>>>Zobacz nasz serwis specjalny siatkarskich mistrzostw świata<<<
Siatkarze USA początku mundialu na pewno nie zaliczą do udanych. Już w pierwszym meczu zaliczyli wpadkę, tracąc punkty z Belgią (wygrana 3:2), a w kolejnym przegrali z Iranem (2:3). Te wyniki sprawiły, że "Jankesi" znaleźli się pod ścianą.
Dość niespodziewanie muszą drżeć o awans i komplet punktów w spotkaniu z Portoryko był im potrzebny jak tlen. Nikt nie miał wątpliwości, że tak się stanie i formalności stało się zadość. Problem ekipy USA polega jednak na tym, że Portoryko nie ma żadnych szans na awans do drugiej fazy turnieju, a co za tym idzie, jeśli Matthew Anderson i spółka awansują dalej, punkty zdobyte w czwartek nie będą się liczyły w walce o medale.
Od samego początku Portoryko miało problem z przyjęciem zagrywki, co przełożyło się na punktową przewagę Amerykanów. Tegoroczni triumfatorzy Ligi Światowej skuteczni byli też w atakach ze środka. Już pierwszy set wygrany przez chłopców Sperawa do 15, nie pozostawiał złudzeń kto jest lepszy.
Rekord polskiego mundialu
Ale tego co stało się w drugiej partii nie spodziewali się chyba nawet oni sami. Do swojej dobrej dyspozycji dołożyli jeszcze punktowy blok i na pierwszą przerwę techniczną schodzili przy prowadzeniu 8:1.
Portorykańczycy zupełnie się pogubili, sprawiali wrażenie jakby zapomnieli na czym polega gra w siatkówkę. Efekt? Pogrom 25:8. Wynik, który na takim poziomie rozgrywek nie zdarza się zbyt często. W tegorocznym mundialu jak na razie jest to rekord.
Tym samym Hector Soto z kolegami stracili ochotę do gry. W trzeciej odsłonie wyszli na parkiet z konieczności. To nie mogło się dobrze skończyć, choć rozprężenie faworytów sprawiło, że przeciwnicy zdołali zdobyć "aż" 20 punktów w ostatnim secie.
USA - Portoryko 3:0 (25:15, 25:8, 25:20)
USA: Christenson, Lotman, Holt, Anderson, Sander, Lee oraz E. Shoji (libero).
Portoryko: Goas, Cruz, Roman, Soto, Torres, Muniz oraz del Valle (libero), Ortiz, Jose Rivera, Morales, Jackson Rivera.
bor