono coś więcej niż potrzeba, bo tak naprawdę potrzeba dla tego sektora bankowego mniej, więc jeżeli więcej, no to wtedy rynki po prostu pod wrażeniem po prostu będą pozytywnym. Tymczasem się okazało, że to nie idzie z tego europejskiego funduszu stabilizacji bezpośrednio do banków, tylko poprzez budżet Hiszpanii, budżet państwa. Co to oznacza? To oznacza, że dług publiczny Hiszpanii wzrósł w tym momencie o ok. 10% PKB, czyli będzie jeszcze trudniej Hiszpanii to wszystko obsłużyć i spłacić. Stąd rynki słusznie zareagowały: o Boże, to znaczy, że ten kraj jest w jeszcze większych problemach niż przedwczoraj.

R.L.: No właśnie, wszyscy się boją o Hiszpanię, boją się o Włochy. Jakie działania można podjąć, żeby ratować strefę euro, np. co może zrobić Europejski Bank Centralny Mówi się o tym, że mógłby wykupić obligacje niektórych krajów, nie dopuszczając do zbyt dużego wzrostu ich rentowności. Czy taki pomysł jest niebezpieczny i czy w ogóle jest możliwy?

M.B.: Do pewnego stopnia on już jest realizowany. Z powodów, nazwijmy to, polityki czy skuteczności polityki pieniężnej Europejski Bank Centralny wykupuje obligacje państw w trudnościach się znajdujących, ale to jest na razie bardzo niewielka suma i jakby inflacyjnego zagrożenia z tego nie widzę. Natomiast ci, którzy by chcieli, żeby EBC rzeczywiście wystąpił jako ten pożyczkodawca ostatniej instancji, ale nie dla banków komercyjnych, tylko dla państw, no, myślą o 10-krotnym np. zwiększeniu zaangażowania EBC w te sprawy, to wtedy mogłoby już mieć... no, wtedy by to oznaczało właściwie całkowitą zmianę mandatu EBC i zbliżałoby go do FED-u, czyli do banku centralnego Stanów Zjednoczonych, czy do Bank of England.

R.L.: Czyli wtedy spodziewalibyśmy się większej inflacji w strefie euro.

M.B.: No, nie od razu i nie natychmiast, ale rzeczywiście niebezpieczeństwo takie byłoby.

R.L.: A dla Polski jakie to miałoby znaczenie?

M.B.: No, na krótką metę bardzo dobre, bo byśmy mieli uspokojenie pełne, ale na dłuższą metę pewno konieczność importowania jeszcze wyższej inflacji niż dzisiaj.

R.L.: Komisja Europejska mówi o wprowadzeniu Unii bankowej w całej Unii Europejskiej, to mogłoby, może oznaczać wspólny system bankowy, wspólny system gwarancji depozytów. Czy takie rozwiązanie byłoby dobre z naszego polskiego punktu widzenia?

M.B.: Właściwie to się nad tym jeszcze zastanawiamy. Dlaczego? Dlatego że wszystko zależy od tego, jak będzie realizowana taka unia bankowa. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że unii bankowej być nie może bez unii fiskalnej, czyli unii budżetowej. No bo przecież cóż to jest wspólne gwarantowanie depozytów? To znaczy, że jakieś musi być... jakaś kupa pieniędzy tam gdzieś z tyłu czekać, europejskich pieniędzy na ewentualne problemy banków czy to w Polsce, czy to w Portugalii, czy nie wiem, gdzie, w Niemczech. Więc nie ma tych pieniędzy przecież, to trzeba by je najpierw zebrać. Więc to trzeba byłoby mieć jakiś element wspólnego budżetu unijnego.

Tak samo z uporządkowaną likwidacją banków, tu jest problem dzielenia się kosztami, kto by miał mianowicie ponosić koszty upadłych banków. I tak dalej, i tak dalej. Ale z kolei my jesteśmy w sytuacji, gdzie nie możemy sobie po prostu powiedzieć: nie, odwrócić się i obserwować tylko z daleka, jak tam się Unia czy też eurostrefa przymierza do tej unii bankowej, dlatego że 70% naszych banków to są banki unijne i w związku z tym one i tak będą w tej unii bankowej, nawet jak byśmy się do niej, że tak powiem, nie przyłączyli.

R.L.: No właśnie, teraz...

M.B.: Więc trzeba tak naprawdę... Przepraszam, trzeba w związku z tym dobrze to zanalizować i powiedzieć, czego na pewno nie chcemy.

R.L.: W maju inflacja była na zaskakująco niskim poziomie, wynosiła 3,6% w skali roku. To tylko trochę więcej niż punkt procentowy ponad cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego. Czy to oznacza, że w tym roku w zasadzie można mówić o tym, że nie będzie kolejnej podwyżki stóp procentowych NBP?

M.B.: W tej sprawie ja się nigdy nie wypowiadam, natomiast można powiedzieć tak, że wskaźnik rzeczywiście zaskoczył nas pozytywnie i jesteśmy z tego zadowoleni. Tak samo sytuacja na rynku paliw jest w tej chwili nieco lepsza.  Co nam w inflacji uderza źle, no to jest względna słabość złotego, a to się bierze stąd, że wszelkiego rodzaju konwulsje, jak ja to powtarzam, na rynkach finansowych odbijają się źle na złotym, złoty zaczyna fluktuować, iść w górę, w dół, no i komplikować nam życie.

R.L.: Czyli w tej sytuacji Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej mają w sumie małą możliwość wpływania na kurs złotego, na inflację.

M.B.: My na kurs złotego w ogóle nie chcemy wpływać, dlatego że gdybyśmy tak chcieli, to rynki by zaczęły z nami grać w grę spekulacyjną.

R.L.: Czasami interweniujecie.

M.B.: Tak, ale to tylko wtedy, żeby dać po łapach smarkatej.

R.L.: Dziękuję bardzo. Moim gościem był prof. Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego. Dziękuję za rozmowę.

M.B.: Dziękuję.

(J.M.)