Wywodziny, uocepiny i tańce, czyli żywieckie wesele
Posłuchaliśmy melodii zwanej podróżniakiem. Taką melodię grano, jadąc wozami na wesele. Dzięki temu cała wieś wiedziała o ślubie. A skoro już o ślubie mowa… przenieśmy się na Żywiecczyznę i dowiedzmy, jak wyglądało żywieckie wesele! Brygida Sordyl i Kuba Gołdyn zdradzili nam tajemnice tego niezwykłego wydarzenia… Czy wiecie, czym są wywodziny? To uroczyste wyprowadzenie z domu pana młodego lub/i panny młodej. Po młodych (każdy był we własnym domu) przychodził orszak weselny, ze starostami, skrzypkiem i dudziarzem, a za nimi szła rodzina młodego, bliscy i przyjaciele. Maszerowali tak przez całą wieś! Gdy doszli do domu panny młodej dochodziło do… wykupowania! Tak, trzeba było się mocno postarać i dogadać z drużbą panny młodej, by ten wypuścił ją do ślubu! Nieraz za młodą trzeba było dać świnie, krowy, kury, a nawet całe pole!
Gdy udało się wykupić młodą, następowało błogosławieństwo – matki, ojcowie i dziadowie błogosławili młodej parze, życzyli jej szczęścia i dawali dobre rady na przyszłość. Młodzi siadali na wóz i jechali do kościoła… no, przynajmniej ci bogaci. Bo biedniejsi do kościoła szli, nie jechali. Ale zawsze, niezależnie czy na wozie, czy w marszu, towarzyszyła temu muzyka! Wszyscy wiedzieli, że „wesele idzie i radość będzie!
Brygida Sordyl
Z kościoła ruszano już na wesele. Kiedyś odbywało się ono w karczmie. Jedzenie przygotowywali bliscy pary młodej. Każdy przynosił coś od siebie – ziemniaki, jajka, ciasto itd. A muzyki nie grał didżej, tylko kapela. Taka tradycyjna kapela to dudy i skrzypce, a grała i do białego rana! Można było podejść do takich muzykantów, dać im pieniądze i zaśpiewać melodię, którą chciałoby się usłyszeć. Wtedy kapela grała ją do czasu, dopóki nie przyszedł ktoś z inną śpiewką i nie zapłacił za zagranie jej.
- Dla mnie najpiękniejszym obrzędem były uocepiny! – wyznała Brygida – Przeprowadzenie dziewczyny ze stanu panieńskiego do stanu kobity! Meżczyźni wychodzili wtedy z izby, bo był to obrzęd tylko dla kobiet. Dziewczynę Sadzano na dzieży, drewnianej misie do przygotowywania chleba. Matki weselne i matki chrzestne cepiły młodą – ściągały jej wianek, a następnie ucinały młodej warkocz! A czasem wiązały go w kok, w zależności od wsi. Na tę fryzurę zakładano czepiec – białą tkaninę z koronką na brzegach, a na czepiec wełnianą kolorową chustkę w kwiaty – białą lub kremową.
Po uocepinach wpuszczano już chłopaków i zaczynała się zabawa weselna. Wiecie, gdzie w tym czasie wesela były dzieci? Musiały zostać w domu. Dzieci z całej wsi trafiały do jednej chałupy, pod opiekę starej ciotki (która wcale nie musiała być ich prawdziwą ciocią, po prostu tak się mówiło na wsi na starsze panie. Świadczyło to o bliskich, życzliwych kontaktach między mieszkańcami wsi). Ta opowiadała im boje, gawędy, śpiewała z nimi pieśni.
Wielkanoc na wschodzie i dzielny Jaryło
Dziś ponownie przygotowujemy się do Wielkanocy! Jak to możliwe? Nasze koleżanki i koledzy wyznania prawosławnego właśnie w tę niedzielę, kilka tygodni po katolikach, obchodzą to wspaniałe święto. Prawosławna Wielkanoc, tak jak katolicka, jest świętem ruchomym. Czasem dzieli ją od katolickiej tydzień, czasem kilka, a czasem wypada w tym samym czasie! Kalendarz, wedle którego wierni tradycji wschodniej obchodzą swoje święta nazywamy kalendarzem juliańskim.
Prawosławna Wielkanoc już 5 maja (2024). Z tej okazji Kaja Prusinowska odkryła przed nami wspaniałe wschodnie przysmaki, zaśpiewała o świętym Jerzym, opowiedziała o smokach i przedstawiła nam Jaryłę, który sprawia, że budzą się rośliny!
POSŁUCHAJ PIEŚNI WIOSENNYCH KAI, JANUSZA PRUSINOWSKICH I ICH PRZYJACIÓŁ! YouTube, RCKL
Święty Jerzy to postać ważna dla wielu krain. W dniu św. Jerzego można wyganiać na pastwiska wszystkie stada: owiec, krów czy kóz. U nas, m.in. na Żywiecczyźnie czy Podhalu święto Jerzego wypada 23 kwietnia. Z kolei w kalendarzu juliańskim – tym „prawosławnym” – wypada na początku maja.
- Wyobraźcie sobie, że na wschodzie św. Jerzy łączy się w pieśniach z inną postacią – Jaryłą. Wspaniałym, silnym młodzieńcem, który pomagał na wiosnę budzić ziemię do życia! – mówiła Kaja.
Jaryłę trzeba obudzić, by później on mógł budzić do życia ziemię i rośliny. W tym celu wychodzi się na łąki i pola i śpiewa specjalne pieśni. Jakie? Posłuchajcie w audycji!
O roli pracy na roli
Wraz z panią Marią Orlik z Wielkopolski sprawdziliśmy, o czym można śpiewać, wracając z pracy w polu – usłyszeliśmy pieśń dożynkową. Choć do dożynek jeszcze sporo czasu, bo owoce prac polowych zaczniemy zbierać dopiero od sierpnia, już dziś, dzięki Emmie i Stasiowi z Akademii Sztuk Dziecięcych w Warszawie przekonaliśmy się jakie prace wykonywał rolnik w czasach, gdy na wsi nie było jeszcze wielkich maszyn. Kiedyś na wsiach nie było bowiem traktorów, ciągników czy kombajnów. Prace szły znacznie wolniej, a wykonywano je w dużej mierze z pomocą zwierząt – koni i wołów.
Prace polowe zaczynały się już wiosną, gdy ziemia odmarzała po zimie i była wystarczająco sucha. Trzeba ją było przygotować pod zasiew, po czym siano zboża ręcznie. Chłop-rolnik miał także obowiązek młócenia zboża. Niegdyś robiono to tak zwanymi cepami – specjalnymi kijami połączonymi łańcuchem lub sznurkiem. Dzięki temu oddzielało się część jadalną dla ludzi. Reszta trafiała na paszę dla zwierząt.
***
Tytuł audycji: Źródełko
Prowadziła: Hanna Szczęśniak
Data emisji: 28.04.2024
Godzina emisji: 11.00