Żuławski wcale nie lubi być postrzegany jako "gwiazda". – Faktycznie wolałbym nie być rozpoznawany na ulicy. Staram się nie zgadzać na wykorzystywanie mojej osoby, jeśli nie zrobiłem niczego konkretnego i nie ma powodu, by moją twarz wykorzystywać, na przykład jeśli dzwoni ktoś z jakiegoś pisma i pyta, gdzie jeżdżę na wakacje – tłumaczy Żuławski. – Nie mówię, że to jest zło, po prostu nic mi to nie daje, nie pomaga mojej twórczości.
Jednak wybierając aktorów do swoich seriali Żuławski zwraca uwagę na to, czy są rozpoznawalni przez Polaków i jak będą odbierani przez widzów. – Przed podjęciem takiej decyzji myśli się o tym, czy aktor spełnia określone warunki, odpowiada naszym wyobrażeniom, ale z drugiej strony próbujemy przewidzieć, jakie wywrze wrażenie na odbiorcach filmu – tłumaczy Żuławski i jako przykład podaje Borysa Szyca, który do roli w "Wojnie polsko-ruskiej" w reżyserii Żuławskiego został wybrany m. in. dlatego, że podoba się kobietom. – Mogłem więc liczyć na to, że 90 proc. Szyca na ekranie przyciągnie kobiety i sprawi, że obejrzą film do końca. Gdyby tą rolę zagrał jakiś prawdziwy, odpychający dresiarz, ten film pewnie nie zdobyłby tak szerokiej publiczności.
Dla Żuławskiego nie ma jednak znaczenia, czy aktorzy, z którym przyjdzie mu współpracować są absolwentami prestiżowych szkół aktorskich, czy nowicjuszami w tym fachu. – Niestety – przyznaje reżyser - Są aktorzy bardzo źli, ale po szkołach teatralnych, są aktorzy świetni, którzy w szkole byli tragiczni, to się nie przekłada.
Zdaniem Żuławskiego aktor sam musi "nauczyć się grania". – Przyjemnością jest praca z aktorami świadomymi, wraz z którymi buduje się ich rolę. To ludzie, którzy budują swoją postać poprzez własną duszę, a nie nauki, czy techniki aktorskie.
Żuławski ma także na koncie m. in. serial "Tancerze". – Z trudem, bo z trudem, ale rozdziewiczyłem się na telewizyjne, serialowe produkcje – przyznaje reżyser. – Ostatecznie okazało się, że poznałem tam wielu fajnych ludzi.
Ostatnio Żuławski wyreżyserował za to serial, z którego, jak sam przyznaje, jest dumny. – "Aida" to film o małym wycinku naszego społeczeństwa, dotyczy życia czworga lokatorów jednej kamienicy. Dochodzi między nimi do nieustannych walk, kłótni i sporów – opowiada Żuławski. – W sumie wyszła z niego taka współczesna "Wojna domowa". Moim zdaniem może to być jedna z lepszych komedii, jaka się na rynku pojawi.
O polskiej kinematografii Żuławski jednak ma całkiem dobre zdanie. – Myślę, że przekroczyliśmy już pewien etap i teraz właściwie każdy polski film jest całkiem niezły, dół intelektualny mamy już za sobą – mówi reżyser. – To tylko kwestia tego, co nam się podoba, a co nie. W ogólnym rozrachunku odbiliśmy się od dna. Patrzę na to z zainteresowaniem i nie mam odruchu "niech to się już skończy".
Więcej o życiu i planach zawodowych Xawerego Żuławskiego dowiesz się, słuchając całej rozmowy z audycji "Ex Magazine".
Gościem w "Ex Magazine" była także Gaba Kulka. Posłuchaj rozmowy z artystką.
(kd)