>>> Zobacz nasz serwis specjalny na mundial - Brazylia 2014 <<<
Niedaleko centrum Kurytyby jest muzeum Sztuki Współczesnej, zaprojektowane przez Oscara Niemayera, wizjonerskiego architekta, który z krzywizn uczynił symbol swojej pracy. Futurystyczne jak jego dzieła.
Wchodząc tam, człowiek czuje się jak w innym świecie. Wychodząc także, bo tuż za nim jest park. Niby normalny jak wszystkie, pełen zieleni i żwirowych alejek. Zagłębiamy się nim i po chwili znów zmieniamy epokę. W środku jest wieś, jakże znajoma. Chaty jakby żywcem przeniesione z XIX-wiecznej Polski, obok stodoła, obora. Po prostu obejście. Ma dobrego gospodarza, bo jest czysto, sielsko wręcz. Brakuje tylko malw, ale "sorry, taki mają klimat”.
Z jednej z chat wychodzi kobieta i czystą, trochę śpiewną i cudnie archaiczną polszczyzną wita w parku im. Jana Pawła II. To Danuta Lisicki de Abreu, Polka urodzona na Wileńszczyźnie od lat wielu... mieszkająca w Kurytybie.
Opowiada zadziwiającą historię powstania tego miejsca, a wiąże się to z pierwszą wizytą Ojca Świętego w tym mieście. Wtedy nie Polacy, a... Włoch Rafael Greca de Macedo podpowiedział naszym rodakom, aby na miejskim stadionie postawić polską chatę przeniesioną z kolonii, czyli jednej z wsi, które emigranci założyli po Powstaniu Styczniowym.
W czasie "brazylijskiej gorączki” do stanu Parana przybyło ponad 100 tysięcy ludzi mówiących po Polsku. Żyli tu, pracowali, żenili się ze sobą, pielęgnowali język i obyczaje. Problemy zaczęli mieć tuż przed II wojną światową, gdy prezydent Vargas obrał kurs na nacjonalizację.
Ta chata, której widok tak wzruszył Jana Pawła II w 1980 roku stała się zaczątkiem skansenu poświęconego pamięci polskiej emigracji. W Kurytybie jest aż 12 grup etnicznych, ale pani Danuta zapewnia, że nasza jest najprężniejsza. Skansen odwiedzają setki ludzi każdego dnia. Mogą zjeść napoleonkę, zrobić zdjęcie, kupić jakąś pamiątkę, ale co najważniejsze, odpocząć. Park żyje, nie jest tylko nostalgicznym wspomnieniem ojczyzny, lecz centrum życia kulturalnego. Są koncerty, występy, lekcje. To całe życie pani Danuty. Ona zna wszystkich i wszyscy znają ją.
Przed stadionem spotykam wolontariusza. Jasne włosy, niebieskie oczy, Patrzy na akredytację i mówi dzień dobry. Więcej po polsku nie umie, no jeszcze "dziękuję". Luis Felipe Scarbinsky jest już siódmym pokoleniem Polaków w Kurytybie. Gdy powiedziałem, że znam panią Danutę, od razu zyskałem parę punktów. Był razem z zespołem tanecznym na folkowym festiwalu w Rzeszowie. Powiedział, że przyjedzie jeszcze raz na pewno.
Kurytyba - dziwne miasto, zupełnie inne niż brazylijskie molochy. Emanuje spokojem, dostojeństwem i swojskością, bo polski język można usłyszeć na ulicy. I tylko papieski pomnik mógłby być ładniejszy.
Andrzej Janisz
Czytaj więcej felietonów Andrzeja Janisza prosto z Brazylii >>> TUTAJ <<<
Andrzej Janisz specjalnie dla serwisu polskieradio.pl relacjonuje mecze i komentuje najważniejsze wydarzenia związane z turniejem w Brazylii. Przesyła też zdjęcia oraz nagrania z tej emocjonującej imprezy.
ps