W czarnomorskim kurorcie wystartuje dziesięcioro Polaków. Wiodącymi postaciami ekipy powinni być m.in. Katarzyna Bachleda-Curuś i Luiza Złotkowska oraz Zbigniew Bródka i Konrad Niedźwiedzki - wszyscy przede wszystkim w rywalizacji zespołowej, ale obaj łyżwiarze mają też duże szanse na dystansach 1000 i 1500 m.
PAP: Przed igrzyskami wielu ekspertów i kibiców już "rozdaje" medale polskim sportowcom. Na liście jest kilkoro panczenistów.
Kazimierz Kowalczyk: Naszym zawodniczkom i zawodnikom zalecam spokój i koncentrację. Mam do nich zaufanie, tak jak do bardzo profesjonalnego sztabu trenerskiego i do osób współpracujących. Będziemy walczyć o możliwie najwyższe pozycje, ale nie rozdzielajmy już medali. Łyżwiarze z innych krajów też mają swoje cele.
PAP: Atutami biało-czerwonych są doświadczenie i... sukcesy. Polki wywalczyły brąz na poprzedniej olimpiadzie i srebro w ubiegłorocznych MŚ w Soczi, z kolei Polacy sięgnęli po brąz w czempionacie globu.
K.K.: Igrzyska są taką imprezą, która jednych przytłacza, a drugich wręcz przeciwnie - potrafi zmobilizować do jeszcze lepszej postawy. O naszych łyżwiarzy jestem spokojny, nie powinni dać się ponieść emocjom, ani przegrać z tremą. Mamy sześcioro doświadczonych zawodników ze sporymi osiągnięciami.
PAP: Wynik z Vancouver jest do poprawienia?
K.K.: Jestem przekonany, że tak. Tych szans medalowych trochę mamy - i w obu konkurencjach drużynowych, ale też np. Niedźwiedzki i Bródka na 1000 i 1500 m. Walka między nimi jest pasjonująca, rozstrzyga się na setne i tysięczne sekundy. Wszystkim chyba odpowiada tor w Soczi, bo niespełna rok temu stanęli tam na podium mistrzostw świata.
PAP: Na wyciągnięcie ręki są "krążki" w drużynówce. Rozpoczynamy rywalizację od ćwierćfinałów.
K.K.: Po pierwsze cieszy to, że drużyny są w ósemce, więc jako pierwsi Polacy mają zapewnione punkty na tych igrzyskach. Na razie nie znamy rywali w walce o półfinały, ale układ jest korzystny, bo nie trafią od razu na najlepszych.
PAP: Były problemy w przygotowaniach do Soczi?
K.K.: Największą bolączką, co wielokrotnie podkreślam, jest brak zadaszonego toru. To sprawia, że nawet teraz, na krótko przed rozpoczęciem zmagań, część naszych reprezentantów trenuje w Inzell, inni w Berlinie. Przyjadą na chwilę do domu i znów wyjazd. To nie jest komfortowa sytuacja, kiedy tak długo przebywają z dala od rodzin, dzieci, znajomych.
- Tor jest podstawą rozwoju polskiego łyżwiarstwa szybkiego w perspektywie igrzysk w Korei Płd. 2018 i - miejmy nadzieję - w Krakowie 2022. Jeden obiekt powinien zostać natychmiast przykryty. Rozmawiamy o zakopiańskim, najwyżej położonym w Europie. Tam można uzyskiwać bardzo dobre czasy, ale teraz on jest kapryśmy. Dzień, dwa zawsze uciekają ze względu na halny czy deszcz. Czekamy też na przykryty tor w Warszawie.
PAP: Co się dzieje z short trackiem? Do Rosji jedzie tylko Patrycja Maliszewska.
K.K.: Liczyliśmy na cztery kwalifikacje, a jest zaledwie jedna. To nasze niepowodzenie. Z różnych względów, m.in. na finanse i bazę, praca w klubach kończy się na poziomie walki o tytuły mistrza Polski, nie ma zaś przełożenia na rywalizację międzynarodową. Są tylko pojedyncze przypadki, jak Maliszewskiej i Bartosza Konopki, niestety będącego po kontuzji kolana. Gdyby nie uraz, on również byłby w składzie olimpijskim. A jeśli chodzi o Patrycję, liczę, że będzie w dziesiątce na dystansach 500 i 1500 m, a może uda jej się awansować do ósemki.
Rozmawiał Radosław Gielo
ps