"Anioły". Słuchowisko autorskie. Ciągle zastanawiam się nad możliwością osobistej wypowiedzi w radiu artystycznym. I mam ku temu wyraźne powody. Jak natomiast oddzielić słuchowisko napisane specjalne dla radia z pobudek czysto fikcjonalnych (czasami ich wyrachowanie bierze się z tematu podsuniętego przez organizatorów tak zwanych "konkursów zamkniętych") od tego, w które autor wpisuje kawałek swojego życia? Jest w Teatrze Polskiego Radia pewna grupa reżyserów, którzy nie boją się opowiadać siebie, w mniej lub bardziej intymny sposób (Ewa Banaszkiewicz, Darek Błaszczyk). Do nich należy Anna Dykczak, reżyserka najnowszej premiery Trójki "Anioły".
"Anioły", utrzymane w zupełnie innym klimacie niż wcześniejsza "Zupa truskawkowa" dotykają tematu adopcji. Jednocześnie, spoza historii wytyczonej przez temat "rodzinny", wysuwa się na pierwszy, pozawerbalny plan, zapis niecodziennej relacji. Mowa tu o kontakcie, który nigdy się nie zrealizuje w "realu". Niczym w słuchowiskach Andrzeja Mularczyka, gdzie poprzez wystukiwany alfabet Morse'a rodzi się miłość ("W każdą pierwszą niedzielę"), wykuwa się tutaj relacja między dwiema matkami tego samego dziecka (tą biologiczną i tą adopcyjną). Zawsze przy tego rodzaju słuchowiskach słuchamy wnikliwiej - tak, aby naszej uwadze nie umknęło żadne załamanie głosu, a autor miał powiedzieć więcej, rozdzierając poprawny dystans wytworzony przez sztukę. Szukamy jak zdobywcy newsów i plotkarskiej pożywki. Być może gubimy świadomość, że to właśnie sztuka stwarza tu dodatkowe życie, które mówi od tego momentu, w którym rzeczywistość portali staje się zbyt głucha. Autor ma tu możliwość zobaczenia siebie zarówno w wykreowanym alter ego, jak i postaci na pierwszy rzut oka odmiennej. Jak w "Podwójnym życiu Weroniki" Kieślowskiego bohaterka, pisząc poprzez zdarzenia i decyzje swój los, jednocześnie stwarza świat tej drugiej - oddalonej, rozmazanej, a tak bliskiej.
Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałem Dykczak w eterze, obok Mirosława Zbrojewicza, w słuchowisku Banaszkiewicz "Mój dom jest daleko". Brzmiało to niezwykle prawdziwie, jak za czasów, gdy królowały w radiu scenariusze Włodzimierza Odojewskiego i Ireneusza Iredyńskiego. Podobnie stało się teraz - mimo, że Dykczak stanęła po drugiej stronie pulpitu. W swojej najnowszej radio-opowieści postawiła na zupełnie naturalny zestaw aktorski. Katarzyna Dąbrowska i Karolina Bacia jako Olga i Maja, dwie matki, wsparte są przez interesujące epizody Livii, Ewy, Tomka i Romka (Anna Smołowik, Karolina Porcari, Wojciech Solarz i Rafał Fudalej). Szczególnie postać tego ostatniego to jakby wątek na osobne słuchowisko - bohater nieoczywisty i utkany z kilku nici. Duża w tym zasługa reżyserki, która zostawiła postaciom epizodycznym ogromną wolność. Dąbrowska stworzyła jedną z lepszych kreacji ostatnich lat. Jej niebanalny i jednocześnie przenikliwy sposób mówienia do słuchacza jest jednym z najważniejszych wydarzeń aktorskich w radiu w ciągu ostatnich lat. Dobrze zatem, że po drugiej stronie kryje się głos Karoliny Baci, zupełnie odmienny, grający w rejestrach dziecięcych (pamiętna rola chłopca z "Domu tajemnic" Stefana Grabińskiego).
Sukces słuchowiska czasami bywa burzony przez przesadną koncentrację na detalach w obszarze głównej osi dramatu. Tło akustyczne, każda barowa piosenka w tle, nocne kroki po Warszawie - wszystko potraktowane jest serio, co nie czyni z tego osobistego studium wyłącznie pretekstu do rozmowy na temat. Opracowanie muzyczne dopełnia ten emocjonalny list matki do matki, którym w pewnym momencie stają się "Anioły". Dobry teatr radiowy od dziesiątek lat (najważniejsza nauka w tej mierze przyszła na przełomie lat 50. i 60. - przy okazji Polskiej Szkoły Słuchowiska) stoi po stronie nieoczywistości i ucieka od tanich pretekstów społecznych czy historycznych. "Aniołów" nie będzie można zaszufladkować. Dykczak wraz z Andrzejem Brzoską (możliwości jego konsolety słychać w nagraniu) wniosła już kolejny raz do swojego spektaklu nowoczesny rys, zrywający z rutyną wielu rodzimych realizacji. Pojawiają się bowiem w radiu teksty, które pozorując teatr osobisty, stają się szybko jego karykaturą. Wspomniane wyżej konkursy zamknięte stały się w ostatnim czasie areną spektakli modelowanych na wydarzenie, wirtualną platformę do debat publicystycznych. Nie twierdzę, że jest tak w większości przypadków. Przykład "Podróży na Księżyc" Moniki Milewskiej pięknie przeczy tej tezie. Zwyczajnie zauważam pewną tendencję. Słuchowisko Dykczak w sposób nienachalny dryfuje swoją drogą. Parafrazując tytuł filmu Andrzeja Wajdy, reżyserka nie wystawia ważnej dla siebie sprawy na sprzedaż, ale uruchamia ją przy całym szacunku dla wolności swojej i słuchacza. Dykczak w swojej wrażliwości przypomina mi autorów radiowego teatru sprzed kilku dekad: Krystynę Salaburską i Stanisława Stampfla. Oni również z tematów społecznie zaangażowanych potrafili układać wielowarstwowe portrety psychologiczne. Wystarczy wspomnieć "Kundla" Stampfla czy "Człowieka przekreślonego na ścieżce" Salaburskiej (gdzieś z tyłu głowy jest Piotruś, adoptowany przez głównego bohatera herbertowskich "Listów naszych czytelników").
Słuchając "Aniołów" należy zapytać o możliwość osobistej wypowiedzi w radiu. Nie wiem, jak intensywnie będzie się ta ścieżka rozwijać. Jedno jest pewne. Potrzebny jest taki margines w twórczości fonicznej A.D. 2016, który nie będąc reportażem, dawałby możliwość usłyszenia siebie poprzez eter. "Anioły", jeśli się dobrze wsłuchać, to rozmowa. Czym są dwie matki-bohaterki, jeśli nie synonimem nas, nasłuchujących siebie z oddali, bez możliwości zobaczenia się gdzieś-kiedyś-w ogóle.