Jest też temat, który nie doczekał się jeszcze oddzielnej kategorii, zbyt rzadko pojawia się w filmach. Mimo to trafił już w ręce kilku, reżyserów z pokaźnym dorobkiem. Większości wykorzystujących go produkcji nie da się przypisać przynależności do fantastyki czy gatunku historycznego. Ale! Temat ów dosyć mocno, dotyka więzi, między widzem a wielkim ekranem.
Zwlekam z nazwaniem bohatera tego tekstu, ze względu na automatyczne skojarzenia z ruchem New Age. Ale wędrówki nieśmiertelnej duszy znajdują przecież pokaźne grono miłośników wśród społeczności naukowej, nie wspominając już o klasycznych ruchach religijnych.
Zapomnijmy na chwilę o New Age, choć niektóre ze scen omawianych filmów, momentami ocierają się o parapsychologię. Skupmy się na związku reinkarnacji z naszym postrzeganiem kina.
Czego szukamy w ruchomych obrazach? Dlaczego tak łatwo i z takim zaangażowaniem, identyfikujemy się z bohaterami? „Podglądanie” wcześniejszych wcieleń to wędrówka po różnorakich osobowościach, sceneriach i czasach. Podobną wyprawę serwuje nam przecież seans filmowy. Dowolnie zmieniamy odwiedzane światy a jedyną granicą jest aktualny repertuar. Z tą różnicą, że my siedzimy bezpieczni w kinowych fotelach, nie ryzykując rozstroju nerwowego, jaki udziela się tytułowej „Chaotycznej Annie” w filmie Julio Medem’a. Bohaterka poddawana wielogodzinnym sesjom hipnotycznym cofa się w otchłań czasu, lustrując wcześniejsze wcielenia. To, co widzi odbija się na jej codzienności, czyniąc z życia dziewczyny coraz większy chaos.
Oczywiście nam, wprowadzenie w stan hipnozy i cofniecie w czasy przed prenatalne, ukazałoby zapewne prozaiczne scenki ze zwykłego życia toczonego w czasach historycznych. Anna jest jednak osobą wyjątkową, nie dość, że łatwo poddaje się hipnozie, to jeszcze każde z jej poprzednich wcieleń kryje albo ciekawą opowieść osadzoną w orientalnej scenerii, albo doświadczenia postaci niemal archetypicznych. Chaos na ekranie narasta. Film, mimo że prezentuje ciekawe ujęcie tematu, zaczyna korzystać ze zbyt wielu środków stylistycznych, zamieniając się w nużący misz masz. Ale pojawienie się postaci archetypicznych w odległych wcieleniach Anny, nawiązuje do myśli rumuńskiego badacza kultur i religii. „W micie wiecznego powrotu” Mircea Eliade możemy się natchnąć na teorię, według której ludzie ze społeczności pierwotnych nie myśleli o sobie w sposób przyjęty dzisiaj. Prehistoryczne „ja” połączone było z postaciami z legend. Kiedy nasz przodek wykonywał jakąś czynność nieomal stawał się bohaterem konkretnego mitu, który czynił to samo w czasie mitycznym. Tutaj znowu przypomina się kino i identyfikacja widza z postacią filmową. Kiedy gaśnie projektor, zapalają się światła i opuszczamy salę na której zobaczyliśmy oddziałujący na naszą wyobraźnię film, jego bohater zostaje z nami do chwili następnego wzruszenia. Powraca, kiedy znajdujemy się w podobnej do filmowej sytuacji. Czy to, aby nie ta sama identyfikacja z archetypem, jaka dotykała naszych przodków? Archaiczny element zatopiony w naszej codzienności?
Miłość stulatka
Wróćmy do przywołanego przed chwilą Eliade’go. To zapewne przypadek, że w tym samym czasie, niemal synchronicznie, na naszych ekranach pojawiły się dwa filmy nawiązujące treścią do reinkarnacji. Jeśli za „Chaotyczną Anną” stoją wątpliwości co do doświadczenia, początkującego jeszcze reżysera, to „Młodość stulatka” Francisa Forda Coppolli już ich nie budzi. Ten film był realizacyjnym marzeniem twórcy „Ojca Chrzestnego”. Choćby z tego powodu produkcji, opartej na prozie rumuńskiego religioznawcy, należy się uwaga. Krytyka, z jaką się spotkała pomija jeden fakt, „Młodość…” jest filmem nakręconym nie dla widzów, ale dla samego siebie. To, zdaje się pierwszy od „Czasu Apokalipsy”, powrót Coppoli do kina autorskiego. Powrót odważny, bo będący ekranizacją dzieła uznanego za mało filmowe. Śmiałe było nawiązanie reżysera do estetyki snu, a trafny, angaż Tima Rotha do roli głównej. Sceptyków odpornych na Eliadego i eksperymenty Coppoli zadowoli chociaż prezentacja warsztatu aktorskiego Rotha.
Skąd niesmak tak wielu krytyków? Może to pozorna chaotyczność opowieści (pozorna, bo uzasadniona senną estetyką)? Albo niechęć do tematu? Podstawowy wątek, na którym oparty jest film, to przemiana starca w trzydziestoparolatka, który chce jak najlepiej wykorzystać ofiarowany od losu czas. Pragnie ukończyć dzieło swojego życia. Tu wkracza kolejny epizod w postaci jeszcze jednego prezentu od losu. Kobieta! Nie tylko jako miłość, ale i medium, dzięki któremu będzie on w stanie dokończyć swoje dzieło. Medium nie w sensie kontaktu z zaświatami, ale właśnie przeżywania poprzednich wcieleń. Obserwacje jej natchnionych ataków zbliżają bohatera do rozwiązania zagadki człowieka, natomiast oddalają od ukochanej. A wizje dziewczyny dotyczą wcześniejszych wcieleń, raz anonimowych, innym razem takich, które pojawiły się na kartach historii. Dochodzi jeszcze element mówienia, nieznanymi „opętanej”, językami. Te, uzasadnione wizją przeszłości glosolalia, to kolejny wspólny element z hipnotycznymi stanami Anny. Różnica polega na tym, że Anna ma na jawie tylko wizje z poprzednich wcieleń, a Laura Coppoli realnie staje się kobietą z przeszłości.
Głos psychodelii
Oba dzieła mają partnera do dyskusji. Prawie trzydzieści lat temu Ken Russell wybrał się na przechadzkę w okolice literatury najbliższej New Age. Korzystając z opowieści Carlosa Castanedy i doświadczeń kilku naukowców pochłoniętych badaniami nad halucynogenami, wyreżyserował „Odmienne stany świadomości”. Film będący ostatnim westchnieniem pokolenia hipisowskiej psychodelii. Bohater jego filmu tak dalece oddał się badaniom opartym na cofaniu umysłu przeszłość, że aż doprowadził do przemiany fizycznej. Znalazł się na granicy człowieczeństwa, przenosząc się w czasy przed uformowaniem gatunku homo sapiens. Dochodzą do tego ekstremalne metody badawcze i eksperymenty z meksykańskimi grzybami. Film ten, jest co prawda hollywoodzkim ujęciem tematu, ale doskonale uzupełnia swoje współczesne rodzeństwo. Wspólny element to ujęcie ludzkich wspomnień, które leżą przykryte kołderka podświadomości, a sięgają aż jej zbiorowych pokładów. Różnicą jest podejście. Najprościej opisać je porównując do kierunków antropologii. W „Odmienne stany świadomości” spotykamy się z namacalną przemiana bohatera, odpowiednikiem jest tu antropologia fizyczna, zajmująca się zmiennością cech anatomicznych i fizjologicznych człowieka w czasie i przestrzeni. Główny bohater, Eddi Jessup, doświadcza na początku, znaczącej dla identyfikacji człowieka jako niezwierzęcia, regresji narządu mowy.
„Młodość stulatka” ze względu na zainteresowania autora literackiego pierwowzoru, zahacza o antropologię kultury kończąc na antropologii religijnej, skupiającej się na poszukiwaniu przez człowieka sensu istnienia i badaniu zależności między nim a absolutem.
„Chaotyczna Anna” najbliższa jest antropologii kultury, dziedzinie badającej między innymi etniczną różnorodność i organizację kultur.
Czy ktoś pociągnie ten temat dalej? Na pewno. Można tylko liczyć na bardziej rozbudowane jego ujęcie i jedną rzecz, która może uczynić przyszłe dzieło bardziej atrakcyjnym dla widza. Chodzi mi o większe skupienie się na prywatnym życiu i psychologicznej przemianie osoby „dotkniętej pamięcią”. Potrzebne są elementy czyniące film bardziej znośnymi dla sceptycznie nastawionego widza.
Na koniec wróćmy do tematu czasu, dokładniej jego indywidualnego odczuwania. W „Młodości stulatka” głównym wątkiem jest przywrócona młodość. A jak wyglądałoby życie gdybyśmy rodzili się starzy a odchodzili jako niemowlęta? W tym kierunku, temat poruszony przez Coppollę, rozwinie niebawem David Fincher w „Ciekawym przypadku „Benjamina Buttona” ekranizacji prozy klasyka, Francisa Scotta Fitzgeralda.
Piotr Jezierski