Kultura

Z tamtej strony Wisły

Ostatnia aktualizacja: 23.01.2008 17:31
W potoku superdrogich superprodukcji supernadętych posągowych postaci polskiego kina, „Rezerwat” wyróżnia się naturalizmem, prostym dowcipem i plenerami, które wszyscy znają przynajmniej z opowieści.

Żeby tchnąć nieco świeżego powietrza w polskie kino wystarczy niezbyt wyszukany scenariusz, kilku młodych aktorów, którzy jeszcze nie zaistnieli w serialach i trochę zdrowej ironii. Jeśli wierzyć opowieściom reżysera Łukasza Palkowskiego, ten ostatni element skłonił go do napisania scenariusza „Rezerwatu”.

W potoku superdrogich superprodukcji supernadętych posągowych postaci polskiego kina, amerykańskich megagwiazd i moralnych wątpliwości europejskich reżyserów, „Rezerwat” wyróżnia się naturalizmem, prostym dowcipem i plenerami, które wszyscy znają przynajmniej z opowieści. Bo jeśli nawet niewielu widzów miało okazję poznać „uroki” ulic Brzeskiej, Stalowej, czy Środkowej na warszawskiej Pradze, to większość przynajmniej zna tamtą specyficzną „starowarszawską gwarę”. Z felietonów Wiecha, piosenek Grzesiuka albo Staśka Wielanka.

Przez całe dziesięciolecia prawobrzeżna Warszawa pozostawała skansenem, azylem, który uchronił ten skrawek prawdziwej stolicy od wojennych zniszczeń. Praga przetrwała okres Powstania Warszawskiego i odwet Niemców na niepokornym mieście, a wraz z nią tysiące mieszkańców, którzy zachowali specyficzny, przedwojenny folklor i język. W okresie PRL-u Bazar Różyckiego, serce Pragi był tym miejscem, gdzie – mimo niekończących się braków w zaopatrzeniu – można było nabyć dosłownie wszystko. W latach 90. Praga stała się dla Warszawy, tym czym dla Krakowa Nowa Huta – balastem narastających problemów społecznych. Bezrobocie, bieda i idące za nimi przestępczość wpisały się w ten krajobraz na dobre. Film Łukasza Palkowskiego czerpie z tego stereotypu pełnymi garściami, ale zamienia ten obraz w ciepłą historię, która bawi i zmusza do refleksji jednocześnie. „Jedziesz na Pragie, zabiesz se lagie” – mówi warszawskie powiedzenie.

U Palkowskiego rzeczywiście wódkę pije się szklankami a po gębie można dostać bez powodu. Pół kamienicy całymi dniami sączy wino za 2,50, a drugie pół podgląda, podsłuchuje lub plotkuje, nawet jeśli pracuje. W tym pozornym bezładzie panuje jednak harmonia, specyficzny system wartości, opartych na lojalności i honorze. I tak jest od lat. Każda zmiana, każdy nowy lokator burzy ten delikatny układ, co każe przypominać o obowiązujących tu zasadach. To z kolei dla „obcych” przeważnie kończy się nienajlepiej.

Główny bohater Marcin, który dziwnym trafem wybiera to miejsce, dosyć szybko zdobywa zaufanie mieszkańców. Dla miejscowych atrakcją jest chociażby niespotykany tutaj styl bycia. Codziennie wita go chórek miejscowej żulerki, która liczy na „sponsoring”:

- Witam kierownika!!!
- Dzień dobry panom. Co tam słychać o poranku?
- Jaki tam poranek... Trzy godziny już se tu siedzimy i nic. Jak by pan kierownik poratował, ze dwa, trzy... to może by słonko wyszło...

''

Sytuacja zmienia się, kiedy okazuje się, że nowy właściciel kamienicy chce sprzedać grunty. Wcześniej musi zdobyć pozwolenie konserwatora zabytków na wyburzenie zabytkowych budynków. Marcin, który jest fotografem ma za zadanie udokumentować, że dom nie nadaje się do remontu, a mieszkańcy do element, który należałoby jak najszybciej usunąć z centrum miasta. Na pierwszy rzut oka nic łatwiejszego...

Znacznie trudniejsze okazuje się drugie zamówienia na nietypowy fotoreportaż z dzielnicy dla jednego z dzienników. Zła sława Pragi nie ułatwia zadania, bo o zdjęcia zniszczonych zabytkowych kamienic nie jest trudno, a fotografowanie ludzi to nie jest proste zadanie. Zwłaszcza, gdy okazuje się, że miejscowy łobuz ... ma większy talent od zawodowego fotografa. A to tylko początek zdarzeń, które wplączą Marcina w coraz to nowsze i nieoczekiwane znajomości.

Wielkim  atutem filmu są z pewnością wyraziste postaci: „dres” Rysiek, fryzjerka Hanka B., milicjant Roman czy chuligan Grześ. Naturalne dialogi, absurd otoczenia i aktorzy amatorzy, budzą sporo sympatii. Do tego stopnia, że w pewnym momencie można zacząć identyfikować się z tym światem, który wydaje się powoli zanikać. Bo i Praga staje się coraz atrakcyjniejszą dzielnicą, gdzie lokuje się coraz więcej inwestycji. Te z kolei spychają dotychczasowych mieszkańców w coraz bardziej zamknięte skupiska. Aż, któregoś dnia znikną zupełnie.

Czy będzie ich żal? Pewnie tak, ale krótko. Tak krótko jak może zastanawiać się człowiek, któremu dano do wyboru mieszkanie w nowym apartamentowcu i starą odrapaną kamienicę; strzeżone podwórko i ławkę, którą okupuje grupka meneli. Nawet jeśli są najbardziej sympatycznymi menelami na świecie. Bo to był tylko film, a w życiu nie ma podobnych ludzi...

Janusz Podolski

PRZECZYTAJ wywiad z reżyserem "Rezerwatu" Łukaszem Palkowskim

 

 

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni