Nazwa "baby shower" to nazwa angielska ("baby" to dziecko, a "shower" to prysznic), a oznacza "zalanie" przyszłej mamy prezentami dla malucha, którego jeszcze nosi w brzuchu.
Anglosaska tradycja mówi, że podczas takiej imprezy powinny być obecne najbliższe kobiety z rodziny przyszłej mamy - czyli mama, ciotki, babcia, kuzynki. Nowoczesność jednak zweryfikowała tę zasadę i do szanownego rodzinnego grona dołączają przyjaciółki i znajome. Zdarza się, że przyjdzie jakiś pan, choć nie ukrywajmy, "baby shower" to babska impreza.
Przy torcie i smakołykach przyszła mama obdarowywana jest prezentami - śpiochami, czapeczkami, grzechotkami, książeczkami dla potomka. I tak oto kompletowana jest część wyprawki dla dziecka. W program takiego wieczoru wplatane są zabawy, tworzenie bransoletki szczęścia czy malowanie maminego brzucha - co kto lubi, i na co komu wyobraźnia pozwala.
Opinie o "baby shower" są podzielone, jak zawsze przy tradycjach przychodzących do nas z Zachodu (jak np. Walentynki). Jedni powiedzą, że to nie "nasze", inni, że za słodkie. Jednak chyba wszyscy się zgodzą, że "baby shower" można zorganizować tak, żeby podobało się przyszłej mamie, a zawsze jest to doskonała okazja aby się spotkać w babskim gronie.
Do mnie za tą imprezą przemawia fakt, że panowie po narodzinach malucha świętują staropolskie "pępkowe", gdy mama dziecka jeszcze leży w szpitalu. Warto więc zadbać o rozrywkę również dla niej, wtedy kiedy jeszcze może z niej skorzystać.
Drogie mamy (i nie tylko), a jakie jest wasze zdanie? Miałyście "baby shower"? Jakie są wasze doświadczenia?
Paulina Jakubowska