10. rocznica katastrofy promu Columbia
Mija dekada od eksplozji wahadłowca kosmicznego NASA. Po dwóch tygodniach w kosmosie miał lądować na Przylądku Canaveral. Ok. 9:00 rano stracono łączność, a potem nad Teksasem zobaczono wielką eksplozję. Za ziemię spadły tylko odłamki. Zginęło 7 osób.
Misja nosiła nazwę STS-107. Szkoda wystąpiła 80 sekund po starcie. Wystąpił kłopot z izolacją zbiornika paliwa, która poluzowała się i uderzyła w prom. Jak się potem okazało, zrobiła dziurę w skrzydle. W chwili startu trudno było ustalić, jak duże są zniszczenia. Część inżynierów martwiła się, że mogło dojść do uszkodzenia skrzydła, ale ostatecznie problem zlekceważono jako niemożliwy do naprawy podczas trwania misji.
Dziura okazała się fatalna, kiedy prom wszedł w atmosferę ziemską podczas lądowania. Izolacja została osłabiona i dosłownie „obrana” z promu pod wpływem wysokich temperatur.
Zginęła cała załoga, 5 mężczyzn i 2 kobiety. Ich rodziny czekały przy pasie lądowiska.
Columbia była najstarszym z wahadłowców. W 2003 roku, kiedy zdarzył się wypadek, miała za sobą 28 lotów kosmicznych.
Wyrzuty sumienia mają ci, którzy wówczas podjęli decyzję o nie podejmowaniu żadnej akcji. Co prawda, nie wiedzieli, jak poważne są zniszczenia. Można było jednak na wszelki wypadek wydłużyć misję i wysłać w kosmos prom Atlantis, zbadać zakres szkód na orbicie i, w razie czego, wrócić na Ziemię drugim promem.
Po katastrofie loty ustały na ponad dwa lata. Trwało dochodzenie, a standardy bezpieczeństwa w NASA zmieniły się na zawsze. Wszystkie udoskonalenia wdrażane są teraz podczas konstrukcji nowej kapsuły, Orion.
Kolejny start miał miejsce dopiero w 2005 roku, kiedy na orbitę udał się Discovery.
- Mamy nadzieję, że nigdy już nic nie pójdzie źle, ale jeśli tak się zdarzy, zrobimy wszystko, aby sprowadzić załogę całą i zdrową - mówi Dustin Gohmert z NASA. - Na pokładzie Columbii znajdowali się nasi przyjaciele.
Misja nosiła nazwę STS-107. Szkoda pojawiła się 80 sekund po starcie. Wystąpił kłopot z izolacją zbiornika paliwa, która poluzowała się i uderzyła w prom. Jak się potem okazało, zrobiła dziurę w skrzydle. W chwili startu trudno było ustalić, jak duże były zniszczenia. Część inżynierów martwiła się, że mogło dojść do uszkodzenia skrzydła, ale ostatecznie problem zlekceważono jako niemożliwy do naprawy podczas trwania misji.
Dziura okazała się jednak fatalna, kiedy prom wszedł w atmosferę ziemską podczas lądowania. Izolacja została osłabiona i dosłownie zerwana z promu pod wpływem wysokich temperatur. Zginęła cała załoga: 5 mężczyzn i 2 kobiety. Ich rodziny czekały przy pasie lądowiska.
Columbia była najstarszym z wahadłowców. W 2003 roku, kiedy zdarzył się wypadek, miała za sobą 28 lotów kosmicznych.
Wyrzuty sumienia mają ci, którzy wówczas podjęli decyzję o nie podejmowaniu żadnej akcji. Co prawda, nie wiedzieli, jak poważne są zniszczenia, można było jednak na wszelki wypadek wydłużyć misję STS-107 i wysłać w kosmos prom Atlantis, by zbadać zakres szkód na orbicie i, w razie czego, wrócić na Ziemię drugim promem.
Załoga promu Columbia podczas tragicznej misji STS-107
Po katastrofie loty ustały na ponad 2 lata. Trwało dochodzenie, a standardy bezpieczeństwa w NASA zmieniły się na zawsze. Kolejny start miał miejsce dopiero w 2005 roku, kiedy na orbitę udał się Discovery.
- Mamy nadzieję, że nigdy już nic nie pójdzie źle, ale jeśli tak się zdarzy, zrobimy wszystko, by sprowadzić załogę całą i zdrową - mówi Dustin Gohmert z NASA. - Na pokładzie Columbii znajdowali się nasi przyjaciele.
(ew/NASA)
Zobacz ostatni start Columbii: