"Zwracało się dziś do mnie z tego powodu wielu ludzi, którzy mówili, że czują się zdradzeni przez Watykan, rozczarowani półprawdami, zawartymi w tym dokumencie i nawet niebezpośrednim wsparciem ze strony Stolicy Apostolskiej agresji Rosji wobec Ukrainy. Bez wątpienia rozumiem te odczucia" - powiedział duchowny w rozmowie, opublikowanej na oficjalnej stronie internetowej ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego.
"Na podstawie naszych wieloletnich doświadczeń można powiedzieć, że jeśli Watykan i Moskwa organizują jakieś spotkanie, czy podpisują jakieś wspólne teksty, to trudno jest nam oczekiwać czegoś dobrego" - podkreślił.
Arcybiskup ocenił, że spotkanie Franciszka z Cyrylem na lotnisku w Hawanie odbywało się w dwóch zupełnie innych wymiarach, a hierarchowie przybyli na nie z odmiennymi zadaniami.
"Ojciec święty Franciszek przeżył to spotkanie jako wydarzenie duchowne (). Patriarcha moskiewski od razu dał do zrozumienia, że o żadnego ducha, teologię, czy prawdziwie religijne sprawy mu nie chodzi. Sama polityka ()" - czytamy.
Odnosząc się do deklaracji Szewczuk zaznaczył, że ogółem ma ona wydźwięk pozytywny i otwiera perspektywy dla głębszej współpracy między katolikami a prawosławnymi.
"Jednakowoż punkty, które dotyczą Ukrainy i ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego, wywołują więcej pytań niż odpowiedzi" - podkreślił.
Hierarcha zaznaczył, że w deklaracji nie ma już "zaprzeczenia naszego istnienia", czyli istnienia Kościoła greckokatolickiego.
"Moskwa, mówiąc o zakazie +uniatyzmu+ jako drodze do jedności Kościołów, domagała się od Watykanu wręcz zakazu naszego istnienia i ograniczenia naszej działalności" - powiedział.
"Teraz udziela się nam prawa do opieki nad naszymi wiernymi wszędzie, gdzie oni tego potrzebują. Przypuszczam, że dotyczy to również i terytorium Federacji Rosyjskiej, gdzie do dziś nie możemy legalnie działać, czy terytorium zaanektowanego (przez Rosję) Krymu, gdzie () jesteśmy faktycznie likwidowani" - oświadczył.
Szewczuk uznał, że najbardziej kontrowersyjny jest 26. punkt deklaracji, w którym Franciszek i Cyryl wyrazili ubolewanie w związku z konfliktem na Ukrainie, toczącym się między wspieranymi przez Moskwę separatystami a siłami rządowymi.
"Mam wrażenie, że moskiewski patriarchat albo uparcie nie przyznaje się, że jest stroną tego konfliktu, czyli otwarcie popiera agresję Rosji przeciwko Ukrainie i - a propos - akceptuje wojskowe działania Rosji w Syrii uznając ją za +święta wojnę+, albo zwraca się wprost do własnego sumienia, apeluje do siebie samego o rozsądek i społeczną solidarność oraz o aktywne budowanie pokoju" - powiedział.
"Samo słowo +konflikt+ jest ciemne i skłania czytelnika do myślenia, że mamy u nas (na Ukrainie) do czynienia z konfliktem obywatelskim, a nie z zewnętrzną agresją sąsiedniego państwa. () Gdyby na ukraińską ziemię nie przybywali z Rosji wojskowi i gdyby nie była dostarczana broń, gdyby rosyjski Kościół prawosławny nie popierał idei +rosyjskiego świata+ () to nie byłoby ani aneksji Krymu, ani tej całej wojny" - oświadczył Szewczuk.
Ukraiński Kościół greckokatolicki jest najliczniejszym z katolickich Kościołów wschodnich. Przez wielu Ukraińców uznawany jest - w przeciwieństwie do prawosławnego - za Kościół narodowy. Na Ukrainie Kościół ten ma ponad 5 mln wyznawców. Ponadto kilka milionów mieszka wśród emigracji ukraińskiej na świecie, a kilkadziesiąt tysięcy - w Polsce.