Losy pierwszego seta rozstrzygnęły się już na jego początku. Brazylijczycy po pięciu pierwszych akcjach prowadzili już 5:0. Grali tak, że było jasne, że nie roztrwonią już tej przewagi punktowej. Rywale z drugiej strony siatki zupełnie nie mogli poradzić sobie z blokiem siatkarzy z Kraju Kawy, raz po raz piłka wracała na ich stronę. Musiało to się skończyć wysokim zwycięstwem "Canarinhos". Skończyło się 25:15.
W drugiej odsłonie Bułgarzy sami zaczęli grać blokiem, przec co obraz gry był bardziej wyrównany. Ale nie na tyle, aby podopieczni Plamena Konstantinowa mogli liczyć na sukces w tej odsłonie. No ale skoro przy zagrywce przekracza się linię dziewiątego metra, a ze środka atakuje się w pół siatki to z mistrzami świata wygrać się nie da. Zwłaszcza jeśli ma się problem z przyjęciem ich zagrywki. Ale wynik 21:25 wstydu nie przyniósł.
Wydawało się, że Bałkanie powalczą jeszcze w trzecim secie, kiedy na pierwszą przerwę techniczną schodzili przy prowadzeniu 8:7, a po chwili z ataku pomylili się Wallace i Lucarelli, a W kolejnej akcji Penczew nabił piłkę na blok. Zrobiło się 11:7 i Bernardo Rezende poprosił o czas. Sporo musiało oberwać się jego synowi - Bruno, bowiem nie był to najlepszy mecz rozgrywającego. Przerwa pomogła. Na drugiej przerwie technicznej jego podopieczni przegrywali jeszcze 14:16, ale chwilę później wyszli na jednopunktowe prowadzenie (18:17). Od tego momentu zaczęło się konsekwentne punktowanie rywala, a seta plasem zakończył Murillo.
bor