Co ciekawe, kuźnia ta stoi otoczona dziś eleganckimi, strzeżonymi apartamentowacami w miejscu, gdzie jeszcze 30 lat temu pasły się krowy ze wsi Służewiec, Szopy Polskie i Potoki. I piły wodę z Potoku Służewieckiego! Kuźnia, o której opowiemy stoi... w Warszawie!
Choć obecnie Dolinka Służewiecka, jest teraz dzielnicą Warszawy, 30 lat temu, gdy powstawała tam kuźnia, była jeszcze wioską! Wyobraźcie sobie, że wokół rozciągały się gospodarstwa, a po gruntowych drogach jeździły wozy, zaprzęgnięte w konie! Kuźnię założył w tym miejscu ojciec bohatera audycji – pana Kamila. Śladów wsi pozostało na Dolice Służewieckiej niewiele, jednak kuźnia Gałeckich jest jednym z nich, co więcej właściciele zgromadzili w niej wiele przedmiotów mówiących o pracy kowala dawniej i dziś. Obecnie kuźnię możecie odwiedzić, bo funkcjonuje przede wszystkim jako Muzeum Kowalstwa! Jednak pan Kamil Gałecki ma w niej swoją kowalską pracownię artystyczną.
O ile teraz taka kuźnia w środku miasta jest czymś bardzo wyjątkowym, to, gdy Dolinka Służewiecka była wsią Służewiec, pracownie kowalskie – kuźnie – znajdowały się niemal w każdej wsi. A kowal był niezwykle cenionym i ważnym człowiekiem! Niektórzy wierzyli nawet, że jest czarownikiem! Przecież z kawałka metalu był w stanie wytworzyć piękne, użyteczne rzeczy tylko przy pomocy ognia i młotka!
Jak wyglądała kuźnia? Była zazwyczaj drewnianą chatą, niedużą, za to z wielkim paleniskiem. Palenisko było miejscem, do którego kowal wkładał metalowe elementy, by się tam rozgrzały. Ale po co się je rozgrzewało? Taki bardzo rozgrzany metal stawał się miękki i łatwiej było mu nadać kształt. Na przykład kształt podkowy, bo przecież to właśnie kowale zajmowali się podkuwaniem koni! Takie palenisko często było piecem ziemiankowym (czyli takim wykopanym w ziemi) albo zbudowanym z cegieł. Taki piec rozgrzewał żelazo do ogromnych temperatur! Naprawdę bardzo, bardzo wysokich! Nawet ponad tysiąca stopni! Kowal musiał przy tym uważać, żeby nie rozgrzać żelaza zbyt mocno, wtedy pojawiały się na nim bąble, podobne do tych na gotującej się wodzie, i topniało. A ze stopionego żelaza nie dało się nic zrobić. Trzeba było poczekać aż wystygnie i zaczynać cały proces od początku. Ale skąd wiadomo, że żelazo ma już tę odpowiednią temperaturę?
- Im jaśniejszy kolor, tym wyższa temperatura. Tuż przed osiągnięciem temperatury topnienia materiał zaczyna skwierczeć, zaczynają iść z niego iskry. Na szczęście metal jest wdzięcznym materiałem, który długo się formuje i wybacza błędy – mówił Kamil Gałecki, mistrz kowalski, kowal w drugim pokoleniu, pierwszy był jego Tata.
Następnie, takie dobrze rozgrzane, miękkie żelazo kowal przenosił na kowadło. Kowadło to wielki metalowy kloc o specjalnym kształcie, ułatwiającym kowalowi kuć metal, czyli uderzać młotkami i nadawać różne formy. Może słyszeliście nawet takie powiedzenie „kuć żelazo, póki gorące”? Wzięło się właśnie z kuźni! A chodzi w nim o to, że należy szybko wykorzystywać okazje pomagające w załatwieniu jakiejś sprawy. Tak, jak kowal kuje żelazo, kiedy jest gorące i miękkie.
zdjęcie ilustracyjne
No dobrze, ale skąd kowal w ogóle bierze takie żelazo? Czy wykopuje je z ziemi? Poniekąd tak!
- Metal ma swój początek w kopalniach rudy żelaza – mówił nasz bohater. Kopalnie rudy żelaza wykopują kawałki żelaza z ziemi, podobnie, jak wykopuje się węgiel czy diamenty. – Następnie trafia do huty, gdzie jest czyszczony i odlewany. Po czym trafia do hurtowni stali – mówił Kamil Gałecki. – Kupuje się pręty o różnych przekrojach. Głównie żelaznych z domieszką innych metali i węgla.
Takie pręty trafiają właśnie do pieców kowalskich, a resztę procesu już znacie! Zastanówmy się jeszcze, co takiego powstawało w kuźni. O podkowach – jakże ważnych „końskich butach” już wspominaliśmy. Bez nich końskie kopyto byłoby narażone na uszkodzenia! Dawniej kowale zajmowali się jeszcze wytwarzaniem narzędzi do pracy w polu – robili kosy, motyki czy widły. Również noże. Dawniej również wozy nie jeździły na takich kołach, jak dziś. Koła od wozu były drewniane! Wykonywał je „kołodziej” czyli ten, kto robi koło. Kowal tworzył do tego metalową obręcz, która wzmacniała takie drewniane koło.
Ale kowal to nie tylko człowiek tworzący rzeczy z metalu. To także… wiejski taniec! Biorący w nim udział tancerze naśladowali ruchy kowala. Między innymi uderzanie młotkiem i podkuwanie konia. W „Źródełku” słuchaliśmy melodii tańca „kowala” z Rzeczycy, ale ten taniec był także znany na Ukrainie.
A czy wiecie, że kowala możecie znaleźć także na… drzewie? Albo na murze! Ależ tak! Kowale to także sympatyczne i kolorowe owady! Pełna nazwa takie robaczka to Kowal Bezskrzydły i rzeczywiście, nie ma on skrzydeł. Za to na grzbiecie ma piękny czarno-czerwony wzór, przypominający trochę afrykańską maskę. Na pewno nie raz widzieliście kowale! Żyją zazwyczaj w dużych skupiskach i łatwo je spotkać także w mieście.
***
Tytuł audycji: Źródełko
Prowadził: Piotr Dorosz
Data emisji: 24.20.2021
Godzina emisji: 11.00