Najnowszy film Sylwestra Stallone, "The Expendables", opowiada o losach grupy najemników, którzy podejmują się misji obalenia południowoamerykańskiego dyktatora. Skąd my to znamy? Czy takich filmów nie zrobiono już setki, a może tysiące? Czy obecnie nie powinien występować w tym filmie wampir lub czarodziej?
Zgodnie ze współczesną modą filmową, powinie to być film promujący jedną, maksymalnie dwie gwiazdy. Stallone tymczasem zgromadził w jednym filmie wyjątkowo twardy zestaw: u jego boku wystąpią m.in. Mickey Rourke, Jet Li, Eric Roberts, Eric Roberts oraz Dolph Lundgren. Wszyscy (z wyjątkiem Mickey'go Rourke) to nieaktywni emeryci, którzy nie mogą powiedzieć, że ich filmy przynoszą zyski na poziomie "Zmierzchu" czy "Harry'ego Pottera". Jednak nie ustępują. Ponieważ są twardzielami?
Andrzej Wajda opowiadał kiedyś anegdotę o kliencie wypożyczalni wideo, który na pytanie "czy chce coś wypożyczyć" odpowiedział: "to samo". Filmy z udziałem twardzieli miały równy, niski poziom, były do siebie podobne i... sprzedawały się jak świeże bułki. Przewidywalne, dawały nam prostą i skuteczną rozrywkę. Czy twardziele umarli razem z wypożyczalniami? Ostatnimi czasy mogliśmy zaobserwować kilka nieudanych prób reaktywacji aktorów lat osiemdziesiątych i dziewiędziesiątych. Stallone wrócił z "Rambo", Bruce Willis zamknął się w "Szklanej pułapce 4", Jean-Claude Van Damme zagrał samego siebie w filmie "Jean-Claude Van Damme", Harrison Ford łapał kosmitów w nowym "Indianie Jonesie", a Steven Seagal kręci wprawdzie dwa, trzy filmy w roku, ale ich tytułów nie zna nikt (wyjątek stanowi tutaj mój znajomy dziennikarz, wielki fan aktora). Zresztą Seagal częściej występuje jako gitarzysta na festiwalach blue-grassowych niż w filmach. Trudno więc mówić o udanych comebackach prawdziwych hollywoodzkich twardzieli. Nie ma też na nich zapotrzebowania. Kto jest współczesnym idolem? Emo-wampiry? Nastoletni czarodzieje? Odmłodzeni bohaterowie komiksów?
Niedawno wszedł do kina świetny, choć dość smutny film "Strażnicy", opowiadający o zmierzchu epoki komiksowych herosów. Reżyser stawia przed nami pytanie: czy jest jeszcze zapotrzebowanie na prawdziwych twardzieli? To im zawdzięczamy maksymalne spłycenie fabuły filmu i przewidywalność scenariusza, a jednak... Mickey Rourke był znakomity w "Zapaśniku", Stallone świetny w obrazie "Rocky Balboa". Niezły był też Ford w "Indianie Jonesie 4". Dawna szkoła hollywoodzka, nie wymagała od aktorów urody i bogatego życia publicznego lecz solidnego warsztatu i przygotowania fizycznego. Rourke jest sportowcem (boks), Seagal jest posiadaczem 7 dana w Aikido (na planie filmu "Nigdy nie mów nigdy" był instruktorem sztuk walki i pokazując Seanowi Connery'emu chwyt, złamał mu nadgarstek), Chuck Norris jest mistrzem świata w karate w wadze średniej. Jako twardziele byli wiarygodni.
Dla twardzieli lamus nie istnieje. Są w stanie wrócić na plan filmowy (ring?) w każdym czasie, o każdej porze. A jeśli się nie uda, zginą próbując jeszcze raz. Przypomina to historię Georga Foremana, amerykańskiego boksera i pastora, który ogłosił sportowy powrót i w wieku 45, jako najstarszy zawodnik świata, wygrał koronę świata wagi ciężkiej, odzyskując tytuł mistrza świata po dwudziestu latach. Czy taka sztuczka uda się Sylwestrowi Stallone? Jego nowy film wzbudza niewiarygodne wręcz zainteresowanie. Choć obraz jeszcze nie pojawił się w kinach, producenci i szefowie studia już planują realizację kolejnych części, przewidując potężne zyski. Twardziele nie powiedzieli jeszcze swojego ostatniego słowa. To jeszcze nie koniec walki.
Tomasz Jakubowski
"The Expendables"
Reżyseria: Sylwester Stallone
Data premiery: 23. 04. 2010 r.