Rozmawiamy z Ojcem Piotrem Lenartowiczem, jezuitą, profesorem filozofii, biologiem, specjalistą w zakresie filozofii przyrody.
– Richard Dawkins w wywiadzie dla National Geographic Channel powiedział: „Dowodem [ewolucji] jest spojrzenie porównawcze na różne zwierzęta, szczególnie [spojrzenie] biochemiczne. Jeśli spojrzymy na molekuły i na to jak różnią się między zwierzętami, także roślinami, to znajdziemy hierarchiczne wzorce podobieństwa. Ma to sens tylko, jeśli przyjmiemy, że jest to drzewo genealogiczne. Patrząc na to, widzimy wspólne pochodzenie. Wszystko, wszystkie dowody wskazują na wspólne pochodzenie. Jedynym sposobem uratowania kreacjonizmu jest założenie, że Bóg świadomie nas oszukał, umieszczając molekuły dokładnie w tych miejscach, w królestwie zwierząt, w których byłyby, gdyby zaszła ewolucja.” Jakich sposobów na uratowanie kreacjonizmu, zdaniem Ojca, nie zna Richard Dawkins i inni zwolennicy darwinizmu?
– To co powiedział Richard Dawkins o wspólnym pochodzeniu, to jest biologia, ale – można by rzec – biologia teoretyczna, „spekulatywna”. Biologia zajmuje się przede wszystkim żywymi osobnikami, całościami, a nie szczątkami. Dawkins odwołuje się do bardzo skomplikowanej spekulacji, która opiera się na badaniu określonych fragmentów DNA, pobranych od różnych form zwierzęcych, czy roślinnych. Są to fragmenty wybrane tak, by nie oznaczały czegoś funkcjonalnego, ponieważ geny funkcjonalne nie zmieniają się praktycznie na przestrzeni całych milionów lat. Czyli odwołuje się on do pewnego wycinka wiedzy i na podstawie tego wycinka próbuje udowodnić, że zachodziła ewolucja uniwersalna, że istniało drzewo genealogiczne wspólne dla wszystkich organizmów. Ten spór toczy się o to, czy istniało wiele drzew, powiedzmy krzaczków genealogicznych, czy też jedno wspólne drzewo genealogiczne. Zgadzam się, że wiedza przyrodnicza wskazuje na istnienie pewnych grup form żywych, które na pewno są ze sobą spokrewnione, oraz że wewnątrz tych grup zachodziła wymiana genów. Można powiedzieć, że te grupy (nazywane „rodzajami”, „rodzinami”, a w pewnych wypadkach nawet „rzędami”), są wyrazem ewolucji naturalnych gatunków, tak jak przypuśćmy wilki, szakale, kojoty, psy i lisy są wyrazem ewoluowania jednej i tej samej formy żywej. Co do tego nie ma sporu. Spór natomiast pojawia się wtedy, gdy krzaczki poszczególnych form próbuje się połączyć w jedno wspólne drzewo. Uważam, że wspomniane lisy, wilki i psy, to jeden i ten sam „gatunek naturalny”, który ewoluuje – w pewnych granicach. Darwinizm twierdzi, że granice tego ewoluowania nie istnieją.
Osobnym zagadnieniem jest fakt, że gdy koncentrujemy uwagę na coraz mniejszych szczegółach (np. cząsteczkach chemicznych, molekułach) to może powstać rodzaj iluzji pokrewieństwa. Mickiewicz i Sienkiewicz używali tych samych słów języka polskiego i tych samych czcionek. Ich dzieła łączą liczne podobieństwa, ale przecież nie dowodzą one pokrewieństwa.
– W swojej pracy „Pojęcie całości i przyczyny w dziejach embriologii” z 1980 r. pisał Ojciec „Porównania i analogie, stanowiące podstawę ewolucjonistycznych spekulacji na temat ewentualnego pokrewieństwa poszczególnych form żywych, oparte były w znacznej mierze na pojęciach dojrzałej formy rozrodczej. Jest to zrozumiałe; teoria ewolucji opierała się na danych dotyczących szczątków form kopalnych (dojrzałych)”. Dziś teorię ewolucji, zdaniem biologów, doskonale potwierdza wiedza z zakresu współczesnej genetyki – jak kreacjonista można więc odnieść się do genetycznych podobieństw między gatunkami?
– Wielu uczonych, od setek lat, dostrzegało w przyrodzie rodzaj „Harmonii”, „Ładu”, konsekwentnej „Logiki”. Dzięki postępowi wiedzy przyrodniczej, świadomość tej harmonii stale się pogłębia. Ale od podobieństwa niektórych rozwiązań, do pokrewieństwa między np. kotem i psem, koniem i słoniem, jest długa droga i nikt jej dotąd nie znalazł. Jedno, wspólne drzewo genealogiczne to tylko hipoteza, bez wystarczającej – jak dotąd - dokumentacji empirycznej. Z jednej strony przyrodnik ciągle napotyka luki, pomiędzy gadami a płazami, rybami a ssakami. Te nieciągłości widać zarówno w obecnym świecie istot żyjących, jak i w materiale kopalnym. Kreacjoniści traktują te luki jako fakt wymagający wyjaśnienia, a darwiniści za białą plamę, która kiedyś zniknie. Z drugiej strony proponowane przez darwinizm mechanizmy (bezkierunkowe mutacje i ślepa selekcja naturalna), są dla kreacjonisty wyjaśnieniem absolutnie niewystarczającym. Biologia molekularna wskazuje nie tylko na pewne zaskakujące podobieństwa, ale też na zaskakującą niezmienność wielu absolutnie doskonałych, nieulepszalnych rozwiązań (mam na myśli takie nanomaszyny jak ATPaza wodorowa), oraz na fakt, że fragmenty DNA mogą być wymieniane pomiędzy bardzo odległymi formami życia – co może wytłumaczyć podobieństwa genetyczne w zupełnie nie-darwinowski sposób. Jeśli rzeczywiście istnieje Jeden Stwórca, to wiele podobieństw może wynikach z owej „Harmonii”, „Logiki” wiążącej wszystkie stworzenia.
– Przyczyną sporów są także różnice pojęć, mylenie teorii naukowych z założeniami filozoficznymi. Czy nie jest tak, że w rozważaniach niekiedy błędnie odnosi się do dyskursu filozoficznego lub naukowego?
– Powiedziałbym, że istnieją trzy różnie interpretowane sfery. Istnieje sfera wiedzy przyrodniczej, która jest – w zasadzie - niezależna od nauki. Niektóre prymitywne ludy posiadają taką wiedzę dotyczącą różnych organizmów, do której biolodzy jeszcze nie doszli. Te ludy, obserwując zwierzęta w dżungli, odkryły i wykorzystały cały szereg prawidłowości, z których biolodzy mogą nie zdawać sobie sprawy. To jest wiedza przyrodnicza. Inną sferą jest filozofia – zbiór rozmaitych opcji ideologicznych a opcje te zmieniały się na przestrzeni wieków. W tej chwili studenci filozofii uczą się historii różnych poglądów, ale nie tego, który pogląd jest bzdurny i dlaczego. Trzecia sfera to nauka, wiedza uniwersytecka. Ona też podlega wpływom rozmaitych opcji filozoficznych, przez określony czas, 100, 150, czy 200 lat. W czasach Kopernika, Keplera czy Newtona panowała inna opcja. Obecnie taką filozoficzną opcją nauki jest materializm. Dlatego myślę, że odwoływanie się do nauki jako arbitra, jest w pewien sposób za ciasne. Nie wiadomo jak długo potrwa panowanie materializmu w naukach przyrodniczych. Mnie cieszy fakt, że mimo tego materializmu, stale gromadzone są pokłady rzetelnej wiedzy.
– Kreacjonizm nie cieszy się taką popularnością jak ewolucjonizm. Często zwolenników lub przeciwników konkretnej teorii różni jednak głównie podejście do wiary.
– Moim zdaniem spór nie dotyczy wiary teologicznej, ale pytania, czy ogólno-ludzkie domysły na temat Boga, Stwórcy, są tylko iluzją czy też Bardzo Ważną Prawdą. Wiara teologiczna ma niewiele wspólnego z przyrodoznawstwem. Istnieje natomiast religijność naturalna, która głosi istnienie jakiejś istoty nadzwyczajnej, mądrej, wszechmogącej, dobrej, która może osądzić człowieka za jego czyny. Ta religijność naturalna jest pewnym domysłem, tak jak np. domyślamy się siły elektromagnetycznej, czy pola magnetycznego, chociaż ich nie widzimy. Objawienie, które dotyczy pewnych misteriów w sensie ścisłym, czyli tajemnic mających swe źródło w objawieniu Boga, anioła, czy innej istoty nadprzyrodzonej, nie wiąże się z przyrodoznawstwem.
– Ks. Heller, komentując wypowiedź kard. Schönborna, który uznał, że teorii neodarwinizmu nie da się pogodzić z nauką Kościoła katolickiego, mówił: „Teoria ewolucji, jako teoria naukowa, rzeczywiście nie uwzględnia działania Boga w przyrodzie, bo to wykracza poza metodologię naukową. Według teorii ewolucji życie na Ziemi, a więc także sam człowiek, powstało w wyniku działania dwóch elementów: praw przyrody i zdarzeń przypadkowych, które będąc wkomponowane w strategię praw, odgrywają istotną rolę w powstawaniu coraz bardziej złożonych struktur. Z punktu widzenia religijnego wiemy, że prawa przyrody są dziełem Boga i Pan Bóg może posłużyć się ewolucją, razem z jej grą przypadku, do realizacji swoich celów. Stąd wiara, że Bóg działa w przyrodzie i celowo stworzył człowieka nie stoi w sprzeczności z naukową teorią, która odwołuje się w swoich wyjaśnieniach tylko do praw przyrody i przypadku.” Czy ewolucjonizm, zdaniem Ojca, można pogodzić z wiarą?
– Należy odróżnić darwinizm od ewolucjonizmu ograniczonego. Ewolucjonizm ograniczony oznacza proces, którego granice są empirycznie dostrzegalne. Darwinizm natomiast twierdzi, że ewolucja przy pomocy mechanizmów mutacji i selekcji naturalnej jest nieograniczona. To jest pewna ekstrapolacja, pewne uogólnienie i hipoteza, której nikt dotychczas nie udowodnił. Ks. Prof. Heller powiedział, że życie na Ziemi i nawet sam człowiek, powstały w wyniku działania praw przyrody i zdarzeń przypadkowych. Czyli Bóg, korzystając z przypadkowości, stworzył człowieka - to nie jest, jakoby, sprzeczne z teorią naukową. Zupełnie nie rozumiem jak można odwoływać się do zdarzeń przypadkowych w tak generalny i ogólny sposób. Niektóre odwołania do zdarzeń przypadkowych, mają sens, a inne go nie mają. Teoria ewolucji nie dotyczy kości do gry, ale dotyczy zjawisk tak precyzyjnych i tak doskonałych jak nanomaszyny molekularne budowane błyskawicznie przez rzekomo „proste” bakterie. Jeżeli ze zjawisk przyrody wydłubiemy to, co w niej zachodzi losowo, np. układanie się szpilek sosnowych na ściółce lasu – to w takim bardzo ograniczonym sensie „metodologia przypadku” będzie się potwierdzać. Jeżeli uczciwie gramy w kości, to tutaj teoria przypadku również się sprawdza. Jeśli natomiast budujemy rakietę, to nie stosujemy teorii przypadku. Jeśli chcemy szukać istot inteligentnych w kosmosie, to po czym byśmy je poznali? Nie po chaosie, po zjawiskach losowych, a tylko po przejawach działalności celowej. W świecie, który nas otacza obserwujemy zjawiska celowe i zjawiska bezcelowe – to rozróżnienie jest elementarne
– Mówi Ojciec o różnicy między ewolucjonizmem a darwinizmem. Czy między terminami kreacjonizm a inteligentny projekt również występują takie odróżnienia?
– Najpierw trzeba zbadać rzeczywistość biologiczną. Teoria inteligentnego projektu ukazuje niektóre, ale nie byle jakie obszary wiedzy biologicznej, w których przejawia się inteligencja. Nie byle jakie, ale niektóre zjawiska wskazują na to, że działała inteligencja – w ten sposób na przykład odnajdujemy ślady Homo sapiens.
– Czy dusza człowieka mogła być dana stworzeniu przez Boga, na pewnym, określonym etapie biologicznego, ewolucyjnego rozwoju?
– Kluczowym elementem pańskiego pytania jest pojęcie duszy. Są ludzie, którzy wierzą, że duszą są nasze myśli, nasze pojęcia. Dla mnie nasze myśli i pojęcia są produktem duszy, a nie samą duszą. Dusza biologiczna (arystotelesowska psyché, drieschowska entelechia, „czynnik integrujący”, całościujący wszystkie dynamizmy życia osobniczego) spełnia (w odróżnieniu od DNA) wymagania wynikające z pytań rodzących się w ramach biologii osobniczego rozwoju ciała (embriogenezy, adaptacji fenotypowej, regeneracji, reperacji DNA, przemiany metabolicznej, totipotencjalności tkanek ciała).
Pojęcie „duszy ludzkiej”, pojmowanej jako nadprzyrodzony aneks do biologii ludzkiego ciała nijak się ma do pojęcia duszy arystotelesowskiej. W moim przekonaniu człowiek jest zwierzęciem intelektualnym, a nie tylko zwierzęciem rozumnym (czytaj „zmyślnym”), jak inne zwierzęta. Człowiek widzi i czuje to, co widzą i czują zwierzęta. Ale człowiek zadaje też pytania, których inne zwierzęta nie zadają. Człowiek domyśla się też odpowiedzi – u jednych będzie to domysł na korzyść ateizmu, a u innych na korzyść kreacjonizmu. Na tym polega intelektualna wolność człowieka. Jest to wolność od przymusu widzenia tego, co widać i wolność do widzenia tego, co w ogóle nie istnieje.
– Dziękuję serdecznie za rozmowę.
– Dziękuję.
Rozmawiał Przemysław Goławski