Najnowsza płyta Gorillaz siłą rzeczy najczęściej stawiana jest obok swojej poprzedniczki – „Humanz”. Początkowo ten fakt nie dziwi – oba albumy zostały wydane w przeciągu kilkunastu miesięcy. Jednak po przesłuchaniu „The Now Now” wiadomo, że różnice między piątym, a szóstym wydawnictwem, są znaczące. I dobrze.
To co wyróżniało „Humanz”, to przede wszystkim tłumy gości, które Albarn zaprosił do współpracy. Obecność między innymi De La Soul, Danny’ego Browna, Pusha-T czy Mavis Staples sprawiła, że poprzedni album mógł nieco stracić na swojej „gorylowości”. Nie można powiedzieć, że tamta płyta była zła. Wręcz przeciwnie. Jednak w większości fani Gorillaz liczyli na coś innego. To coś wraca z „The Now Now”.
Jeśli chodzi o kulisy powstawania płyty – blisko jej do „The Fall”. Oba albumy powstawały w trakcie trasy po Stanach Zjednoczonych. Łączy je także niewielka liczba artystów zaproszonych do współpracy i widoczne nawiązania do konkretnych miejsc w USA.
Szybkie spojrzenie na gościnne udziały i już wiemy, że ten album jest bardziej „albarnowski” niż poprzednik. Gości mamy tylko trzech: George’a Bensona, Snoop Dogga i Jamie Principle’a. Każdy z nich spisał się naprawdę nieźle, ale do głównej roli wrócił Damon Albarn. Tym razem jego wokal nie został zmodyfikowany tak, jak na poprzednich krążkach. Większa naturalność wychodzi „TNN” na plus.
Od strony muzycznej „The Now Now” jest mieszaniną energetycznych i kojących dźwięków pełnych pasji i różnorodności. Nie brak tu akcentów soulowych i odwołań do klasycznej elektroniki, co z pewnością ucieszy fanów pierwszych nagrań Gorillaz. Trudno określić „The Now Now” jako płytę taneczną. Otwierające krążek kawałki („Tranz” i „Hollywood”) mają widocznie klubowy sznyt, ale na tym koniec. Później jest melancholijnie, kojąco i bardziej samochodowo niż parkietowo.
Teksty Albarna zdają się być indywidualnym opisem przeżyć wewnętrznych artysty. Jest refleksyjnie, a momentami nawet smutno. Nie brak tu ponurych emocji i przeżyć. Samotność w „Humility”, problemy związków w „Fire Flies”.
Po zaskakujących brzmieniach na „Humanz” wracamy do bardziej klasycznego grania Gorillaz. Jest solidnie i różnorodnie. Przy tym albumie nie można się nudzić.