Teatr Polskiego Radia

Teatralna recenzja czerwca!

Ostatnia aktualizacja: 04.07.2013 00:01
Prezentujemy Państwu kolejnych laureatów konkursu na recenzję słuchowiska Teatru Polskiego Radia. W czerwcu są nim: Barbara Eyman i Maciej Sztąberek. Serdecznie gratulujemy! Już wkrótce poznamy finalistę naszego konkursu.
Marcin Hycnar
Marcin HycnarFoto: Grzegorz Śledź/PR

RECENZJA CZERWCA

Nasz  konkurs zmierza ku finałowi. Oto  po raz czwarty przyznajemy wyróżnienie za recenzję miesiąca.  Cieszymy się, że w ostatnim etapie zabawy pojawili się nowi, ciekawi autorzy. Do finału tego etapu zakwalifikowaliśmy  teksty Pań: Katarzyny Prędotki i Barbary Eyman oraz Panów: Piotra Grzywacza, Macieja Sztąberka i Tomasza Kaczorowskiego, który przysłał  trzy  wartościowe teksty.

Podobnie jak w ubiegłym miesiącu nagrodziliśmy dwa teksty.

Nagrodę otrzymuje Pani Barbara Eyman za recenzję słuchowiska „Kaprysy Kingi” wg tekstu Jana Misiuka (reż. W.Modestowicz).

Pani Eyman mieszka w Warszawie i – jak pisze o sobie: ”słuchaczką Teatru Polskiego Radia jestem bardziej sezonową, chociaż wciągam się coraz bardziej. Na co dzień zajmuję się pisaniem dubbingów i pisaniem w ogóle”. 

Nagrodę otrzymuje także Pan Maciej Sztąberek za recenzję słuchowiska „Somosierra”  wg tekstu Pawła Sztabrowskiego (reż.Paweł Łysak).

Paweł Sztąberek jest studentem Wydziału Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego.

Gratulujemy!

Już wkrótce  przedstawimy zwycięzcę całego konkursu.

A oto nagrodzone  recenzje czerwca:

Recenzja Barbary Eyman

Jan Misiuk: "Kaprysy Kingi" reż. Waldemar Modestowicz (Program 1)

Rzecz o nudzie naturalnie. Chociaż, można by się nabrać, że o miłości.

Występują: Emil Kwiatkowski (Marcin Hycnar), Kinga (Lidia Sadowa) i ciocia (Krystyna Tkacz).

Miejsce akcji: mieszkanie Emila i Kingi. Scena pierwsza: Emil wraca z pracy. Kinga parzy herbatę. Emil życzy sobie w filiżance, ale dostaje w “ku kubku”. I mamy pierwszy konflikt, bo “ku-kubek” jest jak cały Emil. Niby w porządku ale jednak do filiżanki mu daleko. Co łączy Kingę i Emila? Dobre pytanie. Przede wszystkim podglądanie sąsiadki na balkonie i lekka pogarda dla cioci. Ciocia oczywiście wpada często i bez zapowiedzi.

         Już w pierwszych zdaniach słuchowiska życie Emila i Kingi wywraca się do góry nogami. Za sprawą Cudziałka. Cudziałek to kolega Emila ze szkoły, który się dorobił. Zaprasza na piwo, po czym nie odbiera telefonu. Cudziałek to nie ku-kubek. Cudziałek to filiżanka. Z jednej strony kwintesencja całego zła, obiekt, na który można wreszcie przelać całą żółć, z drugiej niedościgły ideał, ten co to mu się powiodło, co zawsze będzie lepszy i zawsze niezasłużenie.

         Do grupy cudziałkopodobnych zalicza się też szeroko komentowana przez naszych bohaterów sąsiadka na balkonie. Jedyne, co ją charakteryzuje, to różnokolorowe i wciąż nowe szlafroczki. Jest genialnie bezpiecznym obiektem drwin. Jak i Cudziałek zresztą. Odpowiednio daleko, że nie słyszy i na tyle blisko, że doskonale ją widać. Pojawia się tu naprawdę świetny dialog, że pani to flądra, że znowu ma nowy szlafrok, że pewnie pod latarnią pracuje i tak dalej.

         W ten cały emocjonalny galimatias wpada ciocia. Ciocia jest w słuchowisku i przerywnikiem i elementem pobudzającym do działania. Generalnie kwestie dramaturgii, napinania i luzowania akcji i ogólnie cała konstrukcja tekstu robią wrażenie. Także kiedy akcja zbytnio się zagęszcza, czy nie chce nijak posuwać naprzód, wpada nasza starawa, samotna ciocia i narzeka. Pewnego dnia jednak, tu kolejny zwrot akcji, ciocia poznaje Franciszka. Spragniona wielkiego uczucia upija się w barze czerwonym winem i ulega fantazji. Kinga, z zazdrości może, udaje się później do tego samego baru i szuka podobnych wrażeń. Oczywiście tylko po to, żeby wszystko potem Emilowi elegancko streścić, żeby coś się wreszcie działo. Emil natomiast, jak ten pies, siedzi w domu, taki męski-niemęski i czeka. A to na ciocię czeka, a to na Kingę. Wokół niego kręci się akcja, to do niego przychodzą i od niego odchodzą. Bez nich nie bardzo w ogóle jest. One go definiują i dopełniają.

         Kinga wraca z baru po trzech dniach i postanawia kochać Emila, z litości jak twierdzi. A tak naprawdę? Może dlatego, że nie ma wyboru? Że inni przystojni i tak w końcu staną się takimi Emilami, więc czemu nie zostać przy swoim? Sytuacja wraca więc do normy. Znowu jest przyjemnie, bezpiecznie i po staremu. Ale, autor nie pozwala nam się jednak za długo nudzić. Atakuje sceną finałową. A w niej pojawia się ciocia (znowu miesza) i przynosi pierścionki. Mnóstwo cudownych pierścionków. I wychodzi. Tyle. Więcej cioci nie potrzeba. Nasi bohaterowie zostają. I proszę. W ich życiu nastał wreszcie wspaniały dzień, nareszcie coś się wydarzyło. Pojawiły się pieniądze. Jakie to banalne, o rany, a jak straszliwie prawdziwe.

         Jaki jest koniec tej historii? Emilek (bo właściwie już dawno nie Emil) zakłada pierścionki. Po dwa, trzy na palce i macha do sąsiadki na balkonie. Tak macha, żeby widziała i zazdrościła. Patrz, ty świecie wredny i niesprawiedliwy! Patrz, co ja mam! Ty założyłaś drugi raz ten sam szlafrok, a ja jestem bogaty! Wygrałyśmy, krzyczą paluchy w pierścionkach, wcale nie jesteśmy do niczego! Ha!

         I tak sobie pewnie będą krzyczeć jeszcze trochę, dopóki nie pojawi się nowy Cudziałek, nowy szlafrok na balkonie i tak dalej i dalej. Bez zmian, świadomości, właściwie, jak to w życiu, przecież. Nie ma się co specjalnie dziwić, czy buntować.

Recenzja Macieja Sztąberka

Paweł Sztarbowski: "Somosierra", reż. Paweł Łysak (Program 2)

Cóż może być piękniejszego, nad człowieka rycerskiego

„Sprawa Polska i męczeństwo, to dwa wyjątkowo do siebie pasujące słowa.” – stwierdzenie rotmistrza Jana Kozietulskiego stanowi doskonały komentarz do bitwy pod Somosierrą oraz do całości polskiej historii. Polacy mają bowiem na koncie wiele bohaterskich bitew, których heroizm i poświęcenie  do dziś budzą dumę narodową.  Czy efekt tych zwycięstw był jednak warty swej ceny? Takie pytanie nasunęło mi się już po kilku minutach słuchowiska Somosierra w reżyserii Pawła Łysaka.

Somosierra to autorskie słuchowisko Pawła Sztarbowskiego, który postanowił pokazać nam słynną bitwę od nieco innej strony,  niż dotąd było to czynione. Słuchając dzieła, stajemy się świadkami jednej z najbardziej desperackich szarż polskiej kawalerii.  Dnia 30 listopada 1808 roku, rotmistrz Jan Kozietulski poprowadził do ataku 125 polskich szwoleżerów zdobywając przełęcz Somosierra, mimo krzyżowego ognia dział i żołnierzy usadowionych na zboczach. Brawurowa akcja Polaków otworzyła Napoleonowi drogę do Madrytu. W Somosierze bitewna euforia oraz determinacja szarżujących kawalerzystów zostają jednak skontrastowane z lamentem matek i żon poległych żołnierzy. Z goryczą zauważają one, że ich mężowie i synowie najwyraźniej bardziej kochali ojczyznę od nich. W przeciwnym razie nie walczyliby na odległych ziemiach za sprawę, która bezpośrednio ich nie dotyczy. Po za tym dzieło to pokazuje jak bardzo gloryfikujemy naszych bohaterów, przemilczając często ich niecne postępki, takie jak pijaństwo, czy zdrady małżeńskie.

Słuchowisko ma charakter swoistej mozaiki. Przemieszane są tu bowiem sceny bitwy z komentarzami opłakujących bliskich matek, żon i sióstr, które pełnią funkcję narratora opowieści, a jednocześnie przypominają chór z antycznego teatru. Ich głosy, pełne goryczy i szyderstwa, powtarzające się niczym echo, dodają dramatyzmu oraz mistycyzmu. Szczególnie można to odczuć, gdy kobiety śpiewają pieśń Przybądźcie z nieba, która jest mocno zakorzeniona w polskiej kulturze związanej z pochówkiem zmarłych osób. Co ciekawe śpiewają ją jakby kanonem, lecz bardziej przypomina to rozpaczliwe zawodzenie niż śpiew.  Z drugiej zaś strony, możemy usłyszeć entuzjastyczne okrzyki upajających się szarżą szwoleżerów, którym towarzyszy uwertura z opery Wilhelm Tell  Gioacchina Rossiniego, nadająca scenie wydźwięku groteskowego.

Somosierra to przede wszystkim dobrze zbudowana opowieść pobudzająca wyobraźnię słuchacza. A to wszystko dzięki aktorom. Trudno jest wyróżnić grę poszczególnych osób, gdyż stanowiła ona jedną piękną kompozycję, na którą składały się swego rodzaju wymiany stanowisk kobiet i mężczyzn, którzy na bitwę patrzyli z zupełnie innego punktu widzenia. Jednak, jeśli ktokolwiek przykuł moją uwagę, to były to dwie osoby. Postać rotmistrza Kozietulskiego granego przez Piotra Żurawskiego, którego energiczny i wręcz agresywny głos wyróżnia się spośród szwoleżerów. Drugą bardzo interesującą kreacją jest postać Napoleona, w którego wcielił się Arkadiusz Jakubik. Mimo że zawsze wyobrażałem sobie głos Cesarza nieco inaczej, to muszę przyznać, że w tym przypadku, Arkadiusz Jakubik oddał w sposób rewelacyjny ironiczne komentarze nieustępliwego Bonapartego, który krytykował swoich generałów za brak zdecydowania, a z drugiej stronny podziwiał Polaków za ich odwagę. Przykładem tego są słowa: „A ja chciałbym, aby wszyscy moi żołnierze byli tak pijani, jak Ci Polacy” wypowiedziane z podziwem.  Poza tym ogromne wrażenie wywiera sama realizacja dźwiękowa. Okrzykom szarżujących szwoleżerów towarzyszą rżenie oraz tupot galopujących koni. Oprócz tego, klimatu dodają odgłosy werbli, kotłów oraz pojawiające się echo. Nic więc dziwnego, że słuchowisko to otrzymało w 2011 roku Grand Prix XI Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej Dwa Teatry odbywającego się w Sopocie. 

Największym atutem Somosierry jest przede wszystkim jej refleksyjność. Paweł Łysak w subtelny sposób pokazał zupełnie inne spojrzenia na tę samą sprawę. Na pierwszy plan wysuwa się jednak duża doza krytyki wobec skłonności Polaków do poświęceń oraz niepotrzebnej brawury zwanej „kozietulszczyzną”. Jako że bitwa pod Somosierrą stała się symbolem nadgorliwego wręcz heroizmu  Polaków, to ich postępowanie zyskało tę właśnie wymowną nazwę. Właściwie to wydźwięk słuchowiska rodzi kilka ważnych pytań – czy w ogóle warto się poświęcać dla jakieś sprawy lub idei? Czy desperackie czyny i nieustępliwość mają jakiś sens? A może po prostu lepiej nie walczyć i się poddać, ocalając życie, a jednocześnie zaoszczędzając bliskim bólu i cierpienia?  Paweł Sztarbowski w swoim dziele nie odpowiada wprost na to pytanie, lecz zasiewa wątpliwość, zmuszając nas, byśmy sami zdecydowali, co jest dla nas ważniejsze, nasi bliscy, czy też chwała i wyższe idee. Myślę, że dopóki ludzie będą musieli dokonywać trudnych wyborów, dopóty to pytanie będzie wciąż aktualne.

Zobacz więcej na temat: Polecamy Teatr Polskiego Radia