Sztuka napisana przez Igora Sawina, a wystawiona przez Cezarego Tomaszewskiego, miała być w założeniu wielkim spektaklem dwóch aktorów – którzy wykorzystując stereotypowy obraz brytyjskiej arystokracji stworzyliby dzieło lekkie, przyjemne, barwne, ze szczyptą kryminalnej intrygi i przede wszystkim gwarantujące „ubaw po pachy”.
W "Kto nas odwiedzi" większość treści mamy przedstawioną na samym początku. Poznajemy więc dystyngowaną, a przy tym zmanierowaną i do granic znudzoną wiekową milady, która mieszka w ponurym szkockim zamku jedynie ze swoim wiernym kamerdynerem Janem. Najważniejszym dniem w roku jest dla niej rocznica śmierci jej męża, na którego część zaprasza tych samych gości: lekarza, pastora i notariusza. I tak się dzieje od wielu, wielu lat. Problem jest jednak w tym, że wszyscy trzej od dawna nie żyją, a w ich role wciela się niezastąpiony kamerdyner.
Widzimy więc, że potencjał komediowy jest tu ogromny. Niestety, został on jedynie w części wykorzystany zarówno przez autora tekstu, jak i reżysera, a para aktorów nie mogła już z tego materiału zrobić więcej niż widzimy na scenie. Chociaż ciężko zarzucić Jadwidze Jankowskiej-Cieślak brak zaangażowania czy zbyt słabe wcielenie się w rolę, to sama sobie tekstu nie napisze. W rezultacie pozostało jej jedynie staranie się, by od czasu do czasu wyjść z cienia i stanąć obok Jana Peszka.
To jego bowiem rola, a raczej cztery role, które zostały mu powierzone – są największym, a zarazem jedynym pozytywem sztuki. Potrafi on bowiem znakomicie oddać wszystkie te mocno różniące się od siebie, komiczne i skarykaturyzowane postacie, wraz z całym wachlarzem ich powiedzonek, zachowań i mimik. "Kto nas odwiedzi" staje się spektaklem jednego aktora, przez długie minuty to on niepodzielnie rządzi na scenie, a w tym czasie Jadwiga Jankowska-Cieślak ogranicza się jedynie do obserwowania poczynań swojego kolegi.
Jednak pomimo jego starań nie jest on w stanie wznieść sztuki na wyższy poziom. Zbyt wiele jej elementów wprowadzanych jest w przewidywalnym, wolnym i nużącym tempie. Co gorsza, sceny satyryczne w większości przypadków nie śmieszą, a kryminalna intryga jest mało oryginalna i nie przekonuje. Brawa dla Jana Peszki, ukłony dla Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, słaba trójka dla autora tekstu i reżysera.
Mieczysław Burski