Na dziś (3.03.2010) zapowiedziano oficjalną premierę książki Artura Domosławskiego "Kapuściński non-fiction". Biografia o wybitnym reportażyście już wzbudziła wiele kontrowersji. Jej wydanie próbowała zablokować wdowa po Kapuścińskim, zdaniem której książka godzi w dobre imię jej zmarłego męża.
Wiele kontrowersji budzi stosunek Kapuścińskiego do PRL-u. Dla wielu zaskoczeniem okazuje się skala jego zaangażowania w komunizm, zwłaszcza w latach 50., kiedy działał w ZMP, potem w partii. - Nie było w tym wyrachowania, karierowiczostwa. Kapuściński naprawdę wierzył, że dla powojennej Polski nie było alternatywnej drogi. Dla niego droga rewolucji społecznej, awansu społecznego biedniejszych, była uzasadniona - uważa Domosławski.
Kapuściński legitymację partyjną oddał dopiero w roku 1989, nigdy jednak nie opowiedział o swoim doświadczeniu z komunizmem. - Powodem, dla którego Kapuściński nie mówił o swojej przygodzie z komunizmem, jest fakt, że po '89 roku ta przeszłość zaczęła mu ciążyć, obawiał się, że zostanie ona wykorzystana przeciwko niemu. W Polsce po 1989 roku nie było atmosfery, żeby spokojnie opowiedzieć o przygodzie z komunizmem, bez strachu, że się zostanie wdeptanym w ziemię - dodaje Domosławski.
Autor biografii podejmuje też wątek współpracy Kapuścińskiego z PRL-owskim wywiadem.
- Był okazjonalnym i sporadycznym współpracownikiem, który dostarczył kilka politycznych analiz. Nie wyciągam tego epizodu jego życia, aby na tej podstawie formułować jakikolwiek akt oskarżenia, raczej staram się zrozumieć okoliczności. Uważam, że Kapuściński - człowiek, który uważał Polskę Ludową za swoją ojczyznę, miał prawo uważać, że nie czyni niczego złego, przeciwnie, wypełnia jakiś rodzaj obywatelskiego obowiązku dostarczając informacji o tajnych operacjach CIA w trzecim świecie. W którymś momencie musiał jednak zrozumieć, że jakakolwiek współpraca dziennikarza z wywiadem jest rzeczą niewłaściwą - uważa Domosławski.
Autor pisze, że Kapuściński wykreował swój mit - nieustraszonego reportera, który naprawdę wielokrotnie ryzykował życiem, jednak niektóre niebezpieczne sytuacje, w jakich się znalazł, ubarwiał, czynił bardziej sensacyjnymi niż w rzeczywistości były.
Socjolog kultury Mirosław Pęczak uważa, że dyskusja wokół książki pokazuje głębszy konflikt wartości, między prawdą a wymogami etycznymi. -Prawda może być bardzo niewygodna i to nie tylko dlatego, że komuś szkodzi, ale także dlatego, że szkodzi pewnemu obrazowi świata, który na przykład dużo ludzi podziela. Z tego powodu konieczne jest zachowanie pewnej delikatność i wstrzemięźliwość - uważa Mirosław Pęczak.
Zdaniem Mirosława Pęczaka żyjemy w takiej kulturze, w której ta delikatność i wstrzemięźliwość nie jest słyszana. Liczy się wyrazistość. -Mamy już za sobą doświadczenia chociażby kultury tabloidowej. Na tym tle książka o Kapuścińskim naprawdę nie jest żadnym grzechem - dodaje Mirosław Pęczak.
Książka Domosławskiego poddaje w wątpliwość rzetelność słynnych reportaży Kapuścińskiego. "Król reportażu" ponoć ubarwiał opisywaną przez siebie rzeczywistość. To zdaniem Mirosława Pęczaka otwiera pole do dyskusji na temat rozmywania się granic pomiędzy fikcją a rzeczywistością. -Znów staje pytanie o prawdę i siłę poznawczą twórczości. Bo czy to znaczy, że Kapuściński poprzez swoją twórczość kłamał? Książka Domosławskiego tego nie zakłada i nie stara się tego dowieść - tłumaczy socjolog. Według Pęczaka reportażysta nie musi być magnetofonem, a czysty obiektywizm jest niemożliwy do osiągnięcia.
Książkę "Kapuściński non-fiction" wydał Świat Książki. Publikację odrzucił wcześniej krakowski Znak. Redaktor naczelny Znaku Jerzy Illg wyjaśnił, że Kapuściński był jego przyjacielem, nie mógłby spojrzeć mu w oczy, gdybym wydał taką książkę.
(mz, IAR, PAP)