W obu przypadkach "Ida" zwyciężyła w kategorii film nieanglojęzyczny. BAFTA to najważniejsza nagroda brytyjskiego przemysłu filmowego - dla Pawła Pawslikowskiego szczególna, bo jest związany z Wielka Brytanią.
- Długo zastanawiałem się kim jestem, szczególnie, gdy jako nastolatek wylądowałem w Anglii nie znając języka. Zawsze czułem, że jestem Polakiem, ale długo towarzyszyło mi pytanie, czym jest dla mnie Polska - mówił w Jedynce Paweł Pawlikowski, reżyser filmu "Ida" - polskiego kandydata do Oscara. W 2013 roku "Ida" zdobyła Złote Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni.
Festiwal filmowy w Gdyni - poznaj wszystkich laureatów >>>
W filmie Pawła Pawlikowskiego spotykają się dwa kobiece losy: nowicjuszki Anny (w tej roli Agata Trzebuchowska) i jej jedynej krewnej Wandy (Agata Kulesza - nagrodzona w Gdyni za najlepszą rolę kobiecą). Ich wspólna podróż w przeszłość ma pomóc w poznaniu tragicznej historii rodziny i prawdy o tym, kim są.
Reżyser "Idy", który był gościem jedynkowego "Spotkania z mistrzem" przyznał, że kreując postać Wandy czerpał z historii Heleny Wolińskiej-Brus, którą poznał osobiście. Wiadomość o tym, że ciepła i dowcipna kobieta "miała stalinowską przeszłość i doprowadziła do śmierci wielu ludzi", była dla filmowca szokiem. - Zacząłem myśleć dużo o tym, jak jedna osoba może wykonywać tak różne rzeczy, mieć równolegle osobowości, które działają. Sam też czułem, że kryją się we mnie dwie, trzy osobowości. Tylko być może nie mam tyle odwagi czy energii, by za nimi podążać - powiedział.
Jednak i w jego życiu były sytuacje poszukiwań i wątpliwości. - Często zastanawiałem się, dlaczego jestem tu, a nie tam. Za komunizmu nie chciałem w Polsce mieszkać, przyglądałem się trochę z boku czasem zafascynowany i dumny, a czasami się wstydziłem. Teraz to wszystko mi przeszło, Polska jest moim krajem i nie oceniam jej. Po prostu to są moje śmieci, gdzie chcę być, przebywać i być może robić filmy.
Przemyślenia na temat tożsamości wykorzystał budując wraz z Agatą Kuleszą postać, w której kłębią się złości i agresji, a jednocześnie melancholia i potrzeba zabawy. - Cała sztuka polegała na tym, by mimo wszystko ona była spójna. Trudno było osiągnąć to, by można było uwierzyć w postać, która ma tyle różnych twarzy - opowiadał w rozmowie z Joanną Sławińską.
Kultura w Jedynce >>>
Właściwie każdy z filmów Pawlikowskiego podejmuje temat, który wymaga "podróży do wnętrza". - Nawet dokumenty, które robiłem wynikały z jakiejś obsesji, z potrzeby mówienia o tym, co się zna. Robienie filmu dla filmu mnie nie interesuje, jestem reżyserem, który musi się zmusić, by jakiś film zrobić. A możliwe to jest tylko wtedy, gdy czuję potrzebę - przyznał.
(asz)