Polskie Radio Dzieciom

Czas na żywieckie wesele!

Ostatnia aktualizacja: 02.05.2021 11:30
Czas na żywieckie wesele! Czy wiecie, czym są wywodziny? Ile włosów trzeba ściąć pannie młodej? Jacy muzykanci towarzyszą młodej parze w drodze do domu, do kościoła i na weselną zabawę? Na te wszystkie pytania odpowiedzieli nasi przyjaciele z Beskidu Żywieckiego. Kaja Prusinowska odkryła przed nami tajemnicę wschodniej Wielkanocy (która wypada właśnie dziś!). Dzięki Emmie i Stasiowi wiemy, jak wyglądały niegdyś prace polowe.
Audio
  • Czas na żywieckie wesele! (Polskie Radio Dzieciom/Źródełko)
archiwalna fotografia weselna
archiwalna fotografia weselna Foto: Brygida Sordyl

Wraz z panią Marią Orlik z Wielkopolski sprawdziliśmy, o czym można śpiewać, wracając z pracy w polu – usłyszeliśmy pieśń dożynkową. Choć do dożynek jeszcze sporo czasu, bo owoce prac polowych zaczniemy zbierać dopiero od  sierpnia, już dziś, dzięki Emmie i Stasiowi z Akademii Sztuk Dziecięcych w Warszawie przekonaliśmy się jakie prace wykonywał rolnik w czasach, gdy na wsi nie było jeszcze wielkich maszyn. Kiedyś na wsiach nie było bowiem traktorów, ciągników czy kombajnów. Prace szły znacznie wolniej, a wykonywano je w dużej mierze z pomocą zwierząt – koni i wołów.

Prace polowe zaczynały się już wiosną, gdy ziemia odmarzała po zimie i była wystarczająco sucha. Trzeba ją było przygotować pod zasiew, po czym siano zboża ręcznie. Chłop-rolnik miał także obowiązek młócenia zboża. Niegdyś robiono to tak zwanymi cepami – specjalnymi kijami połączonymi łańcuchem lub sznurkiem. Dzięki temu oddzielało się część jadalną dla ludzi. Reszta trafiała na paszę dla zwierząt.

Posłuchaliśmy melodii zwanej podróżniakiem. Taką melodię grano, jadąc wozami na wesele. Dzięki temu cała wieś wiedziała o ślubie. A skoro już o ślubie mowa… przenieśmy się na Żywiecczyznę i dowiedzmy, jak wyglądało żywieckie wesele! Brygida Sordyl i Kuba Gołdyn zdradzili nam tajemnice tego niezwykłego wydarzenia… Czy wiecie, czym są wywodziny? To uroczyste wyprowadzenie z domu pana młodego lub/i panny młodej. Po młodych (każdy był we własnym domu) przychodził orszak weselny, ze starostami, skrzypkiem i dudziarzem, a za nimi szła rodzina młodego, bliscy i przyjaciele. Maszerowali tak przez całą wieś! Gdy doszli do domu panny młodej dochodziło do… wykupowania! Tak, trzeba było się mocno postarać i dogadać z drużbą panny młodej, by ten wypuścił ją do ślubu! Nieraz za młodą trzeba było dać świnie, krowy, kury, a nawet całe pole!

Gdy udało się wykupić młodą, następowało błogosławieństwo – matki, ojcowie i dziadowie błogosławili młodej parze, życzyli jej szczęścia i dawali dobre rady na przyszłość. Młodzi siadali na wóz i jechali do kościoła… no, przynajmniej ci bogaci. Bo biedniejsi do kościoła szli, nie jechali. Ale zawsze, niezależnie czy na wozie, czy w marszu, towarzyszyła temu muzyka! Wszyscy wiedzieli, że „wesele idzie i radość będzie!

Z kościoła ruszano już na wesele. Kiedyś odbywało się ono w karczmie. Jedzenie przygotowywali bliscy pary młodej. Każdy przynosił coś od siebie – ziemniaki, jajka, ciasto itd. A muzyki nie grał didżej, tylko kapela. Taka tradycyjna kapela to dudy i skrzypce, a grała i do białego rana! Można było podejść do takich muzykantów, dać im pieniądze i zaśpiewać melodię, którą chciałoby się usłyszeć. Wtedy kapela grała ją do czasu, dopóki nie przyszedł ktoś z inną śpiewką i nie zapłacił za zagranie jej.

- Dla mnie najpiękniejszym obrzędem były uocepiny! – wyznała Brygida – Przeprowadzenie dziewczyny ze stanu panieńskiego do stanu kobity! Meżczyźni wychodzili wtedy z izby, bo był to obrzęd tylko dla kobiet. Dziewczynę Sadzano na dzieży, drewnianej misie do przygotowywania chleba. Matki weselne i matki chrzestne cepiły młodą – ściągały jej wianek, a następnie ucinały młodej warkocz! A czasem wiązały go w kok, w zależności od wsi. Na tę fryzurę zakładano czepiec – białą tkaninę z koronką na brzegach, a na czepiec wełnianą kolorową chustkę w kwiaty – białą lub kremową.

Po uocepinach wpuszczano już chłopaków i zaczynała się zabawa weselna. Wiecie, gdzie w tym czasie wesela były dzieci? Musiały zostać w domu. Dzieci z całej wsi trafiały do jednej chałupy, pod opiekę starej ciotki (która wcale nie musiała być ich prawdziwą ciocią, po prostu tak się mówiło na wsi na starsze panie. Świadczyło to o bliskich, życzliwych kontaktach między mieszkańcami wsi). Ta opowiadała im boje, gawędy, śpiewała z nimi pieśni.

Dziś ponownie świętujemy Wielkanoc! Jak to możliwe? Nasze koleżanki i koledzy wyznania prawosławnego właśnie w tę niedzielę, kilka tygodni po katolikach, obchodzą to wspaniałe święto. Prawosławna Wielkanoc, tak jak katolicka, jest świętem ruchomym. Czasem dzieli ją od katolickiej tydzień, czasem kilka, a czasem wypada w tym samym czasie! Kalendarz, wedle którego wierni tradycji wschodniej obchodzą swoje święta nazywamy kalendarzem juliańskim.

Z okazji Wielkanocy Kaja Prusinowska odkryła przed nami wspaniałe wschodnie przysmaki, zaśpiewała o świętym Jerzym, opowiedziała o smokach i przedstawiła nam Jaryłę, który sprawia, że budzą się rośliny!

POSŁUCHAJ PIEŚNI WIOSENNYCH KAI, JANUSZA PRUSINOWSKICH I ICH PRZYJACIÓŁ! YouTube, RCKL

Święty Jerzy to postać ważna dla wielu krain. W dniu św. Jerzego można wyganiać na pastwiska wszystkie stada: owiec, krów czy kóz. U nas, m.in. na Żywiecczyźnie czy Podhalu święto Jerzego wypada 23 kwietnia. Z kolei w kalendarzu juliańskim – tym „prawosławnym” – wypada na początku maja.

- Wyobraźcie sobie, że na wschodzie św. Jerzy łączy się w pieśniach z inną postacią – Jaryłą. Wspaniałym, silnym młodzieńcem, który pomagał na wiosnę budzić ziemię do życia! – mówiła Kaja.

Jaryłę trzeba obudzić, by później on mógł budzić do życia ziemię i rośliny. W tym celu wychodzi się na łąki i pola i śpiewa specjalne pieśni. Jakie? Posłuchajcie w audycji! 

***

Tytuł audycji: Źródełko

Prowadziła: Hanna Szczęśniak

Data emisji: 2.05.2021

Godzina emisji: 11.00


 

Zobacz także