Kultura

Bond się broni

Ostatnia aktualizacja: 21.11.2008 15:31
James Bond to produkt marketingowy, a zarazem symbol siły zachodniej cywilizacji.

James Bond powrócił w stylu, który zadowala nawet widzów sceptycznych wobec poprzedniej odsłony serii, „Casino Royale”. Poprzedni film różnił się od „bondów” firmowanych twarzą Pierce’a Brosnana – nie można jednak powiedzieć, by całkowicie odcinał się od bondowskiej tradycji. Tak jest także w przypadku „Quantum of Solace”.

Bond Craiga jest jak Bond stworzony przez Iana Fleminga - brutalny, ironiczny i zimny (tak jak został scharakteryzowany w pierwszej powieści o Bondzie, „Casino Royale”). Wbrew wizerunkowi Bonda utrwalonego przez Rogera Moore’a, nowy 007 nie ma skłonności erotomańskich i koncentruje się na swej pracy, podobnie jak literacki pierwowzór.  Czasem puszczają mu nerwy i potrafi potraktować misję osobiście. Nie do przesady jednak. W „Quantum of Solace” Bond szuka nie tyle zemsty za śmierć ukochanej Vesper, ile prawdy o motywach jej zdrady.

Czy znaczy to, że Bond grany przez Craiga jest bardziej uczłowieczony niż jego poprzednicy? Raczej nie.  Jeśli jest bardziej mroczny i brutalny niż do tego przywykliśmy, to dzieje się tak dlatego, że filmy bondowskie zawsze były czułe na atmosferę czasów, w których je tworzono. Inne były „bondy” w czasach Chruszczowa, inne w czasach „odprężenia”. Jeszcze inne w latach 90. Dość optymistyczna era Clintona sprawiała, że pierwszy Bond z Brosnanem w roli głównej miał w sobie dawkę frywolności, znaną choćby z filmów z Rogerem Moore’m. Nowy film z tej nieśmiertelnej serii odbija nastrój naszych czasów - jest mroczniejszy i bardziej gwałtowny.

„Quantum of Solace" jest nie tylko godnym następcą „Casino Royale", ale także dowodem na bogactwo i ponadczasowość postaci agenta 007. James Bond A.D.2008 ma te same cechy, co poprzednicy. Uparty, nonszalancki, nie pozbawiony poczucia humoru i równie łatwo skacze bez spadochronu z pędzącego w dół samolotu, co Pierce Brosnan doganiający w powietrzu  spadająca awionetkę czy Roger Moore z jego powietrznymi akrobacjami w "Moonrakerze". Ma też drugą, trochę mroczniejszą a czasem romantyczną stronę. Tak samo zresztą, jak w „bondach" z Brosnanem. W filmie „Świat to za mało", z udziałem Sophie Marceau, dostrzec można antycypację Bonda z „Casino Royale", człowieka, który angażuje się uczuciowo i zostaje zdradzony. Wspomnienie o zmarłej żonie przydaje tej postaci bardziej romantycznego blasku niż w poprzedzających go „Goldeneye" czy „Jutro nie umiera nigdy". Brosnan był w "Świat to za mało" znacznie blizszy Daltonowi z "W obliczu śmierci" czy "Licencji na zabijanie" niż własnej kreacji w "Goldeneye". Z kolei w „Śmierć nadejdzie jutro", Bond (Brosnan) trafia do niewoli w Korei Północnej a później szuka zdrajcy, który go tam umieścił. Jest bardziej agresywny i mniej subtelny. Bywa, że krwawi (co wtedy nie budziło zastrzeżeń krytyków), jak podczas pojedynku z Gustavem Gravesem, głównym draniem w filmie. Można powiedzieć, że twórcy „Casino Royale" jedynie rozwinęli te ścieżki interpretacji Bonda.

Bond w wykonaniu Craiga odwołuje się przy tym do korzeni postaci, zarówno jako bohatera literackiego, jak i gwiazdy kina unieśmiertelnionej przez Seana Connery’ego.  Craig niewątpliwie ma jednak swój własny styl i nie musi mieć żadnych kompleksów jako odtwórca roli superagenta 007. W pierwszych pięciu filmach z udziałem Connery’ego, Bond jest właśnie tym, kim był u Fleminga, zimną maszyną do zabijania, której wszakże nieobce są ludzkie uczucia. W książce „Casino Royale”, po okrutnych torturach, jakich zaznał ze strony Le Chiffre’a (w książce ma on polskie korzenie, w filmie Campbella - albańskie), Bond chce rzucić służbę w wywiadzie, nie wierząc w jej sens. Planuje też poślubić Vesper Lynd, która poznał podczas misji w kasynie. Coś w ich związku zaczyna jednak szwankować, w finale Vesper popełnia samobójstwo, wyznając w pożegnalnym liście, że była sowiecką agentką, związaną z organizacją Smiersz (Smiert’ szpionom). W kolejnej powieści, „Live and let die”, Bond wykonuje kolejną misję przeciw Smiersz, dokonując przy okazji prywatnej vendetty. Connery w kolejnych filmach walczył z wszechpotężnym zbrodniczym syndykatem o nazwie WIDMO, jedną z jego ofiar była takze zobna Bonda, Tracy ("W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości"). Podobne tropy fabularne zastosowano w filmach z Craigiem. Organizacja Quantum, która stała za zdradą Vesper i jej śmiercią, jest celem Bonda w „Quantum of Solace”. Sam Bond zaś wraca do swej pierwotnej roli, agenta służb specjalnych, którego obowiązkiem jest wytropić i zlikwidować wroga. Stosuje przy tym zasadę: żyj i pozwól umrzeć - w swych poszukiwaniach stara się unieszkodliwić jak największą liczbę zbirów, zaspokajając tym pragnienie zemsty i, powiedzmy wprost, mordercze instynkty – wszystko w służbie Jej Królewskiej Mości

Reszta jest taka jak we wcześniejszych obrazach, choć w „Quantum…” podana oczywiście w nowy sposób. Nie brak widowiskowych scen akcji z użyciem atrakcyjnej scenerii (bieganie po dachach w Sienie), kaskaderskich popisów przy użyciu motocykli, aut, samolotów i motorówek. Typowo bondowski jest też sposób prowadzenia akcji, kiedy Bond przechodzi poszczególne etapy śledztwa, pokonując jogromne przestrzenie i zostawiając za sobą zniszczone mienie i ciała wrogów. Nowością w serii filmów o Bondzie jest szczególna relacja między nim a M - szefową MI 6, znakomicie zagraną prze Judi Dench. To nie jest pomnikowy M z Fleminga, czy nieco bezbarwny biurokrata z wcześniejszych filmów. Zauważalna już w filmach z Brosnanem i rozwijająca się w „Casino Royale” i „Quantum of Solace” zażyłość między tą dwójką to już przyjaźń. Twórcy „Quantum of Solace” zaprezentowali prawdziwego "bonda", w którym nie razi fakt, że bohater nie przedstawia się ani razu. Nie ma też wprawdzie Moneypenny ani Q, ale po pierwsze – jeszcze pewnie się pojawią; po drugie zaś, widzowie chyba zbyt tęsknią za Desmondem Llewelynem, by zaakceptować nowego Q ("montypythonowski" komik John Cleese odpadł po dwóch filmach).

Zdecydowana większość elementów historii o Bondzie pozostała niezmieniona, choć jak zawsze dostosowana do współczesnych wymogów – aktualnych czasów,  możliwości kina i panujących trendów. James Bond w „Quantum of Solace” to agent pracujący w niespokojnym świecie. Kurczą się zasoby surowców, „dolar to już nie to co kiedyś”. Demokratyczne rządy układają się z dyktatorami w Trzecim świecie dla doraźnych korzyści ekonomicznych. Podziały na prawicę i lewicę przestały mieć znaczenie, a państwa narodowe nie są w stanie rozwiązywać podstawowych problemów . W ich miejsce wchodzi bezwzględna  międzynarodowa korporacja szantażująca i obalająca rządy w swoim interesie - Quantum. Wykorzystująca międzynarodowy terroryzm („Casino Royale”) i gospodarkę do osiągania swych celów (zarobienia jak największych pieniędzy). Organizacja przenika do struktur zachodnich służb specjalnych, którymi manipuluje w dowolny sposób.  Z tego punktu widzenia „Quantum of Solace” to celny komentarz do chaosu naszych czasów. W filmie wyczuwa się tęsknotę za politycznym idealizmem i afirmację tradycyjnych, męskich wartości Zachodu. Bond Craiga to prawdziwy neocon, gotów użyć siły w obronie swoich racji, nie przejmujący się wymogami Realpolitik. To świat, w którym sprawy są jasne. Krzywda musi zostać ukarana, łajdacy unieszkodliwieni a „posady zachowują uczciwi”, jak niezłomny Felix Leiter z CIA. Bajka? Pewnie, że tak. Ale po co są bajki, także te dla dorosłych? James Bond powrócił, a że nie w celu, by samego siebie parodiować i wyśmiewać, to tym lepiej dla niego. I dla nas.

Radosław Różycki

 

"Quantum of Solace", prod. Wlk. Brytania, USA 2008 reż. Marc Forster, wyk. Daniel Craig, Olga Kurylenko, Judi Dench

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Odświeżanie mitu

Ostatnia aktualizacja: 15.02.2009 15:47
James Bond pozostaje żywotnym mitem popkultury, wymaga jednak ciągłego odświeżania i nowych opakowań.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kinowe zawirowania 2009 roku

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2009 10:05
To był dobry rok dla kina, który pobudził apetyt wielu miłośników X muzy.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Aktorka ze Slumdoga nową dziewczyną Bonda

Ostatnia aktualizacja: 22.03.2010 10:57
Freida Pinto ma być gwiazdą 23 filmu w serii o Jamesie Bondzie. Według gazety brytyjskiej "Mirror" podpisała już kontrakt wart 3 miliony funtów
rozwiń zwiń