Gitara elektryczna (Łukasz Marciniak) plus trąbka (Marcin Markiewicz) plus słowo, a konkretnie poezja Wojciecha Brzoski, który we własnej osobie prezentuje owoce swojego talentu. Wcześniej mogliśmy go usłyszeć choćby w duecie z Dominkiem Gawrońskim, z którym nagrał dwa krążki: Nunatak (2012) oraz Słońce, lupa i mrówki (2015). Teraz muzyka na „Brodzeniu” zbliża się w okolice jazzowej improwizacji, chociaż motywów znajdziemy tutaj o wiele więcej. A jak teksty? Ciężka sprawa. Wydaje się, że tylko w części są one zrozumiałe dla odbiorcy, który do tej pory nie miał kontaktu z twórczością Brzoski. Aby poznać ich pełne znaczenie należy jednak trochę wgłębić się w jego biografię, poczytać, poszukać, pogłowić się. Ci co lubia Świetlickiego, pewnie sobie poradzą, reszta może być momentami zakłopotana czy zawiedziona. Z muzyką podobnie – oczekiwanie spontaniczności, szorstkości, nie zawsze zostanie zaspokojone. Cześć utworów jest aż nadto doprecyzowana, wygładzona. Skupmy się jednak na pozytywach – takich jak choćby na „(p)atti (s)mith”, czy „Jedni i drudzy”, które na „Brodzeniu” dominują.
Takie płyty nie są codziennością. Głos i perkusja. "Voice 'n' Drums" (wyd. Hevhetia) – dzieło Ani Rybackiej i Stefana Pasborga – dwójki muzyków związanych z duńską Carl Nielsen Academy of Music, to 40 minut i osiem improwizacji, które mocno wyłamują się ze schematów wokalnego jazzu. Wiadomo, jeden instrument i to nie jest ani fortepian ani gitara i głos. Odważny duet odważnych muzyków. Duński perkusista Stefan Pasborg to artysta, który doświadczenie czerpał ze współpracy z takimi tuzami jako choćby nasz Tomasz Stańko, ale również Miroslav Vitous czy Palle Danielsson. Ania Rybacka też debiutantką nie jest, ale kojarzę ją jedynie z zespołów Jakuba Dybżyńskiego: Sphere i Equilateral Trio. "Voice 'n' Drums" to dzieło wymagające, ale dające dużo wrażeń od pierwszego przesłuchania - mistycyzm, etno – zarówno skandynawskie, jak i blisko, a nawet dalekowschodnie, minimalizm środków – a przy tym, każdy numer to inny świat, do którego wędrujemy dzięki zastosowaniu innych środków. Bardzo ciekawa płyta. Mocno oryginalna.
Kolejny „polski” album wydawnictwa Hevhetia – to również dzieło mocno „uduchowione” – już sam tytuł „Mysterium lunae” to drogowskaz. Kwartet Anny Gadt (Łukasz Ojdana, Maciej Garbowski i Krzysztof Gradziuk), wokalistki wielce interesującej, przedstawiającej swoje wielkie umiejętności w nieszablonowym repertuarze. Muzyka mocno wyciszona, ale nie „filozofująca”, jest to sporo melancholii, a nawet gdy pani Ania przyspiesza, to i wtedy, jest to wszystko mocno zachowawcze. No, a gdy na „Mysterium lunae” słyszymy luksemburską wiolonczelistkę Annemie Osborne, to od razu atmosfera zaczyna przypominać płyty nagrywanane w ECM. Sporo wokalizy, w większości ciekawej współpracy z instrumentami, choć przyznam, że bardziej wolę autorskie kompozycje wokalistki. Niewymuszone, proste, ale takie… od serce.
Zupełnie inną atmosferę znajdziemy na krążku „Lunatyk”, która zaskakująco mało ma wspólnego z improwizacją, czy szeroko pojętym jazzem, choć sygnuje go znakomity pianista Maciej Tubis. Jednak we współpracy z wokalistą Radosławem Bolewskim, który gra tu również na perkusji, Tubis mocno zawęża swoje popisy, jego gra zostaje niejako wtłoczona w ramy projektu przeznaczonego dla słuchaczy o zupełnie innych – pozajazzowych – gustach. Dziwię się, że pianista odszedł tak daleko od swoich korzeni – w szczególności, gdy przypomnę sobie jak Tubis Trio w zeszłym roku zachwyciło nas albumem "The Truth". Tu, Pan Maciej, realizuje się w zupełnie innej stylistyce, sam odpowiadając również za syntezatory, które na krążku dzielą i rządzą. Mocny rytm, melodyjność i uproszczenie przekazu pod względem rytmicznym – „Lunatyk” może zawieść część miłośników gry tego pianisty, ale może równie dobrze dotrzeć do zupełnie nowego grona. Ciekawe, czy doświadczenia, które zebrał przy produkcji tego albumu Pan Maciej, wykorzysta w swoich przyszłych jazzowych wydawnictwach.
Mieczysław Burski