Miałem taką potwierdzoną wieloma przykładami teorię: w duetach producenckich często jest tak, że jedna osoba ogarnia kwestie muzyczne znacznie lepiej, posiada więcej talentu, itd. Wyjątkiem od tej reguły jesteście wy – obydwaj tworzyliście osobno zanim powstało Gorgon City. Jak połączenie waszych umiejętności wpłynęło na tworzoną przez was muzykę?
Matt - Znam kilka przypadków duetów takich jak my. Tworzyliśmy muzykę na długo przed Gorgon City, obydwaj byliśmy zajawkowiczami wkręconymi w tworzenie bitów, linii basowych, pisanie piosenek. Myślę, że nauczyliśmy się sporo tworząc wspólny album przy pomocy nowych technik, jak nagrywanie dużej ilości wokali, żywych instrumentów. Zdecydowanie ten album był dla nas wielką lekcją produkowania pełnowymiarowych piosenek, nie tylko tanecznych beatów.
Co było najtrudniejsze w produkcji „Sirens”?
Kye - Staraliśmy się nie myśleć zbyt dużo o trudnościach, myślę, że nie stresowaliśmy się pracą, raczej był to naturalny proces, świetnie się przy tym bawiliśmy, nie wydaje mi się, żeby wystąpiły jakieś trudności. Mieliśmy dużo skończonych numerów, musieliśmy zdecydować, które z nich umieścić na albumie, to był jedyny problem – pozbyć się kawałków, które naprawdę kochamy. Mamy nadzieję, że zmieszczą się na kolejny album.
Już myślicie o kolejnym?
Matt – Kilka kawałków po prostu musiało się znaleźć na krążku, ale są też utwory, które dodaliśmy do tracklisty dość późno, ponieważ jeszcze miesiąc przed terminem skończenia albumu pracowaliśmy nad trzema piosenkami - później musieliśmy zrezygnować z trzech starszych, które uwielbialiśmy. Myślę, że będziemy chcieli je wydać, jeżeli nie na kolejnym long playu, to przy innej okazji, jak już skończy się całe zamieszanie z "Sirens". Tak czy inaczej ciągle pracujemy nad nowymi pomysłami, to jest dla nas już naturalny proces - chcemy produkować muzykę.
Wspierany undergroundowym brzmieniem house stał się bardzo popularny w mainstreamie, w ostatnich miesiącach sporą popularność zdobyliście Wy, ale także wykonawcy jak Route 94, Kiesza czy Secondcity.
Kye – Tak, wielka fala brytyjskiego house'u ma teraz swój czas i miło to widzieć, świetnie jest być częścią tego wszystkiego, szczególnie, kiedy jesteśmy w Stanach i słychać tam tyle brytyjskich brzmień, co nie zdarzało się tam od dawna. Z drugiej strony nie chcesz być postrzegany tylko jako część jakiegoś ruchu. Staramy się wnieść wszystko, co nas inspiruje, co sprawiło, że jesteśmy producentami, inspiracje, na których wyrośliśmy, nie tylko garage i house. Próbujemy robić coś innego i mamy nadzieję, że nie brzmimy jak ktoś inny. Także są dwie strony medalu: cieszymy się z bycia częścią czegoś większego, ale z drugiej strony tworzymy muzykę, która brzmi jak my i nikt inny. Podczas tworzenia albumu nie chcieliśmy, żeby brzmiał jak rok 2014, chcieliśmy stworzyć coś, co będzie aktualne dłużej, muzykę, która będzie coś znaczyła dla ludzi za kilka lat.
Przyjeżdżacie do Polski w dobrym momencie – regularnie wypuszczacie hity, wasz album wychodzi za kilka dni. Możecie zdradzić swoje plany na najbliższą przyszłość?
Matt – Myślę, że będziemy robić ciągle to samo – będziemy podróżować, pisać piosenki, udoskonalać nasz występ na żywo – robimy tour po Wielkiej Brytanii, będziemy grali tylko i wyłącznie live.
Dziś usłyszymy waszego dj-seta, jakie utwory do grania preferujecie?
Kye – to zależy od miejsca, w którym gramy. Jesteśmy szczęsciarzami, bo mamy okazję grać na różnego rodzaju imprezach. Czasami gramy na uniwersytecie dla młodej publiki, czasami na dużej, oświetlonej scenie, innym razem w undergroundowym klubie, lub jakimś wielkim na Ibizie. Staramy się grać różne gatunki muzyki, fajnie jest przyjechać do takich miejsc, jak Polska i w jakiś sposób reprezentować brytyjską muzykę, być może zagramy więcej rzeczy z UK niż zazwyczaj. Jeżeli gramy kawałki innych producentów, muszą one brzmieć oryginalnie, unikatowo. To musi brzmieć "ciężko" w klubach, dużo niskich basów. Tworzymy house, ale lubimy niski bas, bo wychowywaliśmy się na garage, jungle i drum'n'bassie. Liczy się bass i dobry, house'owy beat.
wysłuchał: PT