31-letnia Kowalczyk przyjechała do Rosji z kontuzjowaną stopą. Doznała jej jeszcze przed występem w Pucharze Świata we włoskiej miejscowości Dobbiaco (Toblach). Na koronnym dystansie 10 km "klasykiem" zajęła tam piąte, najgorsze od lat, miejsce.
- Co ze zdrowiem? Noga bez zmian. Zdecydowaliśmy, że diagnozy stopy dokonamy po drugim biegu, czyli 10 km stylem klasycznym. Od badania noga nie przestanie boleć, a wiedza o jej stanie mogłaby mnie psychicznie zdołować, więc po co. A jeśli chodzi o Dobiacco, to gdybym miała jeszcze raz wybierać, to znów bym tam pojechała. Ten start był mi potrzebny - powiedziała Kowalczyk po środowym treningu na Krasnej Polanie.
Dodała jednocześnie, że środki przeciwbólowe już odstawiła.
W środę na swoim profilu na portalu Facebook Justyna Kowalczyk opublikowała post, który jednoznacznie wskazuje na to, że chce skupić się tylko na sportowej rywalizacji i nie myśleć dłużej o swoim urazie.
Polka ma w dorobku cztery medale igrzysk, z czego trzy, w tym złoty, zdobyte przed czterema laty w kanadyjskim Vancouver. Rywalizację w Soczi rozpocznie sobotnim biegiem łączonym. Pięć dni później zaplanowany jest dystans 10 km "klasykiem".
- Trasy są świetne, bardzo urozmaicone, kontrastowe. W duatlonie (bieg łączony) łatwe do stylu klasycznego, zaś ekstremalnie trudne do łyżwowego. To połączenie jest bardzo ciekawe. Pogoda też jest znakomita. W poprzednim roku nie mieliśmy tutaj pół dnia tak dobrej, a teraz już cztery. Chociaż na starty ma się załamać - przyznała Kowalczyk.
Nie wiadomo, czy pobiegnie w sprincie drużynowym. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Zapowiedziała jednak, że nie wystartuje w sprincie indywidualnym.
- A dalej to się okaże - dodała.
Narciarka z Kasiny Wielkiej pytana o inaugurację, odparła:
- Na igrzyskach miałam do tej pory osiem biegów indywidualnych i nie zawsze to była walka o medale. Ale nikt nie powie, że nie dawałem 100 proc. z siebie i mam nadzieję, że podobnie będzie w sobotę.
W środę zawodniczka trenera Aleksandra Wierietielnego, który konsekwentnie odmawia rozmów z mediami, trenowała w godzinach południowych czasu lokalnego. W czwartek weźmie udział w ślubowaniu i oficjalnym przywitaniu polskiej reprezentacji, zaś nazajutrz czeka ją ceremonia otwarcia.
- Ze względu na zaistniałe okoliczności, czyli to, co mi się przytrafiło, nie czuję presji, nie czuję też atmosfery igrzysk. Jestem zajęta bardziej przyziemnymi rzeczami - zaznaczyła.
Powiedziała, że w wiosce olimpijskiej, w której mieszka, nie spotkała się z negatywnymi wypowiedziami dotyczącymi organizacji igrzysk czy zakwaterowania.
- Zresztą ja też jestem zadowolona z naszego małego apartamentu, w którym zamieszkałam z Sylwią Jaśkowiec i jej serwismenką. Spokój, cisza. Na trening pieszo mam pięć minut, busem - dwie. Bliskość to wielki komfort, ale na porównania do innych igrzysk poczekajmy do startów. Nie wiem, na czym stoję, np. jak będzie z regeneracją - zauważyła Kowalczyk, najczęściej z polskich sportowców, obok skoczka narciarskiego Kamila Stocha, typowana do czołowych miejsc.
W środę w kompleksie Laura na Krasnej Polanie panowały wymarzone warunki do treningów. Wszędzie jest pełno śniegu, trasy przygotowane, świeci słońce, czasem wręcz oślepia.
- Pogoda lubi biegaczy i biatlonistów, a w górach jest zawsze piękniej niż w mieście - podsumowała Kowalczyk.
ps