2020. Wszystkie słowa o tym, jak zły to był rok zostały już wypowiedziane. W polskim rapie też najlepiej nie było. Zblazowanie, brak ciekawych obserwacji, ciągłe wykorzystywanie jednego patentu, który daje sprzedaż i wyświetlenia. Do tego wstrzymywanie się z publikacją płyt, aby potem zauważyć, że sytuacja na świecie nie zmieni się na jesień i masowe publikacje pod koniec roku, jakby niedopracowanych projektów. W pewnym momencie myślałem, że dalej tak się nie da, ale przychodzili kolejni "artyści" ze swoimi nijakimi krążkami. Było źle, ale jest na pewno kilka elementów, które błyszczą, jak perły w szlamie. Z mojego punktu widzenia najgorsze w tym jest to, że podziemie nie wykorzystało tego czasu na swoją korzyść. Też działało tak jak ci z mainstreamu, czyli na tych samych, przejedzonych tekstach i brzmieniach.
Rok temu podsumowanie było podzielone na cztery kategorie: płyta, singiel, odkrycie i label roku. W tym jednak zdecydowałem się tylko i wyłącznie na kilka słów o krążkach, trochę w kontrze do obecnego trendu wypuszczania singli. Konsekwencją tego wyboru jest obecność większej liczby płyt w tym zestawieniu.
Początek 2020 to dwa albumy ze stajni SBM Label: „H8M5” Białasa oraz „Uśmiech” Jana-Rapowanie i Nocnego. Ten pierwszy z króciutką EP-ką w sam raz nadającą się do porannej rutyny. Sporo treści, punchy, skoczności, dobrego doboru gości, ale też przemyśleń autora. Wszystko jak trzeba. Z kolei „Uśmiech” to zamknięcie trylogii Jana-Rapowanie i Nocnego i śmiało można rzec, że to najlepsza ich płyta. Dali z siebie wszystko i to, w jaki sposób Jan rapuje na produkcjach suwalczanina… Teksty poruszają, ale jednocześnie pojawia się miejsce na tytułowy uśmiech.
Kolejne miesiące przyniosły albumy „Dziennik 2020” Proceente oraz „Kuchnię Polską” Kuby Knapa, które równie gęsto gościły na moich głośnikach. Jak można się spodziewać sukcesu komercyjnego brak, a szkoda, bo to Proceente z ogromną pieczołowitością przedstawił sytuację w kraju, a nie inni raperzy, którzy nawet w połowie nie weszli na level obserwacji warszawskiego twórcy. Miotali, szamotali się w tych samych tematach, aby koniec końców dać coś, czego nie da się słuchać (patrz: Taco Hemingway). Zaś Kuba Knap to swój chłop i taką też muzykę nam daje. Nie sposób nie pałać do jego twórczości sympatią, a jednocześnie zastanawiać się nad brakiem przebicia. Na szczęście jest core'owy fanbase, który nie pozwoli tej płycie umrzeć.
QueQuality nie zaspało tak, jak w poprzednim roku w stosunku do SBM i wydało płyty dwóch gości, którzy tworzą fundament tego labelu. „Romantic Psycho” Queby to majstersztyk. Konceptualna płyta, która wciągnęła nas w głąb uczuć najpopularniejszego polskiego rapera. Ogrom świetnych, niespodziewanych featuringów, takich jak wyciągnięcie starej zwrotki Smarki Smarka czy refreny Sentino, Kiełasa, ale też i wyjście poza rapowe podwórko. Działo się i dzieje się nadal, bo do krążka tego dalej będę sukcesywnie wracać. Jakbym miał z kolei wybierać wydarzenie roku to byłaby akcja promocyjna towarzysząca tej płycie. Zepsuję chronologię i przeniesiemy się na koniec roku do drugiego z filarów QQ, czyli Guziora. „PLEŚŃ” jest krótka, ale można mogę wybaczyć ten aspekt ze względu na to, że selekcja utworów wyszła znakomicie i nie ma na tym krążku odrzutów, które często pojawiały się na wielu CD w tym roku. Guzior jak to Guzior - dużo jara, ale to co z robi z flow przekracza ludzkie pojęcie. „FALA”, „KUSHKOMA”, „BLUEBERRY” to jedne z najlepszych singli 2020.
Wracając do kalendarza. Maj przywitaliśmy z Golinem i jego albumem „Ogrody Drzewek Bonsai”, o którym możecie przeczytać tutaj.
Potem długo, długo nic aż do końca września, kiedy to swoją premierę ma wspólny projekt Kukona z Ka-Mealem zatytułowany "Kraków, Marzec 2020". Esencja twórczości biłgorajskiego rapera zawarta na przepięknych instrumentalach producenta, który nie ma słabych momentów. Palce lizać. I tak, aby zaraz ktoś nie wyszedł z jakąś tezą, ta płyta ma swoje wady, ale nie mają one przełożenia na obraz całości.
Było jeszcze kilka dobrze ogarniętych płyt, ale miały swoje wady najczęściej w postaci odrzutów. To problem w wielu przypadkach. Sugeruję wszystkim większą selekcję materiału. Lepiej mieć EP-kę, której można słuchać, niż LP, którego słuchać się nie da. Do tego też są oczywiście takie pozycje, które mnie osobiście nie przekonują, a ktoś je może wychwalać pod niebiosa, i śmiało. To tylko moje, subiektywne podsumowanie polskich, rapowych płyt z 2020 roku.
KSTYK