- Sean "Diddy" Combs wykorzystywał swój status jednego z największych nazwisk w świecie hip-hopu, by zmuszać kobiety do poniżających je aktów seksualnych w ramach długofalowego planu handlu ludźmi i wymuszeń - ogłosiła 17 września nowojorska prokuratura, stawiając muzykowi trzy poważne zarzuty.
Po odtajnieniu 14-stronicowego aktu oskarżenia, Combs nie przyznał się do winy. Robyn Tarnofsky, sędzia sądu federalnego na Manhattanie, odmówiła zwolnienia za kaucją, akceptując tym samym wniosek prokuratury o zatrzymanie Diddy'ego w areszcie do czasu rozprawy.
Prokuratura oskarża Amerykanina o wykorzystywanie swojego biznesowego imperium, w tym wytwórni Bad Boy Entertainment, do przewożenia osób zajmujących się pracą seksualną do różnych stanów, a nawet do innych krajów, by brały udział w tzw. "Freak Offs". Urzędnicy określają je mianem "wymyślnych występów seksualnych, organizowanych przez Combsa, podczas których ten masturbował się, a nierzadko je rejestrował". Zdarzenia te miały być tak wyczerpujące, że Diddy i jego ofiary musiały przyjmować płyny dożylnie, by dojść od siebie po wysiłku fizycznych i zażywaniu narkotyków.
Prawnik Combsa, Marc Agnifilo, zaznaczył, że wszystkie osoby biorące udział w tego typu wydarzeniach były tam dobrowolnie.
Trzy nowe zarzuty postawione przez prokuraturę to: spisek przestępczy, handel ludźmi w celach seksualnych oraz transport osób w celu uprawiania prostytucji. Jeżeli Combs zostanie uznany winnym wszystkich trzech oskarżeń, grozi mu od 15 lat więzienia do nawet dożywotniego pozbawienia wolności.
AŚ, Reuters