Wakacje na wsi?
Dzięki Kornelce z Akademii Sztuk Dziecięcych w Warszawie wiemy już, co dawniej robiły dzieci podczas wiejskich wakacji! A musicie wiedzieć, że nie był to tak beztroski czas, jak teraz! Dzieci musiały pomagać rodzicom przy pracy w polu lub zajmować się rodzeństwem, kiedy starsi pracowali. Zdecydowanie praca była wtedy ważniejsza od szkoły. Zdarzało się, że dzieci zwalniano z lekcji, by pomagały przy pracach rolnych rodzicom. Czasem nawet całymi szkołami jeździło się na tak zwane „wykopki” czyli na kopanie ziemniaków na jesieni. Szkoła była przywilejem, czymś, na co nie każdy mógł sobie pozwolić. Dzieci cieszyły się, gdy mogły być w szkole. Chodząc na lekcje mogły spotykać się z kolegami, dowiedzieć ciekawych rzeczy i… nie pracować w polu. Na szczęście, choć pomoc rodzicom była najważniejsza, po pracy w polu dzieciaki miały jeszcze czas na zabawę w lesie, na polu czy nad potoczkiem!
Zioła na zdrowie!
Z naszymi przyjaciółmi z Beskidu Żywieckiego – Brygidą i Kubą – odwiedziliśmy górskie łąki i poznaliśmy lecznicze moce ziół! Dawniej nie w każdej wsi był lekarz, ludzie leczyli się sami, sposobami znanymi od swoich matek i babek. Człowiek żył wtedy w zgodzie z naturą, wiedział o niej bardzo wiele, a ona obdarowywała go swoimi dobrami. Wspaniałych mocy rośliny nabierały również w czasie kościelnych świąt – te święcone na Wielkanoc czy Matki Boskiej Zielnej były przechowywane w domu i bardzo cenione jako lekarstwo.
- Trzeba było mieć niezwykłą wiedze i doświadczenie, żeby wiedzieć, które zioło leczy, a które może zaszkodzić. Dlatego każda gospodyni przekazywała tę wiedzę z pokolenia na pokolenie. Trzeba było wiedzieć, kiedy zebrać dane zioło, jak robić napary, maści czy syropy! – mówił Kuba.
Brygida zaś, zna ma dwie przyszywane ciotki – Zofię i Józefę Sordyl – z którymi zbiera czasem zioła. Ale z siostrami Sordyl Brygida przede wszystkim uczy się śpiewać piękne beskidzkie pieśni! Jedną z pieśni pań Józefy i Zofii usłyszeliśmy w audycji. Zaczęła się ona i zakończyła bardzo charakterystycznym w tym regionie zawołaniem-huknięciem, które w Beskidzie nazywa się „wyskaniem”. Taki śpiew często był nie tylko formą zabawy, ale też komunikacji. Tak! Jeśli góral z jednej góry, chciał poinformować o czymś górala z innej, to właśnie wołał, śpiewał lub grał na instrumencie pasterskim, na przykład trombicie. Przecież wcześniej nie było komórek!
Z tych spotkań z siostrami Sordyl, Brygida przyniosła nam piosenkę o ziołach! Co prawda, z tekstu piosenki można wysnuć wniosek, że zioła są dobre tylko na „wabienie” chłopaków i powodzenie w miłości. Ale to nieprawda!
- Bobownika używało się na ból głowy, bławatki podawano w formie naparu ludziom chorym na serce, dziewięćsił to zioło skuteczne na odganianie czarów. Macierzanka, znana jako babskie ziele pomagała w ostomaitych dolegliwościach kobiet – mówiła Brygida – jaskółcze ziele likwidowało liszaje i brodawki, a piołun podawano na problemy z żołądkiem!
Ale nie tylko ludzie korzystali dawniej z dobrej mocy ziół. Bydłu, na wiosnę, podawało się wilcze łyko – jego pędy miały pobudzić apetyt, cis końskie ziele służył do okadzania koni przed pierwszym wypuszczeniem na pastwiska.
Kto mieszka w Wiśle?
Kaja i Hania Prusinowskie opowiedziały nam bajkę o Maciusiu z Warszawskiej Starówki i Teresce z Ciechocinka – miasta żywej wody (bo jest tam wiele źródełek i życiodajnych wód zdrojowych!). No, bajkę-nie-bajkę, bo tak naprawdę to historia o rodzicach Kai! Kiedyś opowiedzieli jej o letnich wspomnieniach sprzed 60 lat! Mama Kai opowiadała baśni równie pięknie, co jej córka. I jedną z takich maminych opowieści – o niezwykłym balu syren pod Zamkiem w Warszawie – usłyszeliśmy w Źródełku! Historii przygrywał na k annelu Janusz Prusinowski. Musicie wiedzieć, że kiedy jedzie się mostem Śląsko-Dąbrowskim, a w Wiśle odbijają się światła palonych na brzegach ogni, wiślańskie syreny mają swój bal. Następnym razem, jadąc tym mostem, przypatrzcie się dokładnie! Może dostrzeżecie jedną z nich?
Muzyka!
Muzycy z Francji, a konkretnie – z Bretanii – nauczyli nas, jak tańczyć, tworząc kształt wiatraka. Taniec ten nosi nazwę Le Moulinet, co oznacza właśnie wiatrak. Tańcowi towarzyszą specjalne okrzyki, dzięki którym tańczący dziewczynki i chłopcy wiedzą co i kto ma w danym momencie robić.
Posłuchaliśmy też pieśni cygańskiej w wykonaniu pani Teresy Mirgi – Romki z polskiego klanu Bergitka Roma. Choć wielu Romów wciąż wędruje po świecie, są i plemiona, które osiedlają się na stałe. Bergitka Roma to jedno z nich. Zamieszkują oni polską część Spiszu – miejscowość Czarna Góra, u podnóża Tatr. I to już od 300 lat!
Z Chin przypłynęły do nas dźwięki pipy, zwanej chińską lutnią, i wyczarowały nam opowieść o ptaku bawiącym się w wodzie.
***
Tytuł audycji: Źródełko
Prowadziła: Hanna Szczęśniak
Data emisji: 27.06.2021
Godzina emisji: 11.00