Kultura

Karierowicze i paranoicy

Ostatnia aktualizacja: 22.03.2009 16:35
„Kino jest najważniejszą ze sztuk” – mówił W.I. Lenin. Przywódca rewolucji bolszewickiej byłby zadowolony z hollywoodzkich produkcji poświęconych pracy amerykańskich służb specjalnych.

Polityczne oblicze Hollywoodu to filmy Olivera Stone’a, towarzyskie demonstracje Nicka Nolte a w ostatnich latach przede wszystkim aktywność twórcza i publiczna George’a Clooneya. To głównie ich oczami widzowie na całym świecie oglądają USA. Ale nie tylko ich aspirujące do wielkości i artystycznej głębi produkcje starają się przekazać „poprawny” obraz amerykańskich instytucji, elit i służb. Ta często skrajnie lewicowa wizja weszła również do nurtu skierowanego do widowni bardziej masowej, nastawionej w kinie raczej na rozrywkę niż absorpcję politycznych treści. Ego widza będzie z cała pewnością bardziej podbudowane, gdy podpowie mu się, że ogląda nie tylko emocjonujący dramat, ale bierze również udział w naprawianiu świata.

Jeśliby spróbować przeanalizować rzeczywistość amerykańskich służb na podstawie hollywoodzkich filmów, byłby to obraz szokujący. Amerykańskie służby składają się według nich niemal wyłącznie z ludzi opętanych przesadnymi ambicjami, intrygantów, ludzi skorumpowanych, wreszcie zbrodniarzy. Uczciwy człowiek i patriota nie ma czego w nich szukać, zresztą cechy takie są dla filmowców raczej podejrzane i kojarzą się z jakimś zakamuflowanym faszyzmem.

Szlachetna klasyka

Początki kina szpiegowskiego to filmy Hitchcocka, gdzie napięcie i tajemnica decydowały o treści i jakości filmu. Po II wojnie światowej kojarzyliśmy to kino przede wszystkim z bohaterskimi akcjami na zapleczu frontów, koronnym przykładem może tu być film „Tylko dla orłów” Briana Huttona z 1968 roku czy słynne „Działa Nawarony”. Kino szpiegowskie żywiło się głównie powieściami Alistaira McLeana. Problem komunistycznego wroga wolnego świata nie absorbował zanadto filmowców. Wielu z nich sympatyzowało z komunizmem a do dziś zbiorowa traumą co bardziej zideologizowanych twórców pozostaje historia tzw. czarnej listy Hollywood. Pod koniec lat 40. grupa hollywoodzkich luminarzy odmówiła zeznań przed komisją ds. badania działalności antyamerykańskiej. Część z nich pożegnała się z branżą. Walka o prawa komunistów w filmie stała się dla niektórych wyznacznikiem ich moralnej aktorskiej bądź reżyserskiej tożsamości. Z czasem przerodziło się to w wyraźną w amerykańskich produkcjach niechęć do własnego państwa, zwłaszcza jeśli rządzili nim Republikanie.

By w pełni uchwyć istotę kierunku jaki obrało kino sensacyjno-szpiegowskie, warto porównać dwa obrazy, które w swoim czasie okazały się paradygmatyczne. Pierwszy z nich to „Trzeci człowiek” Carola Reeda z udziałem Orsona Wellsa. Drugi to produkcja z 2005 roku, „Wierny ogrodnik”, adaptacja powieści Johna Le Carre. Film Reeda to archetyp kina sensacyjnego, którego fabuła osadzona jest w wyraźnym politycznym kontekście. Powojenny Wiedeń, ukryte tożsamości, skomplikowana intryga, ambitny złoczyńca korzystający ze światowego zamętu, by zdobywać pieniądze i wpływy. A przeciw niemu – kruchy, ale trwalszy, bo oparty na odwiecznych zasadach moralnych świat ludzi sprawiedliwych, chroniony przez żołnierza i policjanta. Welles mógł zagrać rolę demoniczną, ale w żadnym momencie nie podważył wiary w sens najbardziej oczywistych instytucji porządku i bezpieczeństwa publicznego. Swoją śmiercią grana przez niego postać składała nie tylko hołd przyjaźni, której zdrada jest zbrodnią, ale i światu z jego ułomnymi instytucjami, które jednak sprawdzają się i są konieczne, gdy wymaga tego dobro tzw. ogółu.

Złe CIA, źli Amerykanie

 

Scenariusz do „Trzeciego człowieka” napisany został przez Grahama Greene’a, wpływowego autora, który z powieści szpiegowskiej potrafił uczynić pełnokrwiste dzieło literackie. I który nawet w swoich politycznych pasjach (łączył katolicyzm z lewicowymi poglądami) nie zdradził misji pisarza – szukania prawdy o człowieku zamiast uprawiania politycznej propagandy. Ekranizacja jego książki „Spokojny Amerykanin’, dokonana w 2002 roku przez Philipa Noyce’a wpisuje się już w radykalny nurt kina zaangażowanego. Między zamachami na World Trade Center a inwazją na Irak, Noyce, opierając się na brytyjskim pisarzu, zaatakował w swym filmie ideę demokratycznego posłannictwa Stanów Zjednoczonych we współczesnym świecie. W filmie zabrakło niejednoznaczności literackiego pierwowzoru. Noyce posunął się nawet do tego, że główny bohater filmu, brytyjski korespondent w Wietnamie grany przez Michaela Caine’a wybiela komunistów z Vietcongu twierdząc autorytatywnie, że komuniści nie mogli dokonać masakry wioski. Zamętu i śmierci wniny jest oczywiście tytułowy Amerykanin, Alden Pyle, który, pod przykrywka urzędnika konsularnego, organizuje antykomunistyczne oddziały Wietnamczyków.

„Spokojny Amerykanin” Greene’a został tu odczytany już bardziej w duchu Johna Le Carre, nestora XX-wiecznej literatury szpiegowskiej, wielokrotnie przenoszonego na ekran. W swych „zimnowojennych” powieściach Le Carre zacierał moralne różnice między działaniami służb obu bloków: sowieckiego i zachodniego. W początkach XXI wieku autor „Wydziału Rosja” i „Uciec z zimna” za główne niebezpieczeństwo dla ludzkości uznał USA i wielkie korporacje. „Wielki ogrodnik” przeniesiony w 2005 roku na ekran przez Fernando Meirellesa podążył drogą Noyce’a – to fundamentalna krytyka cywilizacji zachodniej. Nikomu nie przyjdzie do głowy zakwestionować zbrodniczych praktyk koncernów farmaceutycznych opisanych przez Le Carrego. Dokonał on jednak – a za nim filmowcy – uogólnienia tych praktyk na funkcjonowanie zachodnich instytucji. Brutalny mord dokonany na zaangażowanej aktywistce w Kenii obciąża brytyjski rząd i współpracujące z nim korporacje. W „Wiernym ogrodniku” politycy i biznesmeni nie zdradzili zasad swej cywilizacji, oni ją w swych zbrodniach ucieleśniają. Mąż zamordowanej Tessy, Justin Quayle, grany przez Ralpha Fiennesa, odzyskuje równowag dopiero gdy zrywa ze swym życiem, dobrowolnie idąc na śmierć z rąk oprawców wynajętych przez potężnych mocodawców. Zły i zbrodniczy system instytucji kapitalistycznego świata, który korumpuje humanitarne ideały z jednej, czyści i nieskazitelni lewicowi działacze oraz oszukiwane społeczeństwa z drugiej strony, tak wygląda świat w oczach hollywoodzkich filmowców. Wizja Le Carrego/Meirellesa pokrywa się z tą jaką mieliśmy okazję oglądać w filmie „Syriana” Stephena Gaghana. To również film sensacyjno-szpiegowski z ambicjami komentowania rzeczywistości. Plątanina interesów nafciarzy wspieranych przez ludzi służb uniemożliwia bliskowschodnim społeczeństwom rozwój demokratyczny – taka jest wymowa filmu, rodem z lewicowej publicystyki.

Ani „Wierny ogrodnik” ani „Syriana” nie próbują analizować Afryki ani Bliskiego Wschodu, rządy Kenii czy Syrii zdaja się nie ponosić odpowiedzialności za stan swoich krajów. Za wszystko co złe, filmowcy winią zachodnie rządy i ich służby, za terroryzm też. W „Sumie wszystkich strachów” opartej na powieści Toma Clancy’ego (choć raczej w niezgodzie z oryginałem), na terytorium USA wybucha bomba atomowa, ale winne ostatecznie są … Stany Zjednoczone, które swą polityką antagonizują wobec siebie resztę świata. W „Sumie…” największym wrogiem ludzkości są zakamuflowani w Unii Europejskiej neonaziści w garniturach a wzorowana na Putinie postać rosyjskiego prezydenta wygłasza w finale filmu pokojowe orędzie. Tego typu groteskowe sceny przedstawiane są z cała powagą.

Wrażliwy agent

W ostatnim filmie Ridleya Scotta, „W sieci kłamstw” agent CIA grany przez Leonardo di Caprio dochodzi do wniosku, że jest częścią instytucji, która ponosi odpowiedzialność za przemoc na Bliskim Wschodzie. Odchodzi z CIA, by związać się z Jordanką. Motyw z filmu Scotta jest bliźniaczo podobny do filmu jego brata, zdolnego rzemieślnika kina akcji Tony’ego, który w filmie „Zawód: szpieg” przedstawił dwa typy bohaterów kina sensacyjno-szpiegowskiego, reprezentowane przez dwa pokolenia aktorów i dwie wrażliwości. Robert Redford gra Davida Muira, agenta CIA, który przychodzi do pracy w ostatnim dniu przed emeryturą. Czeka go jednak ostatnia misja, będzie on na własną rękę ratował przyjaciela i podwładnego, Toma Bishopa (granego przez Brada Pitta), który trafił do niewoli w chińskim więzieniu.   Bishop chce uwolnić swoją ukochaną, lewacką aktywistkę, którą poznał w Libanie i sam zostaje schwytany. Zwierzchnicy Muira z Langley chcą jednak poświęcić chłopaka ze względu na handlowe interesy. Muir, który jest mistrzem w swoim fachu musi przechytrzyć agencję, by ratować przyjaciela.

 

W 1976 roku Robert Redford zagrał w filmie „Trzy dni Kondora” pracownika CIA, który musiał stanąć do walki z macierzystą firmą, która pod przykrywką służby narodowi prowadziła brudne interesy. Tamta rola reprezentowała jednak pewien rodzaj idealizmu, chodziło raczej o walkę z nadużyciami w demokracji a nie o demaskowanie zgniłych korzeni ustroju. Bohaterowie grani przez Di Caprio i Brada Pitta to nowe pokolenie superszpiegów, którzy za nic maja obowiązki, na pierwszym miejscy stawiając uczucia. Nie walczą z wrogami kraju, bo za największego wroga uznają jego służby. Podobnie jak inny współczesny heros kina, Jason Bourne grany przez Matta Damona. W całej filmowej trylogii  Bourne, wyszkolony, by likwidować terrorystyczne zagrożenie (jak w powieściach Ludluma), zajmuje się walką ze swoją agencją, która, rzecz jasna, roi się od złych i podłych ludzi.

Matt Damon zagrał w jeszcze jednej „poważnej” produkcji o służbach. W „Dobrym agencie” Roberta de Niro wcielił się w postać Edwarda Wilsona, wzorowanego na Jamesie Angletonie, jednym ze współtwórców amerykańskiego wywiadu. Fakty z życia i kariery Angletona zostały jednak potraktowane z dużą swobodą, co umożliwiło przedstawienie tej postaci jako podążającej przez swą paranoję do moralnego upadku a jej otoczenia jako gniazda karierowiczów i paranoików. W filmie pada nawet zdanie, że CIA jest odpowiedzialna za wyolbrzymienie sowieckiego zagrożenia, co pozwala agencji wzmacniać swe wpływy i znaczenie w państwie - teza jakby wykradziona z departamentu dezinformacji KGB. Rzeczywistość życia w bloku wschodnim i natura sowieckiego systemu zostały zignorowane. Rosjanie, w porównaniu z amerykańskimi odpowiednikami, wypadają raczej sympatycznie.

Trudno chyba po Hollywoodzie spodziewać się rzetelnego filmu o służbach specjalnych. Niestety, przy tak szeroko zakrojonych ambicjach komentatorskich twórców tych filmów, jeszcze trudniej może być o przyzwoitą szpiegowską rozrywkę. W kino sensacyjno-szpiegowskie wkrada się bowiem polityczna propaganda a zdolni twórcy zmieniają się w poputczików. Cierpi na tym szlachetny gatunek kina, gdzie nastrój, klimat i suspense z nurtu noir wyparte zostały przez pretensjonalność i pusty polityczny sentymentalizm.

Kacper Ignatowicz

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Kulisy sprawy Polańskiego

Ostatnia aktualizacja: 26.11.2009 11:42
Na dużym ekranie można oglądać film Mariny Zenovich "Polański: ścigany i pożądany"
rozwiń zwiń
Czytaj także

Piątkowe premiery

Ostatnia aktualizacja: 22.01.2010 09:25
Japoński dramat "Pożegnania", nagrodzony ubiegłorocznym Oscarem w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, musical "Nine - Dziewięć" z Danielem Day-Lewisem, Penelope Cruz i Nicole Kidman w obsadzie oraz irańska produkcja "Co wiesz o Elly?" od dziś w polskich kinach.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kinowe zawirowania 2009 roku

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2009 10:05
To był dobry rok dla kina, który pobudził apetyt wielu miłośników X muzy.
rozwiń zwiń