Teatr Polskiego Radia

Kilka refleksji pofestiwalowych. Felieton Janusza Łastowieckiego

Ostatnia aktualizacja: 23.06.2017 03:10
Zapraszamy do lektury felietonu Janusza Łastowieckiego, który pokusił się o kilka uwag wokół zakończonego właśnie 17. festiwalu twórczości radiowej i telewizyjnej "Dwa Teatry" w Sopocie.

Co innego jest głębiej w nas, czyli kilka radiowych refleksji po zakończonym XVII Festiwalu „Dwa Teatry”. 

Siedemnasta edycja festiwalu „Dwa Teatry” domknięta. Grand Prix powędrowało do twórcy, który w ubiegłych latach wielokrotnie otarł się o główny laur. Darek Błaszczyk, bo o nim mowa, to reprezentant silnego, autorskiego zwrotu w Teatrze Polskiego Radia.

Początek tej drogi wyznaczył Festiwal Nowe Słuchowiska, który zorganizowała Trójka w 2009 roku. Często wracam i przypominam o tamtym wydarzeniu. To pierwsza i jedyna - jak dotąd - edycja trójkowych „Nowych Słuchowisk” urodziła nazwiska, które dzisiaj wiodą prym festiwalowy. Anna Wieczur Bluszcz i Darek Błaszczyk to reżyserzy, którzy tam najdobitniej zaznaczyli swoją obecność (Wieczur-Bluszcz z nagrodą za reżyserię tym razem). Oboje zresztą ukończyli Mistrzowską Szkołę Reżyserii Andrzeja Wajdy, co okazało się istotne dla podejmowanych później prób radiowych.

„Pensjonat, czyli dom wesołej starości” Błaszczyka zainicjował jedną z najbardziej twórczych dróg Teatru Polskiego Radia, odświeżył koncepcję teatru wyobraźni, przesuwając akcent w stronę „obrazów malowanych dźwiękiem”. Podróże do „Jaskini” Jewgienija Zamiatina, na Ukrainę pogrążoną w głodzie („Wszystko płynie”), a wreszcie i do Warszawy ogarniętej ogniem powstania ("Odyseja Xięcia") były wydarzeniami i wykraczały poza ramówkową doraźność. Z powstania wyruszaliśmy do dusznej, klubowej i „filipinkowej” Warszawy lat 60. Do punkowego i nowofalowego Trójmiasta wiodła droga przez „Pasażera Lutra”. "Salome" wprawiała w ruch niepokojące grafiki Aubreya Beardsleya. "Instytut Benjamenta" prowadził nas w lynchowsko-kafkowski świat przez kryształowe, pogłosowe i oddechowe efekty. „Zegar bije” i „Mistrz Manole” zrealizowane z Jackiem Hałasem przypominały radiu o randze źródłowej literatury mówionej, szamańskiej i niezapisywalnej. Każde z wymienionych słuchowisk mogło z przekonaniem wygrać sopocki festiwal. I w jakimś sensie Grand Prix dla adaptacji dramatu Słowackiego jest równocześnie laurem dla tak wyraziście rozwijanej audio-twórczości. Tak też go traktuję.

Nie wiem, czy „Lilla Weneda”, wczorajszy triumfator festiwalu, jest wydarzeniem na miarę „Wszystko płynie” czy „Odysei Xięcia”. Kibicowałem bardziej zeszłorocznemu słuchowisku Błaszczyka "Panny z Wilka" (wyróżnienie aktorskie dla Moniki Kwiatkowskiej). Radiowa wersja pozornie tylko dryfuje na nostalgii Wajdy, odświeżając literacką figurę Wiktora Rubena. Łukasz Garlicki na przestrzeni kolejnych słuchowisk Błaszczyka (a jest ich częstym gościem) konsekwentnie i autentycznie kreuje jedną postać od nowa, przenosząc się tylko w czasie i przestrzeni. Jego naturalność, umiejętność wchodzenia w kolejne życiorysy z taką łatwością jest niepokojąca (w pozytywnym sensie) i warta uwagi. Odwrócone napięcia i gęste akcenty z „Pensjonatu” wracają. Wystarczy zwrócić uwagę na role kobiece, które Błaszczyk wprowadził w inny rodzaj mechanizmu artystycznego niż ten kordianowski, podyktowany filozofią Wajdy. Słuchowiska nie powstają dla nagród, powstają dla słuchaczy. Fakt, że Błaszczyk jest najczęściej wymienianym nazwiskiem w najnowszej ścieżce radia artystycznego, mówi więcej niż wszystkie sopockie nagrody razem wzięte.

Kilka słów w ważnej sprawie „regionów”. Niepokojące jest rozstrzygnięcie ex aequo Nagrody im. Ireny i Tadeusza Byrskich. O ile rzeszowskie „A był wśród nich jeden Samarytanin” Jerzego Fąfary i Grzegorza Styły było z poetyckiego ducha Markowej i tragicznych wydarzeń roku 1944 (ale już o poziom niżej niż poprzedni „Nalepa”), o tyle poznańsko-szczecińska „Piątka z Poznania” Sylwestra Woronieckiego jest festiwalowym nieporozumieniem. „Sońkę” w reżyserii Krzysztofa Kiczka potraktowano z nieufnością jako audiobook (choć w istocie to nie jest książka czytana, mylimy gatunki). Swietłana Anikiej została pominięta w głównych laurach aktorskich (jedynie wyróżnienie honorowe w kontekście świata, jaki wyczarowała białoruska aktorka to za mało). Dlaczego więc nagrodę Byrskich otrzymuje twór przypominający dźwiękowy dodatek do niezależnego wydawnictwa historycznego, czytanka wzbogacona wypowiedziami Jana Pawła II z reportażowymi wstawkami historyków i duchownych? Gorzkie jest tutaj również pominięcie najważniejszego słuchowiska regionalnego ubiegłego roku, „Naszego Teatru” Elżbiety Chowaniec w reżyserii Roberta Drobniuchna. Tak pozytywnej historii jak kielecka próżno wyglądać na firmamencie ponurych jednak rozliczeń. Adam Woronowicz jako założyciel Teatru Lalki i Aktora KUBUŚ jest jak filmowy Religa z „Bogów” Łukasza Palkowskiego. Wbrew propagandowej szarzyźnie, idzie „po swoje”, z elegancją i fachem, bez gwiazdorzenia. W osobie Karskiego teatr zrzuca kostium i wychodzi na spotkanie z widzem. Pozostaje więc ufać, że teatr jest wciąż dla ludzi, nie dla formy.

Wypowiedź jednego z jurorów festiwalu o walce „postu z karnawałem”, rozdziale słuchowisk na „postmodernistyczne”, a więc „byle jakie” i te heroicznie odbudowujące formę (przytaczam dokładną, radiową wypowiedź) nie była - najdelikatniej mówiąc - trafiona. Werdykty jurorskie omijają regiony, omijają poszukiwania nowych światów dźwiękowych. Do tego już się przyzwyczaiłem. Odbieram jednak teatr radiowy jako artystyczną przestrzeń, gdzie niejednoznaczność i odmienny sposób kodowania informacji stanowią jego differentia specifica. Białe i czarne jest nieznane w świecie radia, jak i w każdej szanującej się estetyce. Gdyby tak było, słuchowisko zostałoby już dawno wchłonięte przez inne medium. W jakiejś mierze wczorajsza wypowiedź Olgierda Łukaszewicza przypomniała ten balans, w słowach: „co innego jest głębiej w nas, co pomaga porządkować Świat”.

Janusz Łastowiecki, Zielona Góra, 22.06.2017

***

jd