Władze rejonu czelabińskiego wpadły na pomysł, by kawałki kosmicznej materii, która spadła im na głowy 15 lutego 2013 roku wkomponować w medale dla zwycięzców. Miało to upamiętnić wydarzenia sprzed roku. To była poważna katastrofa, 1600 osób zostało rannych, straty szacowano na miliony dolarów. Kosmiczny kawałek miał być jak diament na złotym pierścionku.
Relacja z 12. dnia igrzysk>>>
Jednak MKOL zachował się bez serca i powiedział organizatorom: stop. - Jeśli chcecie wręczać swoje medale, proszę bardzo, ale po zakończeniu igrzysk. Olimpijskie medale nie powinny być łączone z niczym innym - tłumaczył swoją decyzję MKOL. Władze ruchu olimpijskiego nie chciały, żeby w blasku olimpijskiego złota ogrzały się również fragmenty nie z tego świata.
Organizatorzy w Soczi wyjaśniają, że nie chcieli zakłócać ceremonii i nie chcieli wręczać swoich medali jako alternatywy. - Nigdy nie było mowy, żeby fragmenty meteorytu były wpasowane w oficjalny olimpijski medal, choć powszechnie tak się mówiło - stwierdzili organizatorzy. Władze Czelabińska będą się kontaktowały ze sportowymi władzami Austrii, Szwecji, Chin, Rosji i Polski, żeby uzgodnić warunki dostarczenia medali zwycięzcom. Kamil Stoch będzie mieć trzy medal zdobyte w Soczi, a Zbigniew Bródka dwa. Być może, jeśli powiedzie się panczenowej drużynie, także trzy.
mp, PR1