Kultura

Legnicki melodramat

Ostatnia aktualizacja: 02.10.2008 10:07
Rosjanie na polskich ekranach to zwykle widok smutny. Pokazuje się ich przede wszystkim jako naród mafijny, tylko takie typy odwiedzają naszą ziemię w sensacyjnych obrazkach. Do tego jakość tych produkcji to przede wszystkim szybki, chaotyczny montaż przykrywający niedostatki obrazu. Chociaż to zdaje się dotyczyć większości współczesnych polskich filmów celujących w gusta przeciętnego widza. A tu, po ostatnim Festiwalu w Gdyni, taki rodzynek.

Pomińmy kłótnie wokół decyzji festiwalowego jury. Nachylmy się nad „Małą Moskwą”, jak nad każdym polskim filmem, bez dużych oczekiwań, a bardzo się zdziwimy. Przede wszystkim melodramat. Z tym gatunkiem Polacy obchodzą się dosyć brutalnie, zwykle trywializując wątki i zadowalając się tanimi rozwiązaniami odległymi od dramatu. Właściwie zostaje w naszym kinie samo Melo. Do tego Melo brzydko ubrane. A przecież można zrobić melodramat, który zachowa prostotę międzyludzkich relacji a jednocześnie nie zaleci kolorową tanizną centrum handlowego. Udowodnił to reżyser „Małej Moskwy”, Waldemar Krzystek. Jako autor scenariusza zadbał nie tylko o wiarygodność uczuć, jakie targają bohaterami, ale i osadzenie ich w historycznym już tle. Radziecka jednostka wojskowa jak i goszczące ją miasto, Legnica stają się tu nie tylko oryginalną scenografią, ale i cichymi bohaterami całej opowieści. Szczelne ogrodzenie oddzielające fragment ZSRR od polskiej ziemi, przepuszczało jednak nie tylko ludzkie szepty. Kwitła wymiana handlowa, rodziły się przyjaźnie i niedopuszczalne dla przełożonych uczucia. Takich romansów, jak pokazany w „Małej Moskwie” było wiele. Ten filmowy, mimo że fikcyjny, pomaga zrozumieć atmosferę życia w klimacie „przyjacielskiej” współpracy i cichej wrogości.

Zakurzymy Biełomora?

''

Tak popularny podział na złych ruskich i niewinnych Polaków w filmie Krzystka zanika. W opowieści mamy troje głównych bohaterów: Wierę, Rosjankę która przyjechała z sowieckim pilotem, Jurą, do Legnicy, oraz tego trzeciego, Michała, polskiego oficera. Polak wcale nie jest takim niewiniątkiem. Decyduje się na ryzykowny romans i przez cały film jawi się jako osoba zaślepiona uczuciem. Do tego to postać naiwna, jeśli mowa o świadomości działania mechanizmów rządzących PRLowską rzeczywistością. Stojąc po środku, otoczonej drutem kolczastym jednostki, stacjonującego w jego kraju wroga, zdaje się krzyczeć, że miłość nie zna granic. To pierwsza, ale nie jedyna strona dramatu. Naiwności Polaka, przeciwstawiony jest, podejrzany z początku, spokój męża Wiery. Z jakiś powodów, o których przekonacie się oglądając film, pogodził się on z losem „rogacza”. Pilot Jura to tak naprawdę najoryginalniejsza postać tragiczna tej opowieści. Mężczyzna po latach powraca do Legnicy, dzięki czemu możemy obserwować drugą, równoległą akcję filmu. Przyjeżdża do Polski z córką, mającą za złe matce, że tak wcześnie ją opuściła. Żal słuszny, ale fabularnie odrobinę nieudolnie zarysowany.

''

Matkę i córkę gra nagrodzona w Gdyni Svetlana Khodchenkova. Aktorka lepiej sprawdza się w roli namiętnej kochanki niż agresywnej hetery nękającej ojca. Może właśnie przez ten dysonans współczesna część opowieści wypada dosyć blado.

Wracając do Legnicy lat sześćdziesiątych. Historia staje się tu tłem, które, jak przystało na prawdziwy melodramat, wpływa na losy bohaterów. Wydarzenia związane z ingerencją Układu Warszawskiego w Czechosłowacji nie są aż tak istotne, choć zostały umiejętnie wplecione w fabułę. Ale za sytuacją, w jakiej znaleźli się wszyscy bohaterowie filmu stoi jeszcze jedna kwestia, warunków, w jakich rozkwitała ich „przyjaźń”. Widzimy jak kontakty między narodami są modelowane przez politruka i zaraz potem wymykają się tej sztucznej ingerencji. Jak spod narodowych uprzedzeń wychodzą prawdziwi ludzie, szukający wsparcia i przyjaźni na obcej dla nich ziemi, i nie chodzi tu tylko o miłość.

Grande Valse Brillante

''

W „Małej Moskwie” zaskoczeniem realizacyjnym jest też warstwa dźwiękowa. Przez ostatnie lata polscy twórcy przyzwyczaili nas do podkreślania większości ekranowych zdarzeń odpowiednim akcentem muzycznym. W „Małej Moskwie” doceniono znaczenie ciszy, jako elementu struktury dźwiękowej filmu. Do tego dołącza klasycznie zbudowana muzyka Zbigniewa Karneckiego i towarzysząca obrazowi fascynacja Ewą Demarczyk.

Mimo zachwytów nie należy zapominać, że to melodramat. Dobrze skrojony, poprawnie jak na nasze warunki wykonany, ale jednocześnie nie komplikujący rzeczy, które przecież proste są. Film, który ma wzruszać i zapewne wyciśnie niejedna łzę. Spokojnie możemy pokazać go za granicą, a w kraju mógłby stać się skromnym wzorem klasycznego myślenia o filmie, dla zagapionych w reklamy i teledyski współczesnych reżyserów. No a przy okazji tłem akcji jest historia, którą częściej łączy się u nas z martyrologią niż melodramatem.

Piotr Jezierski

Przeczytaj rozmowę z Waldemarem Krzystkiem, reżyserem "Małej Moskwy".

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Sezon na Dwójkę: "Mała Moskwa" Waldemara Krzystka

Ostatnia aktualizacja: 24.11.2008 23:31
W Sezonie na Swójkę rozmowa z reżyserem filmu Mała Moskwa - Waldemarem Krzystkiem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kulisy sprawy Polańskiego

Ostatnia aktualizacja: 26.11.2009 11:42
Na dużym ekranie można oglądać film Mariny Zenovich "Polański: ścigany i pożądany"
rozwiń zwiń
Czytaj także

Piątkowe premiery

Ostatnia aktualizacja: 22.01.2010 09:25
Japoński dramat "Pożegnania", nagrodzony ubiegłorocznym Oscarem w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, musical "Nine - Dziewięć" z Danielem Day-Lewisem, Penelope Cruz i Nicole Kidman w obsadzie oraz irańska produkcja "Co wiesz o Elly?" od dziś w polskich kinach.
rozwiń zwiń