>>>Zobacz nasz serwis specjalny na siatkarskie mistrzostwa świata<<<
Poniedziałek i wtorek to trudne dni dla kibiców siatkówki. 48 godzin bez choćby jednego meczu to jak cała wieczność. Ale już za chwileczkę, już za momencik... Od środy znowu będzie można delektować się siatkarską ucztą, a po trybunach hal znowu rozlegnie się głośne "raz, dwa, trzy".
Pierwsza faza turnieju to dla najlepszych zazwyczaj tylko rozgrzewka przed decydującymi starciami. Nie inaczej było tym razem, selekcji (z każdej sześciozespołowej grupy wychodziły cztery) nie przeszły te drużyny, które przejść jej nie miały prawa, choć niektórzy faworyci musieli się mimo wszystko sporo napocić. Zacznijmy jednak od tych, którzy nie zawiedli.
"Rosja, Brazylia, Polska" - te trzy drużyny jednym tchem były wymieniane w gronie kandydatów do zajęcia miejsca na "pudle" mundialu. To również trzy najlepsze drużyny pierwszej fazy. Biało-czerwoni i siatkarze z Kraju Kawy zabrali ze sobą komplet punktów (w drugiej fazie gramy z zachowaniem zdobyczy z drużynami, które również zameldowały się w kolejnej rundzie), a "Sborna" po drodze zgubiła jedno oczko. Zacznijmy chronologicznie od grupy A.
Grupa A, czyli grupa "polska". Podopieczni Stephane'a Antigi wykonali zadanie w 100 procentach. 9 punktów i bilans setów 9:0. Z takim dorobkiem zaczną drugą rundę. Z lepszym już się po prostu nie dało.
Jedyne obawy można było mieć przed meczem z Serbią. Choć jak się okazuje wystarczyło obejrzeć przedmeczowe treningi obu drużyn, aby być spokojnym o wynik. Relanium nie był potrzebny.
Mika największym wygranym?
- Nam się piłka kleiła, a od nich się odbijała. Wtedy wiedziałem już, że wygramy 3:0 - skomentował w swoim stylu trener Andrzej Niemczyk w rozmowie z portalem polskieradio.pl.
Tak się w istocie stało, a później poszło już z górki. Chociaż... Polacy pozwolili sobie na stratę seta w meczu z najsłabszym w grupie Kamerunem. Wszyscy doskonale jednak wiedzieli, że wynik tego spotkania nie będzie się liczył w dalszym rozrachunku.
Serbowie udowodnili, że byli drugą siłą w naszej grupie. W kolejnych starciach zdobyli komplet możliwych do zdobycia punktów.
Największymi wygranymi pierwszej fazy mistrzostw są jednak Stephane Antiga i Mateusz Mika. Pierwszy przed mundialem podjął ogromne ryzyko. Nie zabrał na turniej najlepszego polskiego siatkarza ostatnich lat - Bartosza Kurka. Gdyby coś poszło nie tak, Francuz znalazłby się pewnie w ogniu krytyki. Mika udźwignął presję i chociaż jest najmłodszy w całej ekipie, grał jak "stary wyga". Czytaj więcej o Mateuszu Mice>>>
W grupie B, już w pierwszej fazie mundialu mogliśmy oglądać starcie mistrzów (Brazylia) i wicemistrzów świata (Kuba). Kubańczycy to jednak zupełnie inna drużyna niż cztery lata temu i w mękach wywalczyli awans z czwartego miejsca. "Canarinhos" potwierdzili natomiast, że nawet jeśli sprawiają wrażenie, że są w gorszej dyspozycji to robią to tylko po to aby uśpić czujność rywali. Z Kubą wygrali 3:1, ale dosyć niespodziewanie pozwolili odebrać sobie punkty Koreańczykom z Południa (podopieczni Bernardo Rezende wygrali 3:2). Uratowało ich to, że Azjaci po pięciu meczach wracają do domu.
Włosi przed "mission impossible"
Pierwszej fazy "na sucho" nie udało się przejść Rosjanom. W grupie C wszyscy czekali na ostatnią kolejkę i hitowe starcie "Sbornej" z Bułgarią. Wiadomo było, że to jedyna drużyna, która może postawić się chłopcom Andrieja Woronkowa i to mimo tego, że Rosjanie przyjechali do Polski bez trzech podstawowych graczy: Maksima Michajłowa, Aleksieja Werbowa i Jewgienija Siwożeleza.
Tak się w istocie stało, Bułgarzy zdołali ugrać dwa sety, a jako, że sami też grają dalej to Rosja od początku drugiej rundy musi gonić Brazylię.
Na początku wspomnieliśmy, że niektórzy faworyci byli jednak w sporych opałach. Chodzi o grupę D, nazywaną też "grupą śmierci". To, że awans z niej wywalczyli Francuzi, Irańczycy, Amerykanie i Włosi nikogo specjalnie nie dziwi. Ale taki zestaw drużyn musiał sprawić, że będą sobie one nawzajem zabierać punkty.
Największą niespodzianką "in minus" jest jak na razie postawa Włochów. Dość powiedzieć, że wicemistrzowie Europy awansowali dalej tylko dzięki lepszemu "ratio" małych punktów. W pojedynkach z trzema wymienionymi wyżej drużynami ugrali tylko dwa duże punkty za zwycięstwo w tie-breaku z Francją. Wydaje się, że pierwsza runda pogrzebała ich szanse na dobry wynik w mistrzostwach. Do lidera grupy E (powstałej z połączenia A i D) - Polski - tracą już na starcie siedem punktów. Do trzeciego miejsca premiowanego awansem (Serbia) muszą odrobić 4 punkty. A to w czterech spotkaniach, przy tak wyrównanym poziomie, wyrasta na "mission impossible". Tym bardziej, że we wtorek okazało się, że poważnej kontuzji nabawił się Ivan Zaytsev i musiał wrócić do Włoch. To największa "strzelba" Italii, bez niego siła w zagrywce drastycznie zmalała.
Na drugim biegunie znajduje się Iran. Azjaci już zostali okrzyknięci "czarnym koniem" turnieju. Rewelacja tegorocznej Ligi Światowej (4. miejsce) potrafiła pokonać Włochów, Amerykanów, a wpadkę zaliczyli tylko z Francją. To właśnie rodacy Stephane'a Antigi wygrali "grupę śmierci".
Iran na medal?
- Oni przygotowali dwa szczyty formy. Jeden na Ligę Światową żeby nabić punkty do rankingu FIVB, a drugi na mundial. Niestety dla nich okres między tymi szczytami był krótki i to może mieć znaczenie. Ale jeśli nie wpadną w dołek to mogą zakręcić się nawet koło medalu - powiedział o Iranie Andrzej Niemczyk.
Persowie zaczną drugą fazę z pięcioma punktami, ale do trzeciego miejsca tracą tylko punkt. W spotkaniach z Australią, Argentyną i Serbią jak najbardziej są w stanie taką różnicę zniwelować. Miejmy nadzieję, że nie pomogą im w tym Polacy.
- Mistrzostwa świata na dobrą sprawę zaczynają się dopiero teraz - twierdzi asystent byłego trenera reprezentacji Polski Raula Lozano Alojzy Świderek. I nie jest to tylko jego zdanie, ale głos ogromnej większości ekspertów. Czego można zatem się spodziewać po drugiej rundzie?
W grupie F, która powstała w wyniku połączenia grup B i C, walka toczyć się będzie w praktyce tylko o trzecie miejsce. Brazylia i Rosja są poza zasięgiem innych drużyn. Hitowe starcie tych drużyn zobaczymy 14 września w ostatnim meczu tej fazy. I mimo, że obie drużyny na 99% będą już wtedy pewne awansu, to mecz będzie miał ogromne znaczenie dla końcowej walki o medale. Wszystko przez formułę rozgrywania turnieju.
Światowa federacja siatkówki (FIVB) wraz z PZPS-em nie mieli bowiem litości dla najlepszych drużyn. Tegoroczni medaliści mundialu będą musieli bowiem rozegrać aż trzynaście meczów w trzy tygodnie. Po drugiej fazie turnieju czeka nas jeszcze trzecia runda grupowa. W niej, w dwóch grupach, zagrają po trzy najlepsze drużyny z grup E i F. Różnica jest taka, że zwycięzcy startującej w środę fazy będą rozstawieni w różnych grupach (G i H), a reszta drużyn zostanie do nich dolosowana spośród drugich i trzecich miejsc. Dlatego wygranie drugiej fazy daje handicap.
Kto obok Rosji i Brazylii?
Głównym kandydatem do zajęcia trzeciego miejsca w "brazylijsko-rosyjskiej" grupie są Bułgarzy, którzy zagrają z Finlandią, Kubą, Niemcami i Brazylią.
W grupie E sytuacja jest bardziej wyrównana. O awans powinno walczyć pięć drużyn (Polska, Francja, Serbia, Iran, USA). Polacy mają komfort punktowy. To oni uciekają, a rywale ich gonią. Nad czwartym miejscem, zajmowanym przez Iran, mają "na dzień dobry" cztery punkty przewagi. Jeśli zachowamy należytą koncentrację to już po dwóch pierwszych meczach (z USA i Włochami) możemy cieszyć się z awansu.
- Każdy mecz będzie bardzo ważny i nie wolno nastawiać się w ten sposób, że możemy pozwolić sobie na przegraną. Teraz już wiele rzeczy może się wydarzyć, musimy grać, a nie kalkulować. W każdym spotkaniu musimy prezentować się tak, jakby to był nasz ostatni bój w tym turnieju - podkreśla trener Antiga. Nie ma podstaw żeby mu nie wierzyć.
Faworytami do tytułu, nie tylko ze względu na zdobycz punktową, ale może przede wszystkim ze względu na postawę na parkiecie wciąż pozostają Rosja i Brazylia. Trenerzy tych ekip już zaczęli gierki psychologiczne, mające na celu zdjęcie presji ze swoich zawodników.
Andriej Woronkow przyznał nawet, że celem jego zespołu nie jest mistrzostwo, a miejsce na podium. Problem polega na tym, że nikt chyba za bardzo mu w to nie uwierzył.
Antiga pewny swego
- Uważam, że w porównaniu do tego, co było przed rokiem, jesteśmy słabsi o 25 procent. Nie ma z nami Maksima Michajłowa, Jewgienija Siwożeleza czy Aleksieja Werbowa. Zamiast nich grają jednak debiutanci, z których jestem bardzo zadowolony. Chcą pokazać, że zasługują na grę dla "Sbornej". Na pewno nie będziemy tłumaczyli ewentualnego niepowodzenia brakiem wspomnianych graczy - przyznał Woronkow.
Nie wiadomo czy rozmawiał wcześniej z trenerem "Canarinhos", ale Bernardo Rezende "śpiewał na tę samą nutę".
- To media stawiają nas w roli faworytów. A my jesteśmy po prostu dobrą drużyną. Druga faza będzie trudniejsza - stwierdził trener aktualnych mistrzów świata.
Poważnym kandydatem do medalu są też Polacy. Trener Stephane Antiga na wtorkowej konferencji prasowej nie miał zamiaru owijać w bawełnę.
- Nie ma żadnych problemów. Jesteśmy przygotowani na to, żeby grać do samego końca turnieju. Cieszymy się, że już druga faza się rozpoczyna i na pewno jesteśmy do niej przygotowani - powiedział Francuz.
Biało-czerwoni pierwszy mecz drugiej fazy zagrają z USA. Spotkanie odbędzie się w środę w Łodzi o godzinie 20.15.
Źródlo:Agencja TVN/x-news
Bartosz Orłowski, polskieradio.pl