Gitarowa niespodzianka na jesień z pozdrowieniami od ekipy z Manchesteru.
Nazwa zespołu mogłaby sugerować, że mają na koncie grubo ponad trzydzieści lat - nieprawda, to czwórka dość młodych artystów (niekoniecznie debiutantów, bo działają od 2005 roku), ale rocznik 75 ma istotne znaczenie, kiedy rozkładamy brzmienie kapeli na czynniki pierwsze. Już pierwsza oficjalna EP-ka "Facedown" wydana kilkanaście tygodni temu mocno pachnie tęsknotą za wczesnymi latami 80-tymi, nowofalową melancholią, ociera się o historyczne manchesterskie klimaty, ale trudno jej zarzucić wstecznictwo. Mój ukochany numer "Antichrist" mógłby stać się perłą w secie każdego szanującego się zespołu z czołówki festiwalowych gwiazd ostatnich pięciu lat. Gitarowe riffy oplecione przestrzennymi dźwiękami klawiszy i przepiękne, dojrzałe wokale. Jedyne, co mogłem zarzucić The 1975 to ucieczkę w zbyt smutne i irytująco introwertyczne melodie. Urocze, ale ja czekałem na coś energiczniejszego.
No i jest. Wreszcie oficjalnie zapowiedziany został singel "Sex" (sklepowa premiera 19 listopada), który w sieci można było usłyszeć już ponad rok temu. Wydany zostanie przez The 1975, chociaż pierwotna wersja nagrana została jeszcze pod wcześniejszą nazwą projektu T H E S L O W D O W N. Czarno-biały klip jest dość wiernym remakem live session video z 2011 roku. Zainteresowani oryginał znajdą w sieci (na przykład tu), a aktualną wersję zobaczyć możecie na antenie Czwórki.
Niby nic oryginalnego, a jednak wpada w ucho i chwyta za serce. Niezła melodia oparta na solidnej pracy sekcji rytmicznej nadaje się nie tylko do dyskretnego tupania nóżką.
Na podstawie kilku zaledwie produkcji trudno wnioskować jaka przyszłość czeka The 1975, ale mam nadzieję, że nie stracimy ich z pola widzenia, chyba, że znów zmienią nazwę jak robili to już kilkukrotnie w swojej blisko siedmioletniej historii. Polecam śledzić wydarzenia na ich stronie i przesłuchać ich pierwszą EP-kę!