Większość z nas poznała "Hair" za sprawą słynnej kinowej adaptacji Miloša Formana. Film z 1979 roku był już jednak dokumentacją niepodważalnego kulturowego fenomenu. O wiele większy ferment wywołały pierwsze broadwayowskie prezentacje rockowego musicalu, które do oficjalnego, popularnego obiegu wprowadzały najważniejsze postulaty kontrkultury lat 60.: pacyfizm manifestujący się kontestacją wojny wietnamskiej (m.in. piosenka "Three-Five-Zero-Zero"), emancypację seksualną ("Sodomy"), rasową ("Colored Spade") i "chemiczną" (Hashish"), wrescie nową duchowość spod znaku Ery Wodnika ("Aquarius").
Co ciekawe, w Teatrze Baltimore pokazano już "ugrzecznioną", w porównaniu do oryginału, wersję "Hair". Nie chodzi tylko o dodanie 13 nowych piosenek, w tym popularnego "Let The Sunshine" w roli patetycznej kulminacji. Pierwotnie musical utrzymany był w mniej realistycznej, o wiele bardziej onirycznej i psychodelicznej poetyce. Claude Bukowski miał być na przykład... kosmitą, który przybywa na ziemię, aby zostać reżyserem filmowym.
W gruncie rzeczy "Hair", choć napisane przez dwójkę teatralnych wyjadaczy (konserwatywnego Jamesa Rado oraz eksperymentującego Gerome'a Ragni), znakomicie uchwyciło specyficznego ducha kulturowej rewolty. Panowie potraktowali zresztą temat poważnie. Pracując nad tekstem, nie tylko odwiedzali biblioteki, lecz także zapuścili włosy i brali udział w ulicznych happeningach, podczas których zwerbowali sporą część pierwszej obsady "Hair".