John Frusciante udzielił wywiadu australijskiemu radiu Double J. W niemal piętnastominutowym materiale możemy usłyszeć artystę opowiadającego o swojej najnowszej solowej płycie "Maya", która ukazała się w miniony piątek. Poza dyskusją o nowym krążku w wywiadzie znalazło się też miejsce na Red Hot Chili Peppers i długo oczekiwany powrót gitarzysty do składu zespołu.
- To, co było dla mnie zaskakujące i ekscytujące, gdy ponownie zacząłem grać z zespołem, to fakt, że mogłem sprawdzić na co mnie stać z gitarą w rękach. Przez ostatnie 12 lat gitara była dla mnie jedynie czymś, na czym "ćwiczyłem". Nie była ona tak ważną częścią muzyki, którą tworzyłem. Taki był więc zamysł: sprawdzić ile różnych światów jestem stanie wykrzesać ze Stratocastera (model gitary marki Fender - przyp. red.). Przy innych nagraniach zespołu korzystałem z wielu gitar. Teraz, przy tworzeniu płyty w studiu używałem wyłącznie jednej. Staram się, by przemawiała na różne sposoby, by mówiła coś innego w każdym utworze - to moje muzyczne wyzwanie - opowiada Frusciante.
Artysta nie omieszkał wspomnieć o tym, jak czuje się ponownie pracując z Papryczkami:
- To prawdziwy powrót do rodziny. Czuję się z nimi niezwykle komfortowo - tak jakby czas nie zmienił zupełnie nic. W zasadzie czujemy się w swoim towarzystwie tak dobrze, jak zawsze.
Frusciante przybliżył też powody zawieszenia współpracy z RHCP:
- Połowę życia spędziłem w zespole, a połowę poza nim i wydaje mi się, że właśnie takiej drogi potrzebowałem, by zachować świeżość i nie stać się jedną z osób, którą nigdy stać się nie chciałem - osobą, która powtarza w kółko to, co już kiedyś zrobiła i zaczyna czuć się wygodnie z mentalnością i stylem życia "gwiazdy rocka". To wszystko kwestia własnego ego. To wszystko jest swego rodzaju żonglerką, a ego jest niezwykle podstępnym przeciwnikiem.
Całego wywiadu posłuchacie tutaj:
AŚ