Kultura

8 wspaniałych. Najlepsze filmy WFF

Ostatnia aktualizacja: 03.10.2011 03:00
Agnieszka Szydłowska, Ryszard Jaźwiński i Michał Nogaś z Trójki opowiadają o filmach z Warszawskiego Festiwalu Filmowego, które przykuły ich do kinowych ekranów i nie dają o sobie zapomieć.
Kadr z filmu Policjant
Kadr z filmu "Policjant"Foto: źr. WFF

27. Warszawski Festiwal Filmowy rozpocznie się 7 i  potrwa do 16 października, oto wyjątkowa ósemka z setek zaplanowanych projekcji. Każda opisana w 6 zdaniach.

Agnieszka Szydłowska poleca:


/

"Uderz we mnie muzyką", reż.Miquel Galofré

Przed obejrzeniem tego filmu warto sobie zadać pytanie, z czym kojarzy się nam Jamajka. Twórcy dokumentu "Uderz we mnie muzyką" nie uciekają od skojarzenia najpopularniejszego, od Boba Marleya (już w samym tytule). To wstęp do wyprawy w świat dancehallu, po drodze poznamy jego władców i aspirujących młodzików, zaczniemy drogę z wielkim uśmiechem na twarzy, a zakończymy przeglądając się w lustrze z miną nietęgą. Dancehall to muzyka, słowa, taniec, sposób życia. To cały świat dla ludzi, którzy naprawdę niczego (materialnego) nie mają, a ich życie odbiega drastycznie od zdjęć w folderach reklamujących wakacje na słonecznej "wyspie reggae". Autorzy tego filmu świetnie wybrali wiodące postaci, wtajemniczeni zobaczą swoich idoli, a niewtajemniczeni - świat, o którego istnieniu nie mieli pojęcia. Polecam!

/

"Kot w Paryżu", reż.Alain Gagnol, Jean-Loup Felicioli

Ten film to szansa na dobrze spędzony czas z dziećmi, prowokuje do rozmowy na wiele niełatwych tematów. Historia krótka, morał nienachalny. Jest dziewczynka i jej kot - jedyny przyjaciel; zapracowana i bardzo smutna mama; bandyci źli do szpiku kości i złodziej całkiem przyjemny... Jest także wielka strata, która odbiera dziewczynce głos, bo o czym tu gadać gdy umiera ukochany tata? Kryminalna intryga mknie wartko, mknie (głównie) poprzez paryskie dachy. Stylowa, lekko staroświecka kreska, piękne kolory i szaleństwo, jakie na ekran wprowadzić może animacja - wzruszające i piękne!

Ryszard Jaźwiński poleca:

/

"Matki", reż. Milcho Manchevski

Zaczyna się dość niewinnie. Oto dwie dziewięcioletnie dziewczynki ze Skopje, igrając z prawdą, na posterunku policji oskarżają o ekshibicjonizm mężczyznę, którego nigdy wcześniej nie widziały. Po tym krótkim wstępie następuje dłuższa fabularna opowieść o ekipie telewizyjnej realizującej film dotyczący zanikania wiejskich tradycji w miejscach opuszczonych przez młodych ludzi, w których ich rodzice i dziadkowie umierają samotnie. Wreszcie tryptyk macedońskiego reżysera Milcho Manchevskiego przechodzi nieoczekiwanie w dokument o, głośnej przed kilku latym, sprawie Vlado Taneskiego, dziennikarza śledczego opisującego seryjne zabójstwa emerytowanych sprzątaczek, które, jak się okazało w śledztwie, sam popełniał. "Matki" to filmowy kolaż, w którym mieszają się prawda i fikcja, a granice między fabułą i dokumentem stają się coraz bardziej płynne. Film prowokujący do dyskusji, wstrząsający w swej wymowie - szczególnie w trzeciej części, w której Manchevski zdaje się ingerować w życie autentycznych świadków tragedii znacznie głębiej , niż zwykli to robić reżyserzy. Film wywołuje silne emocje, choć w warstwie intelektualnej czy filozoficznej może budzić wątpliwości lub co najmniej pozostawiać niedosyt.

/

"Loverboy", reż. Catalin Mitulescu

Kolejny, po "Tak spędziłem koniec świata", film uznanego już w Europie rumuńskiego reżysera Catalina Mitulescu. To dość nietypowa, miłosna historia dwudziestolatka z Constanty, który na oczach widzów dojrzewa do przeżywania, po raz pierwszy w życiu, prawdziwego uczucia. Wcześniej, wykorzystując uwodzicielski wdzięk i urodę, traktował poznawane dziewczyny instrumentalnie, by szybko przekazywać je w ręce ponurych sutenerów jako "towar" do zapełniania zagranicznych burdeli. Dopiero spotkanie z piękną i niebanalną Veli całkowicie przewartościuje i zmieni dotychczasowe życie prowincjonalnego "loverboya". Nie jest to jednak hollywoodzkie kino, co znakomicie podkreślają realia rumuńskiej wsi. Spodziewajmy się więc raczej gorzkiej obserwacji niż słodkiego "happy endu". Szlachetne kino "niepokoju miłosnego", które przynosi znacznie więcej refleksji, niż sugerowałaby prosta w gruncie rzeczy fabuła.

/

"Ave", reż Konstantin Bojanov

To bułgarski film drogi, udany debiut reżyserski Konstantina Bojanova w pełnometrażowej fabule. Opowieść o przypadkowym spotkaniu dwójki młodych ludzi, którzy nieoczekiwanie ruszają we wspólną podróż autostopem. Kamen jedzie na pogrzeb przyjaciela, który popełnił samobójstwo, tytułowa Ave... właściwie nie wiadomo, bo dziewczyna kolejnym napotkanym w drodze osobom "sprzedaje" inną tożsamość, wciągając do tej wyrafinowanej gry swojego towarzysza. Wkrótce jednak spadną kolejne maski, a młodzi ludzie odkryją przed sobą skrywane traumy, sekrety i prawdziwe powody ich buntu wobec nieakceptowanej rzeczywistości. Film intrygujący i zaskakujący do końca, oszczędny w formie i dialogu. I może właśnie dzięki temu udało się stworzyć wiarygodny portret psychologiczny bohaterów, co jest również zasługą bardzo naturalnego aktorstwa Ovanesa Torosiana i nie tylko pięknej, ale również charyzmatycznej Angeli Nedialkowej.

Michał Nogaś poleca:

/

"Ciemne sprawy", reż. Kivu Ruhorahoza

Rzecz dzieje się w Rwandzie, małym afrykańskim państwie, w którym – w połowie ostatniej dekady XX wieku – doszło do ludobójstwa. Młody początkujący reżyser chce nakręcić prawdziwy i szczery obraz o rzezi, o tym, co kazało ludziom z plemienia Hutu zabijać – przy pomocy sprowadzonych z Chin maczet – "karaluchy", czyli sąsiadów, przyjaciół, członków rodzin, pochodzących z plemienia Tutsi. Obecny rząd rwandyjski takiego filmu jednak sobie nie życzy; woli, by chłopak – za państwowe pieniądze – nakręcił propagandówkę; najlepiej o walce z wirusem HIV. Ale ostatecznie opowieść o "karaluchu", o powracających demonach, o złu powstaje (mniejsza tu o formalne rozwiązania). Emocje, towarzyszące oglądaniu pierwszego w historii pełnometrażowego filmu nakręconego w Rwandzie i przez Rwandyjczyka, porównać można jedynie do tych, jakie wywołuje lektura "Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciecha Tochmana. Przejmujące i nie do przegapienia!

/

"Oddech", reż. Karl Markovics

Roman jest młodocianym przestępcą, który – porzucony przez matkę – wychował się w sierocińcu, a do więzienia trafił w wieku czternastu lat, za zabójstwo kolegi. Cichy, zamknięty w sobie, posłuszny, odróżniający się od innych skazanych osiemnastolatek ma szansę na warunkowe zwolnienie. Musi jednak znaleźć pracę – na okres próbny, by wykazać, że jest zdolny do samodzielnego życia w społeczeństwie. Po wielu nieudanych próbach zatrudnia się w wiedeńskiej kostnicy i od tej chwili – jakkolwiek paradoksalnie to brzmi – wszystko w jego życiu się zmienia. "Oddech" to przejmująca, czasem bardzo zabawna opowieść o dojrzewaniu, o poszukiwaniu siebie, o budowaniu relacji z najbliższymi i wychodzeniu na prostą z podniesionym czołem. Film bardzo spodobał się w Cannes, w Warszawie na pewno będzie podobnie.

/

"Policjant", reż. Nadav Lapid

Kilka dni z życia Yarona, członka izraelskiej elitarnej jednostki antyterrorystycznej. Bohater oczekuje narodzin pierwszego dziecka, obchodzi rodzinne święta, spotyka się z przyjaciółmi. Spokojne, w miarę beztroskie życie zakłóca jednak wiadomość o chorobie najbliższego przyjaciela i niespodziewane wydarzenie – atak radykalnej żydowskiej młodzieżówki. "Policjant" to nie tylko opowieść o wyborach, przed jakimi staje pojedynczy człowiek. To także współczesna historia kraju pełnego pięknych plaż, pustyń i zabytków, a jednocześnie wielkich różnic społecznych (vide: powstałe ostatnio na ulicach Tel Avivu namiotowe miasteczko). Nic dziwnego, że film był szeroko dyskutowany w Izraelu i został nagrodzony na tegorocznym festiwalu w Jerozolimie.

asz/rj/mn

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni