Góra w Potosí, która od 500 lat nieprzerwanie dostacza cennego kruszcu, jest tak "podziurawiona" tunelami, że zaczyna się zapadać. Lokalne władze apelują do międzynarodowego gremium o pomoc w ratowaniu kolonialnej kopalni.
- Wygląda to jak klepsydra, która powoli przesypuje swoją zawartość – mówi Celestino Condori, szef lokalnej organizacji, która walczy o zachowanie historycznego miejsca.
Od stuleci góra w Potosí była dziurawiona na wszystkie możliwe sposoby w celu wydobycia jej niezwykle obfitych złóż srebra, cynku i ołowiu.
To właśnie miasto Potosí było prawdziwą "perłą w koronie" Hiszpanii, kiedy państwo to rządziło większością terytoriów Ameryki Łacińskiej. Od 1545 roku przez kilka stuleci nieprzerwanie wywożono stąd do Europy bezcenne kruszce (wcześniej złoża eksploatowali Inkowie). Wokół "srebrnej góry" wyrosło zaś największe kolonialne miasto, liczące w XVII wieku ponad 150 tys. mieszkańców. Tyle co ówczesny Paryż czy Londyn.
Miasto i góra posiadają, oczywiście, swoją "czarną legendę" – do pracy w kopalniach zmuszano Indian, potem czarnych niewolników, wśród których śmiertelność była ogromna. Eksploatacja złóż trwa do dzisiaj.
Jak się szacuje, we wnętrzu góry znajduje się ok. 90 km wykutych przez górników tuneli oraz 619 otwartych wyrobisk (120 ciągle w użyciu). Codziennie wchodzi do nich około 12 tysięcy osób (sic), w tym wiele dzieci z dotkniętych biedą okolicznych domów. Jak się szacuje, codziennie znika 4300 ton góry – ziemi i minerałów.
Sytuacja zagraża zatem nie tylko zabytkowi, ale przede wszystkim ludziom. Kilka dni temu na skutek zaczadzenia zmarł tam 17-latek.
Boliwijski rząd rozkłada ręce i nie podejmuje działań. Kopalnictwo jest jednym z głównych źródeł dochodów mieszkańców ubogiej Boliwii, której bogactwa znajdują się właśnie pod ziemią. Samo Potosí, mimo wieków eksploatacji, skrywa w sobie jeszcze wielkie skarby. Jaka przyłość czeka "srebrną górę"?
(ew/PhysOrg.com)