- Patrząc przez pryzmat sportowca nie ma co narzekać. W mieszkaniach jest ciepło, są wygodne łóżka, ciepła woda, dobre wyżywienie. Dostarczono po cztery sztuki wieszaków do szaf, bo ich brakowało. Oczywiście, jeśli jednak się mieszka po dwóch i rozłoży walizki, sprzęt specjalistyczny, to robi się ciasno - powiedział Tajner polskim dziennikarzom.
Biało-czerwoni już zaaklimatyzowali się w trzech wioskach (jedna w pobliżu Parku Olimpijskiego w Soczi, dwie w górach). Początki były jednak trudne.
- Od momentu wylądowania naszego czarteru w Adlerze do przyjazdu do wioski minęło siedem godzin. Ale wiedzieliśmy, że wszelkie procedury potrwają, przecież mieliśmy 3,5 tony sprzętu, który trzeba było odprawić, porozdzielać itd. W wiosce, poza wieszakami, mieliśmy informacje o wybijaniu kanalizacji spod pryszniców, ale to się zdarza w nowych budynkach. Na początku były też opóźnienia w funkcjonowaniu transportu - dodał.
Kiedyś Tajner przyjeżdżał na olimpiadę w innej roli, najpierw trenera Adama Małysza, później prezesa Polskiego Związku Narciarskiego. Dziś jest szefem całej ekipy.
- Na pewno inaczej było w Salt Lake City, kiedy z Adamem Małyszem musieliśmy się ukryć i wyjechać, aby odciąć się od wszystkiego. Tam była większe presja. Tutaj, w Soczi, nie ma tego naporu, jest umiar, mimo że oczekiwania nadal duże - przyznał.
Z pewnością najbliższe sercu Tajnera są skoki, dlatego z największym zainteresowaniem będzie śledził poczynania Kamila Stocha i pozostałych zawodników z grupy Łukasza Kruczka.
- Przede wszystkim żal, że nie ma Adama Małysza, bo on dysponował takimi parametrami siły, mocy, dynamiki, szybkości, że mógł zdobyć złoto. Ale dobrze, że mamy kolejnego skoczka mogącego walczyć o medal. Widzę po Kamilu Stochu, iż jest wyluzowany, pewny swojej formy, zresztą w całym zespole panuje fajna atmosfera - stwierdził.
Tajner odniósł się również do kontuzji stopy Justyny Kowalczyk, która ma w dorobku już cztery medale olimpijskie. "Przyznała, że uraz nie przeszkadza jej w bieganiu".
Szef polskiej misji zapewnił, że sportowcy są bezpieczni w wiosce i na obiektach.
- Wszędzie widać ochronę, podobno jest 24 mundurowych na jednego sportowca, oczywiście rozłożonych w terenie. Gdzieś w pobliżu stacjonują wojska, jesteśmy chronieni również z powietrza. Podczas rozmaitych kontroli spodziewałem się ostrego traktowania, a jest po europejsku - zaznaczył Tajner.
mr