Dudy były wykorzystywane już około XIV wieku. Od tego czasu, na całym świecie powstało mnóstwo odmian tego instrumentu. Wiecie, że tylko w naszym kraju jest ich aż siedem? Tam, gdzie mieszkają Brygida i Kuba, gra się na dudach żywieckich. Ale już kilkadziesiąt kilometrów dalej – w okolicy Koniakowa, gra się na gajdach. A na Podhalu – na „kozie” czyli dudach podhalańskich. Gość Brygidy i Kuby – Marcin Blachura gra właśnie na dudach żywieckich. Na dudy często mówi się „koza” i prawdopodobnie przez to są mylone z „kobzą”. A „koza” do „kobzy” ma się jak przysłowiowy „piernik do wiatraka”. Dlaczego? „Koza” to potoczna nazwa dud, instrumentu dętego – takiego, w który trzeba dmuchać, żeby wydobyć z niego dźwięk. A „kobza”, choć różni się tylko jedną literką, jest instrumentem strunowym. Podobnym trochę do dzisiejszej mandoliny czy lutni.
Dudy żywieckie mają duży worek z koziej skóry, który trzeba nadmuchać, żeby zacząć na nich grać. Do tego służy specjalny ustnik – „duhac” – taka krótka, stożkowata drewniana rura. Do worka wprowadzona jest też piszczałka, wygląda podobnie jak flet. Gdy ściśniemy nadmuchany worek, powietrze wydostaje się przez piszczałkę i wydobywa się dźwięk. Jego wysokość zależy od zakrycia lub otwarcia odpowiednich otworów w piszczałce. Taka piszczałka zazwyczaj jest osadzona w ładnie zdobionej, wyrzeźbionej z drewna głowie kozy. Ale to nie wszystko! Ostatnim elementem jest dłuuuga rura, z której w czasie gry wydobywa się jednostajne buczenie. To „huk” albo „bąk”.
Do dud można było śpiewać, ale i grać na skrzypcach. W „Źródełku” mogliście posłuchać takiej melodii, zwanej „koń” granej przez Brygidę i pana Marcina. A najbardziej znane na świecie są prawdopodobnie dudy szkockie. One mają już nie jedną, ale nawet trzy piszczałki burdonowe! W Szkocji można usłyszeć całe orkiestry dudziarskie, gdzie na raz gra ich nawet setka!
Kaja i Janusz Prusinowscy zaprosili nas do swojego pełnego muzyki domu, w ten wyjątkowy dzień – dzień św. Cecylii – patronki muzyki. Usłyszeliśmy dźwięki najróżniejszych instrumentów! Poszukajcie z rodzicami, jak wyglądają: fisharmonia, harmonijka ustna czy harmonia trzyrzędowa. Niektóre można by pewnie pomylić ze szkatułką na skarby, a niektóre są tak małe, że mieszczą się w dłoni! Mogliśmy też usłyszeć instrumenty lutnicze: lirę korbową, skrzypce, ale i… cymbały! Posłuchajcie, jak różne dźwięki mieszkają w domu Prusinowskich!
Kaja zaproponowała nam także grę, do której potrzebne jest kilka osób. Nazywa się „pierścień” i śpiewa się do niej bardzo ładną piosenkę.
PRZYPOMINAMY O KONKURSIE!
A jeśli już jesteście w takim muzykującym gronie, wyślijcie nam swoje zgłoszenie do konkursu „Nasze Muzyczne Źródełko”. Zostało na to już tylko kilka godzin, bo zgłoszenia przyjmujemy do północy, do dziś! Nie zagapcie się, jak Kopciuszek, wejdźcie na zrodelko.polskieradio.pl i wypełnijcie formularz zgłoszeniowy! Nie bez kozery wybraliśmy dzień patronki muzyki na finał naborów do Naszego Muzycznego Źródełka!
Nasze Muzyczne Źródełko
Na koniec Leon z Akademii Sztuk Dziecięcych zadał nam ciekawe pytanie: czy to prawda, że kiedyś zwierzęta mieszkały z ludźmi pod jednym dachem?
Ależ tak! Właściwie, przecież mieszkają do dziś. Nie jedno z Was ma na pewno kota, psa, żółwia czy świnkę morską… No tak, tylko wcześniej, zamiast ze świnkami morskimi, można było dom dzielić z kozą. Czy krową. Domy i zagrody były budowane tak, by można było być blisko swoich zwierząt. Dotyczyło to głównie młodych zwierzątek: kurcząt, jagniąt czy cieląt. I działo się przede wszystkim zimą, kiedy trzeba było zadbać o to, by zwierzętom nie było chłodno. Nasz pan redaktor, Piotr Kędziorek, sam pamięta, jak w domu jego babci, przy piecu stało pudło, w którym mieszkały małe kurczęta dopóty, dopóki nie podrosły na tyle, by móc samodzielnie biegać po podwórzu i spać w kurniku, ze starszymi kurami.
***
Tytuł audycji: Źródełko
Prowadził: Piotr Kędziorek
Goście: Brygida Sordyl i Kuba Gołdyn, Marcin Blachura, Kaja i Janusz Prusinowscy, Leon
Data emisji: 22.11.2020
Godzina emisji: 11.00
mg