Paradoksalnie, Katarzyna Bachleda-Curuś zanotowała najlepszy jak do tej pory olimpijski występ.
Osiągnęła rezultat 4.06,73, który dałby jej siódmą pozycję. Długo utrzymywała się na tym miejscu w klasyfikacji, ale kwadrans po zakończeniu konkurencji przy jej nazwisku pojawiły się literki DQ, które oznaczają dyskwalifikację. Polka w jednej chwili znalazła się na końcu stawki i nie została sklasyfikowana.
Powodem dyskwalifikacji było to, że podczas jazdy w parze z Sablikovą, gdy jechała po zewnętrznym torze, dwukrotnie przekroczyła nogą linię toru wewnętrznego.
Decyzją sędziów i tym drobnym błędem bardzo rozczarowany był Krzysztof Niedźwiedzki, trener polskich panczenistek.
- Drobna nieuwaga i wszystko to, co było tak wspaniałe, nagle uleciało.Takich przepisów jest więcej, zawodnicy muszą kontrolować tylko i wyłącznie jazdę po własnym torze, linia nie wchodzi w grę. Moment nieuwagi, wiadomo, są tu emocje i walka o sekundy. Kasia popełniła niestety ten błąd i została zdyskwalifikowana. Dla nas to bardzo smutne.
W tym biegu startowały też inne Polki - Natalia Czerwonka zajęła 16. miejsce z czasem 4.13,26, a 18. była Luiza Złotkowska, osiągając rezultat 4.14,19.
Zarówno Polce, jak i sztabowi naszej reprezentacji, trudno było pogodzić się z tą decyzją sędziów, która przekreśliła dobry przecież start Bachledy-Curuś.
Trener podkreślił, że rygorystyczne przepisy w łyżwiarstwie szybkim nie zawsze działają na korzyść zawodników.
- Nie każdy o tym wie, ale ten przepis jest przedziwny, bo tak na dobrą sprawę zawodniczka wydłuża sobie drogę tym przekroczeniem, nie przeszkadzając w niczym rywalce.
Zwyciężyła Holenderka Irene Wust, srebrny medal zdobyła Czeszka Martina Sablikova, a brązowy Rosjanka Olga Graf.
ps