Pierwsi amerykańscy astronauci posługiwali się tubkami. To z nich wyciskali sobie mazie, które stanowiły ich pokarm. Potem NASA postawiła na suszenie pokarmów, które miały być uwadniane dopiero w przestrzeni kosmicznej. Był z tym jednak problem, ponieważ gorąca woda, która skutecznie zmienia susz w jedzenie, pojawiła się w kosmosie dopiero wraz z programem Apollo.
SkyLab rozpoczął rewolucję w astronautycznym menu. Na pokałdzie stacji można było „zasiąść” przy stole (w stanie nieważkości) i posłużyć się nożem i widelcem. Ponieważ ludzie mieli teraz przebywać w kosmosie dłużej i, wraz z rozwojem lotów pramami kosmicznymi, latać tam częściej, trzeba było zainwestować w lepsze jedzenie.
180 dań do wyboru
Obecnie, jak dumnie podkreśla NASA na swojej stronie, astronauci na pokładach wahadłowców mają do wyboru 180 rodzajów pożywienia i napojów. Mogą sami wybrać sobie to, co będą jedli na orbicie, zgodnie ze swoimi przyzwyczajeniami.
Jedzenie podzielone jest na kilka kategorii. Są tam mrożonki i rzeczy, które trzeba trzymać w chłodni – to głównie owoce i warzywa. Dania dostarczane na ISS to te, które znamy ze sklepu – ale w wersji pozbawionej wody.
Oczywiście, są to posiłki, które zaakceptowali dietetycy – mają odpowiednią ilość kalorii i wartości odżywczych. Ale nie wypowiedzieli się na ich temat, rzecz jasna, kulinarni krytycy. Jeden z nich postanowił to zrobić. Bill Daley, amerykański znawca kulinarny, postanowił zakosztować kosmicznych rozkoszy podniebienia.
Jak gotują astronauci? Umieszczaja wysuszoną na kość paczuszkę na stanowisku uwadniającym, gdzie zawartości przywracana jest wilgotność i zwiększa sie jej temperatura. Specjalne nożyczki otwierają paczkę, której zawartość ląduje na talerzu. Bill Daley nie miał w domu owego oprzyrządowania, zalał więc zawartość spacjalną strzykawką (dostarczoną przez NASA), a następnie podgrzał w rondelku. Instrukcje po angielsku i rosyjsku informowały, jakiej ilości wody trzeba użyć.
Opakowanie jedzenia jest podwójne, dzieki czemu mozna wlać wody do środka, ale zawartość nie wydostanie sie na zewnątrz. W ziemskich warunkach znacząco utrudniło to Daleyowi dobranie sie do zawartości. W końcu jednak zwyciężył i otworzył paczkę z koktajlem z krewetek, który długo był ulubionym daniem astronautów. Z ubolewniem stwierdził, że krewetki po 10 minutach kontaktu z wodą z trudem dały się przeżuć. Co więcej, danie pachniało chrzanem i zawierało zbyt dużo soli. Aromatu nie oczekiwał i się nie doczekał. Nastepnie sprawdził mleczny napój o samku mango. Również z proszku. – Aromat mango był bardzo wyraźny. To było pyszne – stwierdził.
Fajitas i kurczak nie do pogryzienia
Na ISS mozna zjeść dania z całego świata – bo z całego świata są naukowcy, którzy tam trafiają. Daley postanowił zatem spróbować czegoś egzotycznego. Na pierwszy ogień poszły wołowe fajitas, fasola i tortilla. Fasolka dość szybko stała się miękka i zdołała nawet zmiekszyc nieco tortille. – Ale żadna ilość fasoli nie była w stanie uratować fajitas, dwóch mięsnych kwadratów, identycznych w kształcie, jakby wykonala je maszyna – żalił się kulinarny spec. - Mięso miało delikatną konsystencję, ale żadnego smaku.
Po posiłu zjadł suszone brzoskwinie. – Były bardziej miękkie niż mięso, posiadały intensywny aromat i zjadliwą konstystenccję – ocenia Daley.
Posiłek w kosmosie, źr. NASA.
Coś azjatyckiego? Bardzo proszę: oto kurczak.- To entrée wydawało się obiecujące – mówi znawca. - Ale po rozcięciu mięso miało dziwny beżowy kolor. I było równie miękkie jak wołowe fajitas. Największym problemem był jednak brak smaku.
Zalał mięso sosem z orzeszków ziemnych (tylko płyny trzymaja się jedzenia w nieważkości), przełknął kilka kęsów. – Mimo dużej ilości czarnego pieprzu sos był nudny i przekombinowany – ocenił.
Ratunkiem był amerykański deser – ciastko z nadzieniem jabłkowo-truskawkowym i sporą ilością migdałów. Dla niego warto może poleciec w kosmos.
Jajka jak guziczki
Bill Daley przetestował także zestaw śniadaniowy. Wysuszone jajka po meksykańsku i kiełbaski. Jajka pozbawione wody wyglądały jak malutkie, żółte guziczki. Po nawodnieniu wciąż jednak potrzebowały ketchupu.
Na orbicie nie dostaniemy alkoholu. Daley spróbował się pocieszyć proponowaną przez NASA herbatą z cytryną. – Miała dobry, cytrynowy aromat, podobny do sproszkowanych herbat z supermarketu.
Nic dziwnego zatem, że astronauci, po powrocie do domu, zwykle bardzo chcą ugotować coś normalnego. Bill Daley zapragnął tego jeszcze szybciej. Zaledwie po kilku daniach z orbity.
(ew/Nasa/DiscoverMagazine.com)